Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi PiotrHabaj z miasteczka GDYNIA. Mam przejechane 7858.00 kilometrów w tym 4578.72 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.96 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 20914 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy PiotrHabaj.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

MARATONY MTB

Dystans całkowity:2175.90 km (w terenie 3059.00 km; 140.59%)
Czas w ruchu:97:35
Średnia prędkość:21.54 km/h
Maksymalna prędkość:67.00 km/h
Suma podjazdów:9587 m
Maks. tętno maksymalne:180 (94 %)
Maks. tętno średnie:166 (87 %)
Suma kalorii:1370 kcal
Liczba aktywności:45
Średnio na aktywność:49.45 km i 2h 19m
Więcej statystyk
  • DST 44.00km
  • Teren 44.00km
  • Czas 02:23
  • VAVG 18.46km/h
  • Sprzęt B1 DRONE
  • Aktywność Jazda na rowerze

MTB Maraton Gniewino

Niedziela, 18 sierpnia 2013 · dodano: 30.09.2013 | Komentarze 0

Po tym jak przebiegłem swój pierwszy Maraton, dzień po tym zrobiłem krótki rozruch na rowerze 30 km asfaltem, dzień przerwy i nadszedł czas na Maraton rowerowy MTB w Gniewinie, organizatorem był Przemysław Ebertowski.
W ubiegłym roku był to najlepszy Maraton na Pomorzu tym razem było jeszcze lepiej, Przemek zna się na rzeczy.
Co do obecnej formie nie wiedziałem jak to będzie z rowerem, po ciężkim Maratonie jeszcze dobić się na MTB nie liczyłem na dobry wynik.
Trasa była zmieniona co do ubiegłorocznej, było jeszcze ciężej, podjazd pod zbiornik dawał w kosć, w lesie błotniste podjazdy, zaliczyłem na jednym z nich glebe.
Tuż przed metą też był dosć kąśliwy ostry podjazd nad którym trzeba było się jeszcze wysilić, dojazd do mety po trawie przez bulwy, trochę trzepało ale było fajnie.

O dziwo zająłem całkiem przyzwoite miejsce
Open: 39
Kat: 15

Wyniki


Kategoria MARATONY MTB


  • DST 40.00km
  • Teren 40.00km
  • Czas 01:49
  • VAVG 22.02km/h
  • VMAX 50.00km/h
  • HRmax 180 ( 94%)
  • HRavg 166 ( 87%)
  • Podjazdy 610m
  • Sprzęt B1 DRONE
  • Aktywność Jazda na rowerze

Maraton MTB King Oscar Gniewino 2012

Niedziela, 12 sierpnia 2012 · dodano: 19.08.2012 | Komentarze 1

Dziś 12.08.21012 odbył się długo oczekiwany „Maraton MTB King Oscar Gniewino” którym organizatorem byli Przemysław Ebertowski oraz Rafał Czepułkowski który również miał swój wkład w tej pięknej imprezie.
Do wyboru były dwa dystanse Mega – 40 km jedna pętla oraz Giga dwie pętle które liczyły sobie aż 80 km.
Ja osobiście nie czułem się na siłach żeby jechać na Giga więc wybrałem najbardziej lajtową trasę Mega.
Start oraz biuro zawodów było umieszczone zaraz w okolicach stadionu Gniewino tam gdzie na Euro trenowała Hiszpańska reprezentacja w piłce nożnej.
Początek trasy, w pierwszej kolejności runda rozjazdowa wokół stadionu następnie start.
Początek trasy nie zapowiadała się ciężka, trasa momentami bardzo szybka co mnie zaskoczyło, zjazd i prosta gnało się ile fabryka dała, lecz do czasu.
Podjazd pod zbiornik dał ostro w kość, półtora kilometra podjazdu, tam bardzo dużo czasu zyskałem. Lecz straciłem trochę czasu na podjeździe asfaltowym o takim samym nachyleniu 10% jadąc ścieżką rowerową.
Gdzieś w połowie trasy mniej więcej był błotnisty odcinek gdy wyprzedziło mnie dwóch zawodników i zaliczyło niezła glebę zwolniłem wypinając się z SPD i spokojnie próbowałem przejść, lecz w pewnym momencie musiałem stanąć ponieważ koło tylnie przestało się kręcić, okazało się że przy ramie gdzie jest możliwość zamontowania hamulca zwanych „V” nazbierała się wielka kula błota i musiałem ręcznie ściągać, opony stały się tak ciężkie a ich szerokość oceniam na 2,5 gdy wjechaliśmy na pole błoto spod kół zaczęło się obijać po twarzy, jechałem razem z kumplem Olkiem z Żukowa, ale końcówkę odpuścił, ja przyspieszyłem i miałem dość niezły wynik.
41 Open i 18 w kat. M3

Wyniki Mega
ślad z GPS


Kategoria MARATONY MTB


  • DST 59.00km
  • Teren 59.00km
  • Czas 02:09
  • VAVG 27.44km/h
  • VMAX 45.00km/h
  • HRmax 178 ( 93%)
  • HRavg 165 ( 86%)
  • Podjazdy 330m
  • Sprzęt B1 DRONE
  • Aktywność Jazda na rowerze

