Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi PiotrHabaj z miasteczka GDYNIA. Mam przejechane 7858.00 kilometrów w tym 4578.72 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.96 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy PiotrHabaj.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2009

Dystans całkowity:104.50 km (w terenie 104.50 km; 100.00%)
Czas w ruchu:06:03
Średnia prędkość:17.27 km/h
Maksymalna prędkość:45.00 km/h
Liczba aktywności:3
Średnio na aktywność:34.83 km i 2h 01m
Więcej statystyk
  • DST 17.50km
  • Teren 17.50km
  • Czas 00:58
  • VAVG 18.10km/h
  • VMAX 45.00km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • Aktywność Jazda na rowerze

MTB "Bike Tour" II Edycja, Abrahama

Sobota, 20 czerwca 2009 · dodano: 24.01.2010 | Komentarze 0

20 czerwca odbyła się druga edycja zawodów MTB Bike Tour w Gdańsku. Na starcie stanęło jeszcze więcej zawodników i zawodniczek niż podczas pierwszej tegorocznej edycji. Zapowiadała się ostra rywalizacja, a trasa łatwa nie była.
Trasa drugiej edycji MTB Bike Tour Gdańsk została wytyczona w Trójmiejskim TPK we Wrzeszczu, począwszy od ul. Abrahama, gdzie znajdowało się również biuro zapisów. Tu również przed startem spotkałem wielu przyjaciół m.in. z Gdańskiej Ekipy Rowerowej, którzy podobnie jak ja zamierzali wziąć udział w zawodach. W imprezie wzięło udział 38 klubów i grup zawodniczych oraz cała masa amatorów takich jak ja, Bono, Darek, Olo, Sławek oraz Mietek, co świadczy również o poziomie w zawodach. Impreza rozpoczęła się o godz. 11:00 startem najmłodszej kategorii. Osobiście należę do Elity dlatego do startu miałem jeszcze trochę czasu, dlatego udałem się na małą rozgrzewkę. Pogoda była nie najlepsza, dlatego najlepiej było nie stać w miejscu zbyt długo.
Przed godziną 14, nastąpił START naszej kategorii. Ruszyliśmy... przyjmując na twarz warstwę kurzu. Chciałem przyspieszyć, ale nie mogłem się wpiąć w pedał. W tym czasie, wyprzedziła mnie duża gromadka bikerów, wraz z Bonem na czele. Na rozgrzewkę czekał nas spory ostry podjazd. Początkowo jechałem na środkowym blacie cisnąc do połowy podjazdu, później zrzuciłem na najmniejszy bo nie dawałem rady. Bono poszedł do przodu jak petarda, ja trzymałem się jego koła z tyłu. Po pierwszym podjeździe znanym ze Skandi stwierdziłem, że łatwo nie będzie, ledwo żywy podjechałem sapiąc jak parowóz, a to dopiero był początek. Mieliśmy do pokonania siedem kółek, bo tyle miała Elita. Na początku wiedziałem, że to jest nie realne. Max pięć na tyle było nas amatorów stać. Po dość wyczerpującym wysiłku, na którym straciliśmy sporo sił czekał nas spory zjazd, trzeba było uważać, był rów na środku, w który można było wpaść z niezłą prędkością. Ja jechałem 45 km/h zerkając