Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi PiotrHabaj z miasteczka GDYNIA. Mam przejechane 7858.00 kilometrów w tym 4578.72 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.96 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy PiotrHabaj.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2009

Dystans całkowity:215.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:08:28
Średnia prędkość:25.39 km/h
Maksymalna prędkość:60.00 km/h
Liczba aktywności:1
Średnio na aktywność:215.00 km i 8h 28m
Więcej statystyk
  • DST 215.00km
  • Czas 08:28
  • VAVG 25.39km/h
  • VMAX 60.00km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

KaszebeRunda 2009

Sobota, 30 maja 2009 · dodano: 04.02.2010 | Komentarze 3

Dzisiaj jest dzień w którym miały odbyć się zawody szosowe pt. „KaszebeRunda 2009”.
Pogoda niestety nie dopisywała, był bardzo silny wiatr.
Ze zdobytego doświadczenia rowerowego oraz z poprzedniej edycji KaszebeRunde w której uczestniczyłem postanowiłem zmienić opony na gładkie slicki „SCHWALBE MARATHON” o szerokości 1,75.
Żeby się zarejestrować postanowiłem pojechać do Kościerzyny dzień wcześniej, zaraz po pracy. Na miejscu byłem ok. godz. 19:00 Dostałem nr „540” trochę mnie zadziwił kolor, zawodnicy na małym dystansie dostawali żółte numerki, a na dystans średni i giga pomarańczowy, zupełnie inaczej niż w tamtym roku gdzie wszyscy dostawali jednakowy kolor, teraz można było odróżnić kto na jaki dystans jedzie. Następnego dnia to była już sobota, wielki dzień, wielkie kolarskie święto, dzień wielkiego Maratonu a dla niektórych Wyścigu zależy, kto jakie miał podejście. Pobudka o 5:00 rano, szybkie śniadanko, przygotowania. Na starcie byłem trochę wcześniej, tata odwiózł mnie samochodem, zacząłem ustawiać siodełko ok. 5-10 min; stanąłem koło jakiegoś kolarza, który przyjechał na szosówce, rozglądam się w prawo, w lewo, nie widzę żadnego górala, myślę sobie czyżbym był jedyny na MTB, ale nie. W grupie jechało jeszcze dwóch kolarzy na rowerach MTB.
Po jakimś czasie podszedł do mnie, Zibek i Olo, oraz Wiesiek, wymieniliśmy sobie kilka słów na temat pogody, trasy ilu znajomych będzie jechało itp. Okazało się, że ja i Batik startowaliśmy na pętli GIGA jako jedyni, tylko że ja jako jedyny na rowerze MTB.
Ja startowałem jako pierwszy o godz. 8:00 Batik 20 min później; ale mimo to na metę dojechał z przewagą 1 h, gratulacje, ja jako jeden z nielicznych startowałem na rowerze MTB z oponami typu Slick, szerokość 1,75. Trochę było zamieszania, już na starcie, mianowicie jeden z kolarzy spiesząc się na start zaparkował samochód, naprzeciw bramy skąd miał wyjechać peleton, (widać to na jednym z fotografii), niestety taka blokada uniemożliwiała start peletonu, no, ale „jak się spieszy to diabeł się cieszy” jak to mówią, po ok. 5 min wszystko powróciło do normy, musiało trochę czasu minąć zanim kolarz się skapną, jakiego babola popełnił i przeparkował swoje F1. Druga wpadka była jak kolarz przyjechał na ostatni gwizdek, czujniki GPS były już uruchomione i chciał wjechać pod prąd przez bramkę; ekipa organizacyjna próbowała zatrzymać; ale niestety nie udało im się przemówić, że należy dookoła przejść, i mimo że jeszcze nie wystartował, jego czas zaczął być naliczany tuż przed startem, ale trzeba wybaczyć, w pośpiechu się nie myśli racjonalnie, szczególnie w takim wielkim dniu. Taka impreza jest jedyną chyba w Polsce gdzie mogą wystartować amatorzy na szosie, na wszystkich rowerach, nie musi być to kolarzówka.
Po drobnym opóźnieniu peleton ruszył wraz z pilotem oraz panami policjantami na motorach dbających o bezpieczeństwo ruchu, jeśli chodzi o ruch w porównaniu do poprzedniego roku, był bardzo mały, zaczęło się dopiero jak dojeżdżałem do mety w okolicach Stężycy; ale nie tak strasznie, dało się jechać. Na sam początek mały spacerek trzymając prędkość równą 30 km/h, w sam raz na małą rozgrzewkę, po ok. 15 min już 35 km/h w porywach do 40 km/h nie było źle, nie miałem pojęcia jak będą się spisywać moje oponki, bo nawet nie przetestowałem ich, jednego się bałem, że zacznę zbyt szarżować gdzieś w połowie i złapie mnie kryzys, tak miałem rok temu gdy na dystansie 215 km pojechałem na scottach „ozzon” o szerokości 2,2 dojechałem do mety z kompromitującym wynikiem 11 h. Ale teraz było zupełnie inaczej, przygotowałem się, na dystansie nie doznałem żadnego kryzysu, ani skurczy mięśni, było wszystko w największym porządku, mało tego widziałem jak kolarze odpadali z peletonów zwalniali, Na wszelki wypadek wziąłem trochę żelu, co by miało pomóc w takich sytuacjach, okazało się to zbędne, bo nawet nie skorzystałem z tego magicznego trunku, ale warto mieć pod ręką. Początek zaczął się pechowo dla kilku kolarzy, kraksa.