Skandia Maraton Lang Team Bytów

Niedziela, 22 lipca 2012 · dodano: 06.08.2012 | Komentarze 0

Dzisiaj odbył się Skandia Maraton Lang Team w Bytowie.
Trasę znałem z kilku poprzednich edycji jak się odbywały w tej miejscowości zawody organizowane przez znany klub „Baszta Bytów” tzw. Rodzinny Maraton Rowerowy”, trasa była strasznie piaszczysta, co tym razem również się spodziewałem, według opisu trasa bardzo płaska ale gdzieś musiał być haczyk, nie może być przecież za łatwo.
Starowałem w sektorze ze znajomymi min Batik z zaprzyjaźnionego teamu jakim jest „Flash Team”, początek ostro wyrwałem do przodu lecz po jakimś czasie trochę spuchłem, dość szybko zaczęliśmy doganiać innych, trasa była naprawdę bardzo szybka i o dziwo było bardzo mało piasków.
Trasa Medio przebiegała wzdłuż jeziora Głębokiego gdzie było dość ciężkich wybojów i teren strasznie nie równy, jechało się 20 km/h i to strasznie dużo sił kosztowało.
Był jeden większy podjazd gdzie trzeba było użyć młynka, podjazd z wybojami.
Jak to na Skandi bywa trasa była krótsza niż zapowiadał organizator co nawet nie wspomniał przed rozpoczęciem wyścigu, za to dystans Giga został zwiększony o 20 km, nie rozumiem podejścia.
Pod koenic wyścigu kilka kilometrów do mety dogoniłem Batika oraz pozostałych kolegów, razem jechaliśmy do końca, co prawda przegrałem finisz ale to nie zmieniło sytuacji ponieważ koledzy są w M2 a ja w M3, do mety pojechałem taktycznie patrząc tylko czy Ci z M3 nie przyspieszają ale na szczęście nic takiego nie miało miejsca, i dobrze bo już ledwo co żyłem, Maraton niby prosty a kosztuje sporo wysiłku i samozaparcia, jestem zadowolony z wyniku, jest postęp, teraz w następnych powinno być coraz lepiej, ale to się zobaczy przy następnych edycjach, do zobaczenia na szlaku
zająłem w kat 16 miejsce w kat. co mnie bardzo cieszy
Profil trasy z GPS






Wyniki Medio


Kategoria MARATONY MTB


  • DST 66.00km
  • Teren 66.00km
  • Czas 03:11
  • VAVG 20.73km/h
  • VMAX 50.00km/h
  • HRmax 178 ( 93%)
  • HRavg 165 ( 86%)
  • Podjazdy 1124m
  • Sprzęt B1 DRONE
  • Aktywność Jazda na rowerze

Skandia Maraton Lang Team - Gdańsk

Niedziela, 3 czerwca 2012 · dodano: 06.08.2012 | Komentarze 0

Dziś odbywał się jeden z najtrudniejszych edycji Skandia Maraton Lang Team była to już IV Edycja, zaś nasz Team w tym roku wziął udział pierwszy raz w tych zawodach.
Przekrój trasy znałem w 70% ponieważ objeżdżałem z braćmi Banach.
Kto zna cykle Skandia Maraton to nie ma liczyć na cuda, trasy w 100% oraz dystansu nie zna się do momentu startu, brak również stoiska gdzie jeszcze w ubiegłym roku można było kupić żelki, batony itp. A to co w pakiecie dawali jest nie do przełknięcia, no i co mnie zdziwiło brak koszulki w pakiecie co w ubiegłym roku dawali w każdej edycji, widać organizatorom już nie zależy na promocji, co roku gorsza organizacja, na trasie brak foto.
Dzień przed startem musiałem pojechać na kołach żeby się zapisać, dojazd też na kołach i to była chyba przesada lecz nie tak do końca. Na starcie byliśmy ustawieni w ostatnim sektorze, za nami już nikogo nie było, lecz gdy wziąłem w jednym z punktów regeneracyjnych kubek z jakimś napojem jeśli tak to można to nazwać, tak mnie żołądek rozbolał, ale z rozmów wynikało że nie tylko ja miałem takie problemy, co oni tam dawali? To jakiś syf był ?
Lecz to był początek problemów, pierwsze pół pętli miałem świetny czas, od podjazdu na abrahama tak mnie zamulało ze ledwo jechałem, to już nie był wyścig tylko walka z samym sobą, podziwiałem krajobrazy, kilka razy wyładowałem w krzakach.
Trasa się trochę zmieniła od przejazdu z braćmi Banachami, dodali trochę podjazdów.
Już po pierwszym okrążenu strasznie mnie skurcze złapały, nie mogłem się za bardzo wysilać bo bym w ogóle nie dojechał, chciałem tylko dojechać do mety i w Bytowie odrobić straty.
Dojechałem na 35 poz. w kat. M3.
Nie ulega wątpliwości ze to był mój najgorszy wyścig w dotychczasowej kolarskiej karierze, ale tak czasem bywa, trzeba iść do przodu i odrobić straty w Bytowie.

Plusy:
*Urozmaicenie Terenu, świetne podjazdy, przepiękna trasa.

Minusy:
*Źle zabezpieczona Trasa, nie raz ktoś z naprzeciwka wychodził mi z psem co można mówić o szczęściu ze nie doszło do zderzenia
*Brak Sklepiku z Batonikami i Żelkami
*Punkt Regeneracyjny – co to za płyn dawali. Fuuuj



Wynimi Medio


Kategoria MARATONY MTB


  • DST 72.90km
  • Czas 02:59
  • VAVG 24.44km/h
  • VMAX 50.70km/h
  • HRmax 172 ( 90%)
  • HRavg 156 ( 82%)
  • Podjazdy 625m
  • Sprzęt B1 DRONE
  • Aktywność Jazda na rowerze