szybko na licznik, ale po zjeździe trzeba było hamować i ostry zakręt w prawo oraz następna wyczerpująca górka, na której pod koniec się dwa razy poślizgnąłem i nie dałem rady podjechać. Widziałem, że Bono tak samo jak ja poślizgnął się, a ja popełniałem jego błędy. Następnie trochę prostej z korzeniami i różnego rodzaju nierównościami, ostry skręt w prawo i ostro w dół, czekała na nas bardzo wąska ścieżka wypełniona dziurami, rozkopami, korzeniami, można było bardzo łatwo zobaczyć orła cień. O włos byłem od czołowego zderzenia z drzewem, ale udało mi się wyminąć, brakowało dosłownie milimetry, nawet lekko kierownicą otarłem. Rywalizacja z Bonem była zacięta, Bono był górą na podjazdach, ja nadrabiałem na zjazdach oraz na prostej, tak się wymienialiśmy, co jakiś czas, aż w końcu pod sam koniec wyścigu zrobiłem coś, co było kwestią czasu... Nie miałem żadnej amortyzacji i czułem każdą dziurę, pecha miałem, że to się stało pod koniec, totalna klęska. Ścinając zakręt, nie zauważyłem wystającej niczym skocznia koleiny, w ostatniej chwili zauważyłem ze coś jest nie tak, było już jednak za późno. Zbyt duża prędkość uniemożliwiła mi manewru ominięcia i zaliczyłem ostrą glebę. Wszystko zdarzyło się tak szybko, że nie wiedziałem jak zareagować, najgorsze, że nie mogłem oddechu złapać. Chciałem wsiąść szybko na rower i jechać, ale zatrzymał mnie brak tchu, myślałem, że to już koniec. Bono w tym momencie mnie zgubił cisnąć ostro do przodu. Wyprzedziła mnie również grupka sześciu, lub więcej, rowerzystów. Na zakręcie stała dziewczyna dbająca o bezpieczeństwo zawodników, trochę porozmawiałem z nią: pytała czy nic mi nie jest, może wezwać karetkę itp. Ja mówiłem, że wszystko jest w porządku i że zaraz przejdzie. Byłem skulony trzymając się w okolicach żebra. Myślałem, że krew leci mi z głowy, ale po ściągnięciu kasku, okazało się że to tylko pęknięta warga. Jak już pozbierałem się do kupy wsiadłem na rower by jechać dalej, a tu w momencie naciśnięcia na pedały spadł mi łańcuch... jak mieć pecha to go mieć pod koniec! Szybko zmieniłem przełożenie nałożyłem na zębatkę, przeciągnąłem i było git. Podziękowałem dziewczynie za troskę i pojechałem, na koniec powiedziała jeszcze mi ze trudną mamy trasę i bardzo dużo wypadków było, dwie osoby musiała karetka zabierać z trasy, coś poważniejszego. Dojechałem do końca, straciłem rachubę, które to już kółko chciałem jechać dalej, ale to niestety był koniec. Na mecie spotkałem Mietka, Sławka, Bona zrobiliśmy kilka wspólnych fotek, podzieliliśmy się wrażeniami, co do trasy oraz poziomu, po czym każdy pognał w swoją stronę. Jadąc na korbie 48z pokonywanie ostrych podjazdów stało się kłopotliwe, będę musiał pomyśleć nad zmianą tarczy pierwszej i drugiej na 22 i 32z.