Po ok. 20 min jazdy wybiegły dwa psy marki „BUREK WIEJSKI” wbiły się w samo centrum 15- osobowego peletonu, burki zaczęły szczekać gonić, ja odpiąłem się z bloków wrazie co, ale przestraszyły się mojego FELTA wolały cienkie oponki; chyba smaczniejsze, jechaliśmy 35 km/h, kiedy groźni napastnicy o spiłowanych mocno zębach, ze świecącymi oczyskami jak wilk tasmański zrezygnowani chcieli się wycofać, ponieważ okazało się że przeciwnik bardziej liczniejszy jest niż by się tego spodziewali, pomyśleli, że z taką przewagą kolarzy nie mają szans w dwójkę, ale tak niefortunnie próbowali odwrotu, że przedostali się wprost pod koła wroga. Mogą jedynie się cieszyć że nie zostali przepiłowani w pół.
4-5 kolarzy miało wywrotkę w tej sytuacji, ja byłem też o włos od przewrotki, ponieważ jeden z kolarzy tuż przede mną się przewrócił, ja omijając go szerokim łukiem prawie nadziałem się o jego bidon, ufff, mało brakowało, pomyślałem sobie, że chyba to nie ostatnia przewrotka. Trzeba być ostrożnym oraz przewidującym. Szczęśliwie się wszystko zakończyło na drobnych potłuczeniach. Spojrzałem do tyłu czy pozbierali się, ale tak; nic się nie stało. Wsiedli na rumaka i ruszyli w pogoń za nami. Pan motocyklista jadąc z tyłu peletonu szybko zareagował, i blokował takie wioski gdzie była możliwość zaatakowania kolarzy przez terrorystów pseudonim „burek wiejski”
Druga przewrotka tego samego dnia wynikającego z rozmowy z kilkoma kolarzami na pierwszym postoju, który sobie zrobiliśmy, były to „Laski” ruszali tuż za nami, o 8:20 nazwali tą gupę jako pościgową, składającą się z silnych szybkich kolarzy min. Batika, na jednym skręcie był wysypany piasek, niestety nie zapamiętałem miejscowości; ale okolica Borska mniej więcej, Kilku kolarzy wpadło w poślizg i miało bliskie spotkanie z siłami przyciągania ziemskiego, mówiąc fachowo przytulił się niefortunnie oraz niezbyt przyjemnie do asfaltu, nie wiem ilu, jak ja jechałem to motocyklista jadący przed nami zatrzymał się i ostrzegł nas o pułapce, zwolniliśmy do 30 km/h później znowu przyspieszenie do 35-40 km/h, pogoda nas nie rozpieszczała wiatr dawał ostro w twarz, prawie cały czas jechaliśmy pod wiatr. Jak już wyjeżdżałem pomyślałem że nie będzie łatwo, byle by poprawić wynik z przed roku. Jadąc w peletonie co jakiś czas zmienialiśmy się, jadąc za kolumną kolarzy mogłem spokojnie 40 km/h trzymać nie czując silnego podmuchu; ale wyprzedzając z wielkim wysiłkiem osiągałem 35 km/h, od czasu do czasu nadawałem tępo, bo nie wypadało tak bezczynnie jechać za nimi. Trzeba było też czasem pomóc. Peleton rozproszył się dopiero przy „Laskach” gdzie zrobiliśmy pierwszy postój, uzupełniliśmy płyny, co nie, którzy pożywili się chlebem ze smalcem oraz ciastem, od czasu startu wypiłem litr wody, byłem prawie pusty, napełniłem się i w drogę. Pełny jak wielbłąd czekał na mnie z wielkim uśmiechem wielki podjazd, ja jeszcze z większym uśmiechem jechałem na wprost bez odrobiny strachu, mówiąc nie tym razem, teraz się przygotowałem, pamiętałem go z przed roku, miałem wielki problem żeby go pokonać, wtedy pokonałem go jadąc 15 km/h, teraz jechałem pokonując go bez żadnych problemów 30 km/h. Od tego momentu zacząłem gonić peleton, który szybciej wyjechał, uciekł mi, musiałem sam jechać, zmagać się z wiatrem, wyprzedziłem 5 kolarzy, widziałem jak jednego z nich zdmuchnął wiatr i wylądował ostro w rowie, trochę się przestraszyłem, niebezpiecznie to wyglądało, ale pozbierał się i pognał do przodu, na szczęście nic się nie stało i tym razem. Po krótkiej chwili wyprzedził mnie peleton kolarzy, jechali z prędkością 35 km/h jechałem za nimi. Jadąc za kolumną Kolarzy, nie czułem silnego wiatru, więc starałem się dorównać im tępa, mimo że byłem wśród nich jedyny, który jechał rowerem MTB udawało mi się jechać jak równy z równym, co się czasem sam dziwiłem. Jechaliśmy 35-40 km/h z górki dochodziło nawet do 50, nie odpuszczałem. Mówiłem sobie że jak odpuszczę to będzie jeszcze gorzej, mogę gdzieś polec, walka trwała; czasem tylko zerkałem na licznik z jaką prędkością jedziemy.