Powerade Garmin Marathon - Murowana Goślina

Niedziela, 15 kwietnia 2012 · dodano: 18.04.2012 | Komentarze 3

Dziś odbyła się pierwsza seria zawodów cyklu „Powerade Garmin MTB Marathon” w Murowanej Goślinie.
Pogoda nie zapowiadała się dość dobra, już sama podróż to trasa we mgle i w deszczu.
Gdy dojechaliśmy na miejsce zawitał nas piorunujący wiatr i deszcz, wiadomo było że łatwo nie będzie no i też nie było
Jak to w maratonach bywa były trzy trasy do wyboru: Mini 36,3 km przewyższenia 311 metrów, Mega: 72,9 (625 m) i największy dystans jakim jest Giga 110 km o przewyższeniu 912 metrów.
Ja osobiście zapisałem się już na początku na dystans mega i tego się trzymałem.
Start dystansu Mega był zaplanowany na godz. 11:00 czyli dzieliło nas 15 min od dystansu Giga.
Gdy nastąpił start peleton dość ostro ruszył, część początkowej trasy przebiegało asfaltem gdzie po kilku metrach doszło do dość niebezpiecznej kraksy dwóch zawodników, takie rzeczy się zdążają, starty są zawsze dość niebezpieczne gdzie jedzie się dość szybko niemal kiera w kierę, mały błąd, odrobina nie uwagi doprowadzić może do upadku, w oddali słyszałem tylko uwaga, uwaga!!! musiałem mocno na prawą stronę odbić ponieważ na całej szerokości byli rozłożeni, jeden po środku drugi na lewej stronie jezdni.
Starty mam słabe musze się najpierw dobrze rozgrzać spokojnie bez szaleństw by dostać moc, i tym razem było podobnie.
Nie wychylałem się za mocno ponieważ dystans był zbyt duży i szkoda tracić siły tuż na samym początku. Początkowo trasa była bardzo szybka, ale były również elementy techniczne.
Trasa została zupełnie zmieniona w porównaniu z poprzedniego roku na trudniejszą, nie to co Skandia którą można już na pamięć zapamiętać każdą znajdującą się dziurę na trasie. Powerade widać że to innej rangi zawody są, tutaj bardziej dbają, i organizacja jest bardziej profesjonalna, nie można się do niczego przyczepić, wszystko niemal idealnie dopracowane, począwszy od oznakowania trasy po bufety, gdzie wszystkiego w zapasie i niczego nie zabraknie. Ja nie zatrzymałem się na żadnym ponieważ nie czułem takiej potrzeby, miałem jakiś nadmiar energii co zaowocowało nawet przyzwoitym wynikiem.
Elementy techniczne, były ostre zjazdy, przejazd przez mostek a następnie podjazd krótki lecz piaszczysty, nie wszystko było przejezdne, nie raz trzeba było zejść z roweru i podpowadzić.
Czasami błoto i piasek zapychały bloki gdzie ciężko było się wpiąć w pedały.
Trasa była dość szybka może mówić moja średnia gdzie po 50 km wynosiła 28 km/h w terenie. Nie wiem skąd ta moc, ale tyle pracy co wykonałem to jeszcze nigdy nie miałem.
Jak dostałem moc to jak w bajkach, rura gaz i prowadziłem ciągle peleton po czym zostawałem sam, gdy dogoniłem następny chwila oddechu, lewa wolna, rura gaz, za mną odpadali bo nie dawali rady już.
Element dość techniczny był przejazd przez budowę, wąska ścieżka dość gliniasta i zakręty po 180 stopni, udało mi się bez zsiadania z roweru, dużo można było zarobić cennych sekund.
Po przejechaniu coś powyżej 50 km zaczęły się interwały i słynna „Dziewicza Góra” największe nachylenie miało 22%
Niestety końcówki nie udało mi się podjechać ponieważ prawa strona była przyblokowana przez prowadzących rowery to zacząłem lewą jechać, tam trzeba było mieć dużo siły i techniki, dość spora ilość korzeniu uniemożliwiła mi to, krótko mówiąc zabrakło mi siły na samą końcówkę, trochę się wkurzyłem ale co zrobić, podbiegłem i dalej w drogę. Miałem kłopot z wpięciem się w pedały ponieważ miałem zapchane bloki, ale po jakimś czasie udało się lecz szkoda kilku cennych straconych sekund.
Nie obyło się również bez szybkich niebezpiecznych zjazdów gdzie prędkość sięgała ok. 50 km/h trochę singeltacków, było niemal wszystko co potrzeba, nie raz miałem nóż na gardle gdzie kilka razy wpadłem w poślizg lecz za każdym razem udawało mi się wyjść z opresji.
Pod koniec maratonu ok. 11 km do mety dogoniłem uciekającego zawodnika z jakiegoś teamu lecz nie widziałem sensu wychylając się przed niego, ponieważ nikogo w oddali nie widziałem, odpoczywałem trochę jadąc za nim, za dużą stratę już miałem a tępo małe też nie było ok. 28 km/h jechaliśmy. Jechało za nami jeszcze ok. 6 zawodników lecz później ok. 5-3 km do mety odpadli i zostali w tyle. Po jakimś czasie ktoś nas wyprzedził, samotny jeździec. Ciągnęliśmy coś powyżej 30 km/h jechałem tuż za nim, reszta odpadła, zostaliśmy tylko w dwójkę, gdy zbliżaliśmy się do przejazdu kolejowego widziałem w oddali metę, wyprzedziłem go i chciałem przyspieszyć, lecz łańcuch był tak zanieczyszczony błotem, że stając na pedałach i chcąc bardzo mocno nadusić trzy razu strzelił mi co wybiło mnie z rytmu dzięki czemu przegrałem finisz o długość pół koła.
Podsumowując to nie wiele by nawet zmieniło ponieważ on był z M2, po przejechaniu mety podziękowaliśmy sobie za walkę.
Z wyniku jestem bardzo zadowolony, niemal to mój najlepszy wynik:
13 w M3 i 43 w ogólnej a to dopiero początek sezonu