Podsumowanie

Startując na piątych zawodach z rzędu tydzień po tygodniu odczuwałem już zmęczenie, wiedziałem że będzie mi bardzo ciężko, stopień trudności trasy oceniam za trudy w skali 1-10 dałbym 7,5. Osiągnąłem średnia prędkość jazdy na trasie 18 km/h porównując do Sławka, który miał ponad 20 to jest marny wynik, może się poprawie w III edycji, która odbędzie się 10 października w Gdańsku ul. Czyżewskiego. Tydzień temu brałem udział w Family Cup było o wiele gorzej, jeśli chodzi o poziom, tam osiągnąłem średnią ok. 14 km/h. Startując w zawodach miałem na celu zrobić pięć okrążeń i dojechać cały do mety, co zostało zrealizowane, biorąc udział w zawodach chodzi mi głównie o zabawę, niż jakąkolwiek rywalizację. Liczy się dobra zabawa, a czasem lepiej zwolnić zostać wyprzedzonym niż ma się coś stać. Ale niestety upadków się nie przewidzi, są nieprzewidywalne.

Wyniki dostępne są pod linkiem:
BIKE TOUR II Edycja


Kategoria ZAWODY XC


  • DST 12.00km
  • Teren 12.00km
  • Czas 00:51
  • VAVG 14.12km/h
  • VMAX 45.00km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Aktywność Jazda na rowerze

"FAMILY CUP” 2009 – XIV AMATORSKIE MISTRZOSTWA POLSKI W KOLARSTWIE GÓRSKIM

Niedziela, 14 czerwca 2009 · dodano: 25.01.2010 | Komentarze 0

14 Czerwca odbyły się zawody pt. „FAMILY CUP” 2009 – XIV AMATORSKIE MISTRZOSTWA POLSKI W KOLARSTWIE GÓRSKIM, rozgrywanych w różnych rejonach województw, tym razem padło na woj. Pomorskie. Start został zaplanowany w Sopocie na „Łysej Górze”. Dzień wcześniej zacząłem poważnie zastanawiać się nad zmianą opon, ze względu na intensywne opady deszczu za oknem jakie miało to miejsce dzień przed zawodami, nie chciałem aby sytuacja ze Skandi powtórzyła się gdzie mieliśmy przyjemność jechać praktycznie cały czas w błocie. Zdecydowałem się na założenie opon firmy Continental 2,4 druty. Miałem do wyboru albo postawić na szybkość, zwinność albo przyczepność co za tym idzie waga dość wygórowana waga (850 gr/szt). Co się później okazało wybór nie był dobrym pomysłem. Na zawodach miałem do pokonania dystans 16 km czyli 4 kółka po 4 km. Na pierwszy rzut oka mogło by się wydawać, że dystans jest śmiesznie mały, ale to tylko pozory, w końcu to zawody „XC” trasa może być bardzo ciężka, techniczna. Było tak też i tym razem. Gdy dojechałem na ustalone miejsce startu zawodów ukazała się moim oczom mega kolejka na zapisy. Wpisowe załatwiłem w tygodniu w Biurze Zawodów żeby mieć z głowy, przynajmniej wpisowe, które wynosiły 15 zł został mi jedynie Lekarz który był na miejscu zawodów i badał zawodników czy są zdrowi, bez jego zezwolenia zawodnik nie mógł by wystartować oraz wpłata kaucji w wysokości 50 zł lub zostawienie dokumentu tożsamości w zamian za otrzymanego chipa który komputerowo mierzył czas zawodnika. Na miejscu spotkałem Zibiego który czekał już ustawiony w kolejce przede mną oraz Sławka i Wieśka którzy przyjechali kibicować nam, miło z ich strony. Family Cup start podzielony był tak samo jak w Bike Tour według ustalonej kategorii, tylko że trochę inaczej wiekowo, miałem okazje pierwszy raz startować w zawodach jako „Senior”. Lata lecą, czułem się nieco dziwnie. Jak to bywa w zawodach „XC” jako pierwsi startowali najmłodsi, czekając na ostatniego zawodnika który dojedzie do mety puszczali następną kategorie itd. Przy Starcie była sprawdzana dość dokładnie lista obecności uczestników. Moja kategoria startowała coś koło godziny 14:00 była to kategoria „Senior” przedział wiekowy 24-34 lat razem z kategorią tzw. „Orlicy” 19-23 lata. W Pierwszej kolejności Startowali Seniorzy tacy jak ja po upływie 30 sek. Dopiero Orlicy.