Jeszcze nigdy w życiu przez tak długi okres nie utrzymywałem takiej wysokiej prędkości, co w końcu przerzuciło się na rekordową średnią, w końcu 105 km, czyli pora obiadowa, serwowali spaghetti i zupę pomidorową, ja wziąłem sobie tylko spaghetti oraz uzupełniłem płyny, niestety grupa, z którą jechałem była zbyt szybka i silna, pojechali szybciej ode mnie, nawet się nie zorientowałem, kiedy. Teraz jechałem za panem na „treku”, zmienialiśmy się, co jakiś czas, no i tu zaczął się prawdziwy horror, prawdziwe schody w postaci wiatru, cisnęliśmy ile sił w nogach, ale też nie za mocno żeby nie odpaść, tępo mieliśmy w granicach 25-30 km/h po kilku km minęliśmy kilku kolarzy, w końcu dołącza do nas jedna osoba na kolarzówce. Dajemy ostro czadu jak równy z równym, zmieniamy się, co chwile, ale niestety po ok. 50 km kolarz nie daje rady i zostaje daleko z tyłu, zostaliśmy znowu tylko w dwójkę, tempo utrzymujemy takie jak było. W okolicach Stężycy dogania nas następny peleton kolarzy, chwile pognałem za nimi, ale po chwili odpuściłem, już nie miałem sił, byli zbyt silni. Meta wydawała się tuż tuż, niby tak blisko a naprawdę daleko. Jadę chwile sam, ale widzę, że jeden z kolarzy także odpuścił, nie dał rady jadąc z silnym peletonem. To oznacza jedno, nie jestem sam. Powiedział do mnie, lepiej się teraz nie rozdzielać, tak też robiliśmy, jechałem aż do mety tuż za nim. Powiedziałem mu, że teraz już będzie większość z górki. Spojrzał na mnie jak na czubka, oraz na jedną z górek, która musieliśmy pokonać i dodał, jak to jest z górki to ja jestem Amstrong. Jedziemy lajtowym tempem pod górkę 20 km/h na prostej 30 z górki 40 km/h a czasem i szybciej, na kilku podjazdach czekał na nas grajek w stroju kaszubskim grając na akordeonie, po drodze również mijaliśmy takiego gostka w stroju kaszubskim. Cieszyliśmy się widząc takie zainteresowanie nie tylko wśród kolarzy, ale także mieszkańców i okolic.
Mijamy metę, wszystko dobrze się skończyło, wielka ulga ufff, na mecie oklaski wręczenie medalu, na dyplom trzeba było trochę poczekać, wręczyli nam talony na posiłek, dostałem makaron z kalafiorem, marchewką i groszkiem, była dobra, po takim rajdzie przyda się coś zjeść, oraz kto chciał mógł sobie piwko wypić, także za darmo, wziąłem sobie pół szklanki, usiadłem koło stoliku, porozmawiałem z miłą bikerką, okazało się, że koleżanka jest zaangażowana tak jak nie jeden z nas, startowała na dystans 120 km przyjechała aż z Warszawy na zawody. Startuje również w Skandi oraz dość często w Mazovi; wymieniliśmy sobie kilka słów dotyczących trudności trasy, oraz pięknych terenów, krajobrazów, pogratulowaliśmy sobie wspaniałych wyników, koleżanka pokonała dystans
120 km coś ponad 5 h, całkiem niezły wynik. Poszedłem na masaż, spotkałem Obcego, Sabę którzy wykonywali masaże oraz Batika z Wojtkiem, również wymieniliśmy kilka uwag dotyczących rajdu, po ok. 1h rozstaliśmy się.
Poszedłem odebrać dyplom, i teraz to, co jest najgorsze, czyli rozstanie się z tak wspaniale zorganizowaną imprezą, jedynie co mogę powiedzieć to „do zobaczenia za rok”, moje wrażenia są pozytywne, mimo kilku upadków, ale to się zdarzyć może każdemu z nas, ruch był bardzo mały, oznakowanie bardzo dobre, impreza lepiej zorganizowana niż rok temu, co roku jest coraz lepiej, więcej ludzi startowało, z wielką chęcią zachęcam każdego do wzięcia udziału w tej oto imprezie, nie trzeba od razu jechać na największy dystans. Na pierwszy raz można spróbować swoich sił na dystansie 120 km, ale warto, polecam w skali 1-5 dałbym 4+ odejmę trochę, że w punktach „R” regeneracyjnych było zbyt mało bananów, a to ważna rzecz, gdzie rok temu było fuul, a tak to wszystko było oki; „do Zobaczenia za Rok” !!! oraz na innych imprezach sportowych.


Kategoria SZOSA