Plusy:
· Super dobrana trasa
· Zmiana trasu w porównaniu do poprzednich sezonów
· Wyposażenia bufetów
· Oznakowanie trasy
· Przerwy czasowe po między poszczególnymi dystansami
· Miła atmosfera

Minusy:
· Nie znalazłem takich
Wyniki Dystansu Mega





Kategoria MARATONY MTB


  • DST 54.00km
  • Teren 54.00km
  • Czas 02:03
  • VAVG 26.34km/h
  • VMAX 40.00km/h
  • Podjazdy 240m
  • Sprzęt B1 DRONE
  • Aktywność Jazda na rowerze

Skandia Maraton LangTeam VII Edycja - (FINAŁ !!!) "Kwidzyn"

Czwartek, 27 października 2011 · dodano: 27.10.2011 | Komentarze 0

Dziś odbyła się długo oczekiwana VII Edycja SkandiaMaraton Team, Finał !!!
Po zmaganiu w Białymstoku z przeziębieniem czułem się dziś o niebo lepiej lecz niestety mało rozjeżdżony i bez formy
Miałem zamiar za wszelką cenę utrzymać 9 lokatę w generalce.
Trasa podobno była płaska ale nie chciało mi się wieżyc ze finałowa edycja będzie tak łatwa do przejechania, gdzieś musiał być haczyk i też tak było bo wcale łatwo nie było.
Na trasie miejscami spore ilości piasków dawały się we znaki a ostry wiatr strasznie spowalniał peleton, jakiś czas jechałem sam, myślałem ze wyzionę ducha.
Pod wiatr trzeba umieć jeździć, ja zdążyłem się nauczyć i jestem bardziej doświadczony niż sprzed roku, także uważałem na ten fragment kolarskiego rzemiosła by się nie spalić.
Kilka fragmentów asfaltu by przyspieszyć, gdy udało mi się jechać za peletonem nie było tak źle ale gdy oddalał się coraz gorzej wiatr dawał się we znaki dlatego trzeba było trzymać ze wszelkich sił i nie pozwolić się zgubić.
Na jednej z dróg asfaltowych dogonił mnie peleton, próbowałem się trzymać do samego końca, lecz jakiś km przed metą już nie dałem rady i musiałem odpuścić, na metę wjechałem sam. Dużo zawodników gorszych ode mnie zaczęło mnie wyprzedzać, starałem się nie przejmować tym, mało treningów i słabe przygotowanie, tak sobie to tłumaczyłem.
Na drugi sezon będzie trzeba popracować nad sobą trochę by nie mieć takich oto problemów.
W Edycji finałowej jak się później dowiedziałem nie musiałem z siebie dużo dać by awansować o jedno oczko wyżej z 9 na 8 miejsce w generalce, to mi wystarczyło.
Niestety wyżej nie miałem szans dlatego też podeszłem na luzie, miałem walczyć o 6 miejsce lecz w Rzeszowie po dwóch kapciach już miałem po zamiatane.
Mogę powiedzieć ze nie ułożyło się wszystko po mojej myśli ale będzie za to co poprawiać w nowym sezonie, po nieudanym Etapie w Rzeszowie i zmaganiu się z Chorobą na trasie w Białymstoku jestem zadowolony z 8 miejsca, na wyżej nie było mnie stać a jeszcze mimo to awansowałem o oczko z czego jestem zadowolony, plan zrealizowany w 70%
Do zobaczenia za rok, mam nadzieje ze organizator trochę lepiej się spiszę

Co do trasy to muszę powiedzieć że naprawdę była łatwa, kilka fragmentów dość uciążliwego piasku gdzie trzeba było mieć trochę techniki by się nie zakopać, ale przejezdnych.
Za dużo osób z mini i dystansu rodzinnego na trasie, ciężko było miejscami minąć.
Organizator w Białymstoku już nie popisał się, bardzo wielkim minusem było brak stoiska z żelami oraz batonami energetycznymi, jadąc na dłuższą trasę niż dystans mini to poważny minus.

ja zająłem w klasyfikacji generalnej 8 miejsce
drużynowo zajeliśmy 5 miejsce wyprzedzająć takie teamy jak "KROSS Racing Team" i "MRÓZ ACTIVE JET"

Medio


Kategoria MARATONY MTB


  • Sprzęt B1 DRONE
  • Aktywność Jazda na rowerze

IV Jesienny Maraton MTB Kościerzyna

Niedziela, 25 września 2011 · dodano: 27.10.2011 | Komentarze 0

Dziś odbył się maraton organizowany przez stowarzyszenie „KSR Kościerzyna” w których to barwach jeździłem jeszcze rok temu. Wtedy złapałem trzy gumy, miałem nadzieje że do takiej sytuacji tym razem nie dojdzie. Traktowałem ten maraton jako przygotowanie do finałowej wersji SkandiaMaraton gdzie było to moim głównym celem.
Już po starcie poszedł ogień, niebezpieczny przejazd przez furtkę i rura ile wlezie. Wyprzedzanie uniemożliwiało wyprzedzanie na wprost jedynie trzeba było bokiem po liściach, inaczej się nie dało uważając przy tym żeby nie stracić przyczepności albo nie wjechać w jakiś niechciany korzeń lub kamień czyhający na rowerzystów tuż pod liśćmi.
Po kilku metrach zakręt ostry pod mostkiem, i dalej ile mocy w nogach trzeba było pędzić.
Ja dotrzymywałem tępa aż do momentu dość sporego podjazdu, niestety nie wiem na którym to było km, ostro do przodu poszedłem i chyba za ostro, raz zakopałem się w piasku i gleba, licznik zgubiłem co skapnąłem się dopiero po czasie, niestety za późno było już.
Zaczęły mnie skurcze łapać, ale to kwestia nie rozjeżdżania.
Sporo osób zaczęło mnie wyprzedzać nawet dużo słabsi zawodnicy ode mnie.
Niestety coś nie fortunnie pojechałem albo coś było z oznakowaniem, gdzieś w lesie zabłądziłem, skapnąłem się gdzieś w okolicach krzyża że robię drugą pętle ale już było bliżej końca więc jechałem do przodu.
Był moment ze jechałem już tylko po to by jechać i dojechać do mety, nie miałem sił, jeździłem już na tzw. młynku, strasznie skurczę łapały.
Miałem jechać na 60 km wyszło ok. 100 prawie, zrobiłem więcej niż wynosiła pętla giga
Na metę z pętli mega przybyłem przedostatni z czasem 4 h 38 min
Byłem zadowolony z tego ze znalazłem drogę powrotną i wróciłem szczęśliwy i wykończony na metę. Niestety jakoś mi nie leży ta trasa, rok temu złapałem trzy gumy i myślałem że już większego pecha nie można mieć a tu niestety okazało się że można, trudno, SkandiaMaraton jest dla mnie ważniejsza a ten maraton traktowałem jako trening.

Co mogę powiedzieć o trasie maratonu:
Jest bardzo piękna, urokliwa i nazwał bym techniczna.
Nie jest to trasa wcale łatwa ani do płaskich nie należy,
urokliwa trasa wzdłuż jeziora momentami bardzo ciężka

Mówią ze do trzech razy sztuka, teoretycznie za rok już nic złego nie powinno się stać, więc do zobaczenia w następnym sezonie, oby było lepiej


Kategoria MARATONY MTB


  • DST 62.00km
  • Teren 62.00km
  • Czas 02:31
  • VAVG 24.64km/h
  • VMAX 50.00km/h
  • Podjazdy 350m
  • Sprzęt B1 DRONE
  • Aktywność Jazda na rowerze

Skandia Maraton LangTeam VI Edycja "Białystok"

Sobota, 17 września 2011 · dodano: 29.09.2011 | Komentarze 1

Dzisiaj odbyła się już VI Edycja cyklu Skandia Maraton Team, przedostatnia.
Po nieudanym maratonie w Rzeszowie złapał mnie jakiś wirus więc do Białegostoku jechałem mocno przeziębiony i osłabiony, głównie po to by nie stracić zbyt wiele punktów potrzebnej do utrzymania pierwszej dziesiątki.
Po V Edycjach spadłem na 9 miejsce i oddaliłem się od upragnionego 7 miejsca, także chciałem się już tylko obronić.
W ubiegłym sezonie startowałem w Białymstoku lecz na dystansie mini który był trochę inny ze względu na rozwidlenie między dystansami mini i medio i jedynie czego mogłem się spodziewać to dużo asfaltów w okolicach startu i mety.
Gdy dotarliśmy z rowerami na miejsce chciałem sobie żelka kupić na trasę, ponieważ dystans wynosił 62 km dość sporo a ja osłabiony byłem mógł się przydać.
Na Skandi zawsze było stoisko z żelkami i innymi takimi lecz objechałem dwa kółka i nie mogłem znaleźć, okazało się że tym razem nie ma takiego stoiska, a ja specjalnie nic nie kupiłem wcześniej bo chciałem na miejscu, zawiodłem się organizacja się nie popisała, dobrze że wziąłem ze sobą dwa banany, to powinno starczyć.
Gdy wystartowaliśmy tempo było dość niebezpiecznie szybkie, obrałem lewy tor jazdy lecz to było ryzykowne, jechaliśmy zamkniętym jednym pasem ruchu ale słupki stojące na poboczach były dość niebezpiecznie blisko ze można było zahaczyć lub się po prostu zderzyć, wtedy było by tzw. domino bardzo niebezpieczne, również trzeba było uważać na dziurawe fragmenty asfaltu które potrafiły wybić z rytmu.
Każde skrzyżowanie było zabezpieczone i patrolowane, by zawodnicy mogli bezpiecznie przejechać, lecz trochę ostrożności też nie zaszkodzi.
Gdy się skończył asfalt wjechaliśmy na drogę szutrową gdzie były dość spore ilości piasków, trzeba było mieć opracowaną dość dobrą technikę jazdy.
Po przejechaniu kilku km trzeba było przejechać przez przejazd kolejowy a tu trafiliśmy na niespodziankę, nagle wyskakuje jeden z organizatorów i nas zatrzymuje, dlaczego?
Ponieważ trafiliśmy na pociąg i to jeszcze towarowy, straciliśmy kilka dobrych minut, zaczęli dołączać do postoju inni min. Batik. Po upływie jakiś 5 min ruszyłem ostro do przodu, szuter był straszny, bardzo dziurawy, ręce strasznie bolały, strasznie mi się jechało czułem osłabienie i katar odbierał mi energie, czułem to wyraźnie, wiedziałem ze może być ciężko tym bardziej że w tygodniu nic nie jeździłem. Trasa była dość płaska, pod koniec były cztery mocniejsze podjazdy, ale takie na co dzień pokonujemy jeżdżąc po TPK także nic specjalnego.
Przez pierwsze 25 km toczyłem wyrównaną walkę z Batikiem i w pewnym momencie myślałem ze nie dam rady wygrać, raz on mnie wyprzedzał raz ja jego i tak na zamianę, lecz zabrakło chyba wytrzymałości.
Starałem jechać równym tempem przez cały dystans. Zaliczyłem dwa upadki, pierwsza jeszcze gdzieś na początku jak się ścigałem z Batikiem był błotnisty fragment, miałem założone toporne stare opony niestety na tyle zorane ze mogłem zapomnieć o dobrej przyczepności, przód Kenda Karma, tył Scott Ozon, chciałem błyskawicznie przejechać lecz opnka nie wyrobiła i znalazłem się w krzaczorach, w ten sposób wyprzedziło mnie kilku zawodników, ale to nic nadrobiłem na trasie i wyprzedziłem, jechałem jakiś czas na kole Batikowi gdy było miejsce wyprzedziłem.
Od tej pory zaczynam nadrabiać stracony czas, dorwałem dość dobry pociąg (peleton) z 35 km/h nie schodzili, miejscami zaczęły mnie brać skurcze ale nie przejmowałem się tym, dawałem z siebie to co byłem jeszcze w stanie wycisnąć, nagle dołączyli do nas inni i ktoś powiedział ze proponuje krótkie szybkie zmiany równym tempem. Nagle jeden z nich rura po blacie i z 35 km zrobiło się 40 czasem i więcej, było nas trzech, ja jechałem po środku ale nie miałem zamiaru robić zmian, nie dał bym rady jechać takim tempem przy osłabionym organizmie. Po jakimś czasie w piaskach się zakopałem i już nie dałem rady dogonić kolegi, lecz drugiego zgubiłem, też nie dał rady jechać. Jadę teraz sam, zupełnie sam, jak samotny jeździec i jego rumak, wyprzedzam kilka osób z mini, chce wyprzedzić dziewczynę widzę przed sobą wielką kłodę, przejeżdżam po niej lecz jedna z części wbija mi się w przednie koło i czeka mnie spodziewana gleba, zapytała się czy nic mi nie jest, miły gest, ale szybko się ogarnąłem i pojechałem dalej, zbiłem sobie tylko kolano i koszulka strasznie się zakurzyła.
Czuje że słabną mi siły ale w oddali widzę dość sporą grupkę w peletonie, cisnę ile sił jeszcze mam, w granicach 30-32 km/h poniżej nie schodzę, to musi wystarczyć, wiem ze dam radę tylko czy starczy na tyle czasu, obserwując widzę ze się żółwim tempem zbliżają do mnie.
Jestem już w okolicach ścieżki rowerowej, jest już blisko ale zdaje sobie sprawę ze może nie wystarczyć czasu, przejeżdżam przez skrzyżowanie na którym patroluje Policja.
Jeszcze około kilometra do końca, jestem już na asfalcie więc trochę szybciej mogę jechać, w końcu udało mi się dogonić, jadę z tyłu, ale coś mi wolno, nikt nie chce atakować?
Chyba wszyscy czekają na ostatnie metry żeby ostro pójść do przodu. Nie chce się spalić ale decyduję się na atak, jadę 35 km/h ale zaczynam czuć w nogach skurcz, strażacy ubezpieczają przejścia dla pieszych by nikt nie spodziewanie nie wszedł, lecz tutaj się nie popisali, chyba za karę ich postawili, przy naszym finiszu jakaś babka weszła by prawie pod koła, udało się bez kolizji ale o mało brakowało. Już zostały metry stanąłem mocno na pedałach i zaczynam cisnąć ile tylko mam sił, a tu nagle ostry zakręt w lewo nie oczekiwanie mnie zaskoczył, ledwo co wyhamowałem, wyprzedza mnie trzech albo i czterech zawodników w ten o to głupi sposób, jadę chwile za nimi, nagle przesuwam się na ostatnia pozycję by z lewej strony mocno zaatakować co się udaje i powoli przesuwam się na pierwszą pozycję, gdzieś w okolicach 2 m przed linią mety patrzę do tyłu gdy jest bezpieczna odległość przestaje pedałować i spokojnie wjeżdżam na linię mety. Nogi mnie bardzo bolały, dostałem skurczy, myślałem ze odpadnę na finiszu ale zacisnąłem zęby i opłaciło się, okazało się że wygrałem finisz z czego jestem bardzo zadowolony

Zająłem w klasyfikacji open 54 miejsce i 22 w kat biorąc pod uwagę ze startowałem mocno osłabiony i zakatarzony jestem zadowolony z wyniku.
Opłaciło się jechać choćby w powodu awansu w klasyfikacji generalnej z 9 na 8 pozycję ale mam tylko 10 punktów przewagi nad zawodnikiem z teamu „PTR Dojlidy Białystok”
Do zobaczenia na finałowej edycji która odbędzie się w Kwidzyniu


Wyniki




Kategoria MARATONY MTB


  • DST 54.00km
  • Teren 54.00km
  • Czas 02:56
  • VAVG 18.41km/h
  • VMAX 55.00km/h
  • Podjazdy 820m
  • Sprzęt B1 DRONE
  • Aktywność Jazda na rowerze

Skandia Maraton LangTeam V Edycja "Rzeszów"

Sobota, 10 września 2011 · dodano: 15.09.2011 | Komentarze 0

Dziś odbyła się V Edycja Skandi Maraton w mieście Rzeszów, podróż nie obyła się bez przygód. Drobna awaria z autem i tego samego dnia w warsztacie na szczęście załatali usterkę lecz podróż odbyła się z kilku godzinny poślizgiem 650 km w jedną stronę na miejscu w hotelu wylądowaliśmy o godz. 4:00 nad ranem o 8:00 pobudka i o 11:00 na trasę.
Chciałem powalczyć o dobre miejsce w klasyfikacji generalnej dlatego to był bardzo ważny etap, nie mogłem nic sknocić, zawodnicy zaczęli się ustawiać z pół godz. wyprzedzeniem.
Gdzieś na linie startu widzę swojego przeciwnika, jego chciałem najbardziej się trzymać,
wiedziałem jak pojadę w peletonie z Grzegorzem z KSR Kościerzyna nic złego nie powinno się stać, takie miałem założenie. Gdy się ustawiliśmy na lini startu ledwo żywy oczy mi się strasznie kleiły, myślałem ze usnę i nie mogłem się doczekać kiedy już nas puszczą, miejscami odlatywałem.
Jakiś dziadek „kibic” zaczął się drzeć kilka minut przed startem „Rzeszowianie do boju, pokażcie klasę” wszyscy mieli banany na buziach.
Gdy ruszyliśmy pilot zaczął nas eskortować z rynku, po przejechaniu kilku metrów nastąpił ostry start.
Po profilu widać było ostre przewyższenia, lecz jak rozmawiałem z zawodnikami mówili że bardzo dużo asfaltów i szutrów, ostrzegali przed kamieniami, napompowałem opony na maksa ile się dało i tak wyjechałem. Na początku leciałem jak burza, lecz po chwili peleton zaczął mi uciekać, nie oddalałem się od czołówki ale też nie mogłem ich dogonić. Miałem cel, nie pozwolić im za daleko odjechać, kilka dość mocnych podjazdów już mocno mnie zmęczyło, a to przecież dopiero początek.
Asfalty się skończyły, wjeżdżamy w drogę leśną, gdzieś tam widzę swojego przeciwnika, aż tu nagle słyszę łomot, trach, jak zahuczało mi, przeraziłem się, tylko nie teraz nie w tym momencie i nie w tym wyścigu, już dość miałem pecha w Słupsku, niestety, miałem już pozamiatane, po zawodach, wiedziałem o tym że nie dam rady tej straty odrobić, zjechałem na bok, po prostu klapa, gorzej być nie mogło, ale czy na pewno? Złapać gumę już na 5 km.

Cała stawka mnie wyprzedziła, nawet kład zamykający stawkę i część zawodników z dystansu mini, trochę czasu mi zajęło zanim doszedłem do ładu, myślałem o rezygnacji. Bezj zapasowej dętki będzie ciężko, opona bardzo mocno rozcięta, na tyle że można było palec włożyć na wylot. Raz się żyję, a co mi tam, zaryzykuję, najwyżej z buta będę szedł później z rowerem na plecach. Zaczynam gonitwę, goniłem ile tylko sił miałem, ale musiałem powoli jechać bo zmiana dętki mnie wykończyła.
Gdy po przejechaniu kilku km byłem rozgrzany zaczęło się prawdziwe ściganie, gdzieś tam na zakręcie mijam Ewe o mały włos nie zaliczyłem upadku na zakręcie, wysypany żwirek o mało nie zaskoczył, ale jadę dalej, ledwo widzę na oczy, a w sumie nic nie widzę bo góry wszystko zasłaniają.
Góry góry i jeszcze raz góry, ale warto było przejechać trasę dla samych widoków, czasem płakać się chciało tak pięknie tu, pierwszy raz takie krajobrazy widziałem.
Nie mam szans nikogo dogonić pod kogo mógłbym się podczepić. Zaczęło się tylko wyprzedzanie z mojej strony do końca maratonu, tylko wyprzedzanie.
Najwięcej osób wyprzedzałem na podjazdach, całymi peletonami, ale wiadomo ze jak atakować to tylko na podjazdach, czasami nie było jak wyprzedzać były takie fragmenty, tylko spowolniali mnie, ale mi już nie robiło różnicy wiedziałem ze zawaliłem i wszelkie szanse straciłem, miałem nadzieje jednak że utrzymam 8 lokatę, ale jednak tego się nie udało.
Tyle punktów stracić w jednym wyścigu, to prawdziwa katastrofa.
Czy może pójść gorzej? okazało się na 25 km że owszem gdy nagle złapałem druga gumę, wziąłem rower do góry nogami, i zakląłem pod nosem, kilku mnie wyprzedziło, nagle nic, cisza, jak makiem zasiał. Minuta przerwy, widzę zbliżającego się kolarza, pytam czy ma dętkę, zatrzymał się i mi dał, powiedział powodzenia, podziękowałem i wziąłem się do pracy.
Znowu straciłem bardzo dużo czasu, zaczyna mnie wyprzedzać Batik już po raz drugi, i tylko krzyczy, znowu guma, dało to mi motywacje do jeszcze szybszej wymiany i gonitwy.
Po ok. 7 min udałem się w pościg.
Przejechałem kilka metrów ostry zakręt i mega szutrowy podjazd z kamieniami, obadałem wzrokowo, lecz nikt nie wybierał prawej części trasy, tam gdzie była trawa, to mnie zdziwiło bo tamtędy dużo lepiej się jechało, szybciej i prosto bez wybojów, koło nie wirowało, bardzo dużo czasu tak zyskałem żeby zobaczyć następnie dość stromy asfaltowy zjazd.
Policja i Straż Pożarna dobrze blokowała ulicę i pilnowała, to trzeba przyznać, kawał dobrej roboty, trasa bardzo dobrze oznakowana, gdy widziałem czerwoną koszulkę myślałem że to Batik i rura gazu, tak z 4 razy ale niestety nie złapałem kolegi, okazało się że zabłądził i przyjechałem przed nim.
Na niebezpiecznych fragmentach były oznaczenia wykrzyknikami, na początku zwalniałem, ale później nawet nie patrzałem, gdzieś w lesie trzeba było kilka razy zejść z roweru, zablokowali mnie, przedostać się przez rzeczkę, jeden był taki że można było przejść przez kładkę, chciałem przejechać i bardzo dobrze ze mnie zablokowali, okazało się że R. Banach przejechał i miał wielkie problemy utrzymać na prostej, ślizgo jak po lodzie.
Kilka razy w lesie prawie mi wyszły oczy na wierzch gdy zobaczyłem ostry zjazd w dół, dałem radę, okazało się ze nie było tak źle. Na jednym z takich zjazdów zrobili mi zdjęcie ale był moment ślizgiej trawiastej nawierzchni, trochę przyhamowałem i wywinąłem salto w powietrzu tak że rower gdzieś poleciał na dół i ustawił się siodełkiem w dół, jak by chciał żebym zobaczył na opony, chłopacy w szoku zapytali tylko czy nic mi nie jest, mówiąc że jest ok. szybko się pozbierałem pojechałem dalej. Okazało się ze mam problem z biegami i coś mi jak by ocierało, na mecie okazało się ze pękła mi szprycha od tego upadku.
Po tej przewrotce złapał mnie skurcz, ale mogłem jechać dalej.
Po kilku przejechanych km czekał mnie mniejszy zjazd ale z zakrętem również opona zeszła na mokrym dukcie, tak że nie zdążyłem się wypiąć, leżąc podobnie złapał mnie skurcz, pozbierałem się po ok. pół minuty i zacząłem ponownie kontynuować gonitwę.

Już nie miałem ochoty nawet brać żelka bo to bez sensu było, szanse stracone, nie ma nawet z kim walczyć, tylko monotonne wyprzedzanie, ale na jakieś 5 km przed metą doścignąłem, a nawet powiem ze próbowałem dogonić dość silny peleton, trzymał się równo, musiałem ostro się nagimnastykować żeby ich dogonić i w końcu wyprzedzić. Zrobiłem to dosłownie kilka metrów przed metą, po prostu nie mogłem, jechałem między 32 a 35 km/h czułem że się zbliża ale bardzo bardzo wolno, już jak byłem w okolicy rzeczki to nie wierzyłem ze mogę ich doścignąć, ale udało się. Kilka set metrów przed metą dość szeroka droga asfaltowa, wyprzedziłem ich i pognałem w kierunku mety, czekał jeszcze mały podjazd, złapał mnie skurcz, myślałem ze zaatakują, i że polegnę, ale na tyle złapał że mogłem jechać, zacisnąłem zęby, stanąłem na pedały i ile tylko sił miałem, gdzieś po lewej stronie przed metą widzę Andrzeja który obserwuje. Patrzę do tyłu i chyba nie chcieli atakować, albo na tyle skutecznie odparłem ich atak że nie dali rady, pierwszy zawodnik peletonu wjechał o długość roweru za mną, także odległość dość bezpieczna. Wjeżdżając mogłem odsapnąć.

Co do trasy to muszę powiedzieć ze była to do tej pory najcięższa Edycja Skandi, trasa przepiękna, widoki cudne, bardzo techniczna, i te nie skończenie długie ciągnące się w nieskończoność podjazdy, ale warto było wjechać dla samych widoków, a później zjazd, ostre jak ściana, pięknie było, za rok będę wiedział jak się przygotować do tak ciężkiej trasy, u nas w Trójmiejskich Lasach to są pagórki w porównaniu do tamtejszych podjazdów

Ostatecznie zająłem 107 miejsce 2 Edycje do końca i mam 22 punkty straty do 8 miejsca.
O 7 mogę zapomnieć.

Medio






Kategoria MARATONY MTB


  • DST 52.00km
  • Teren 52.00km
  • Czas 02:10
  • VAVG 24.00km/h
  • Sprzęt B1 DRONE
  • Aktywność Jazda na rowerze

IV Bytowski Rodzinny Maraton Rowerowy

Sobota, 25 czerwca 2011 · dodano: 28.06.2011 | Komentarze 2

Dzisiaj odbył się „IV Bytowski Rodzinny Maraton Bytowski”.
Po Skandi dopadło mnie jak na złość jakieś choróbsko i przed dzień maratonem zdecydowałem ostatecznie ze pojadę, brałem udział tylko dlatego by opanować technikę jazdy po piachach a w Bytowe jest ich od groma. Cały tydzień na gripeksach i z bólem gardła ale jednak zdecydowałem się jechać. To był mój pierwszy wypad na rower po Skandi, ale mimo to czułem się osłabiony i wiedziałem ze nie pójdzie mi dobrze, tym bardziej że zdecydowałem się na dystans Mega 60 KM.
Wystartowaliśmy prosto z auta, zupełnie bez rozgrzewki, początek wiódł asfaltem ok. 5 km, pogoda wietrzna i lekka mżawka, ok. 15 stopni, jeśli jechało się za kimś to jeszcze było dobrze ale samemu wiatr strasznie dawał o sobie znać.
Pierwszą pętle przejechałem bardzo dobrze, ale jak wjeżdżałem na drugą to taki spadek energi mnie dopadł jak jeszcze nigdy, gdzie niegdzie ledwo 20 m/h mogłem jechać, jakaś maskara, no ale nic, takie maratony też są potrzebne żeby się w następnych podwójnie zmotywować.
Piachów od groma było, na pierwszej pętelce tylko raz musiałem zejść z bika na dość piaszczystym podjeździe, ale tam rzadko kto podjeżdżał. Na drugiej już powietrze uszło, zaliczyłem chyba 3 wywrotki na szerokich drogach, sam nie wiem jak do tego mogło dojść, ale nic pomału ale do przodu jechałem, jak żółw z połamaną nogą.
Wyprzedzali mnie jak tylko chcieli i kiedy chcieli, nie potrafiłem nawet odeprzeć ataków.
To nie był mój dzień, osłabiony organizm dał o sobie znać, nie chciałem nawet brać żeli bo to nie miało sensu. To był koniec i strasznie się męczyłem żeby dojechać do mety.
W końcu zostałem sklasyfikowany na 30 miejscu, gorzej być już nie może.
Do zobaczenia na kolejnym maratonie
Wyniki


Kategoria MARATONY MTB