Nastąpił START: (strzał z pistoletu) huk „wielkie BUM” ruszyli, na początek była do pokonania na pozór niegroźnie wyglądająca górka, ale przeważnie pozory mylą, tak też było i tym razem, czym dalej tym bardziej stromo. Przerzutkę miałem na tzw. blacie, musiałem nieco opuścić strunę przynajmniej na środkowy. Daje ile sił mam w nogach, ale zaczynam przy tym sapać, jak lokomotywa, odczuwam prawdopodobnie ogromną wagę opon, nie dałem rady jestem zmuszony wrzucić na młynek. Podjechałem z wielkim wysiłkiem, a to dopiero początek, będę musiał podjechać jeszcze co najmniej z trzy razy. Spora ilość zawodników zdążyła mnie wyprzedzić. Następnie trochę prostej skręt no i był kawałek ze sporą ilością błota. Następnie ostry zjazd z górki kilka zawijasów, przy których można było rozwinąć dość niezłą prędkość, trzeba było uważać tylko żeby nie wypaść z trasy, mogło by się źle skończyć. Kilka metrów dalej podjazd, który był dość wymagający, trzeba było ostro się natrudzić żeby go pokonać, tym razem dużo gorszy niż ten co na początku, duża ilość błota niektórym to uniemożliwiała, był jeden tylko sposób na pokonanie przeszkody, trzeba było łukiem wjechać na lewą stronę skarpy, kawałek prosto wzdłuż oddzielającej taśmy, gdy skarpa się skończyła ostry zjazd w dół wtapiając się nieco w błoto ostro przy tym piłując. Pokonałem bez większych problemów, następnie bardzo długi zjazd z wąskimi leśnymi duktami. Po lewej stronie ukazywał się dość długi spad, przy zakręcie trzeba było uważać oby nie utracić przyczepności, można było by w tym momencie ostro fiknąć. Jadąc 30 km trzymając rękę na hamulcu, nie miałem zamiaru znaleźć się na wylocie, było by nieprzyjemnie, kontuzja murowana. Następnie długi podjazd, opona miejscami wirowała w miejscu, niczym z torów żużlowych, ale szło do góry. Pokonałem największą błotnistą trasę na tej oto trasie, kilka metrów dalej skręt w prawo następnie ostry techniczny zjazd z korzeniami. Było dość ślisko. Rumaka zaczęło zarzucać, ostry skręt w lewo no i drzewo, na którym można było się dość łatwo znaleźć. Stał przy nim jeden z organizatorów krzycząc ostrożnie. Został jedynie zjazd z łysej z prędkością 40-45 km/h również na wybojach miejscami. Na jednym z zakrętów stał harcerz który miał za zadanie kierować ruchem, po jakimś czasie przyszło kilku jego kompanów zasłaniając oznakowanie, rozpędzony chciałem jechać prosto. Krzykną że nie tędy, było już za późno, próbowałem zredukować bieg ale górka nie pozwoliła po czym spadł łańcuch i się zaklinował. Straciłem jakieś 2 min zanim naprawiłem usterkę. Po dojechaniu na metę każdy z uczestników wyciągał los, każdy los coś wygrywał, ja wylosowałem Kask, to była najlepsza nagroda tego dnia, każdy z uczestników dostał również paczkę żelków.

Podsumowując:

Trasa wyścigu bardzo wymagająca, ciężka techniczna, dość spore podjazdy do pokonania dały ostro w kość. Debiut w Family Cup uważam za udany, ostatecznie zająłem 21 miejsce, zostałem raz zdublowany. Cieszę się że popularność Kolarstwa Górskiego MTB rośnie, tym bardziej że każdy uczestnik dostaje jakąś pamiątkę. Zawsze jakaś zachęta. Zawody są toczone w radosnej, przyjaznej atmosferze a to jest najważniejsze podczas zawodów, żeby spędzać miło czas.

Wyniki dostępne są pod linkiem:
Family Cup 2009


Kategoria ZAWODY XC


  • DST 75.00km
  • Teren 75.00km
  • Czas 04:14
  • VAVG 17.72km/h
  • VMAX 45.00km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Aktywność Jazda na rowerze

SKANDIA Maraton LANG TEAM 2009

Niedziela, 7 czerwca 2009 · dodano: 26.01.2010 | Komentarze 0

Dziś miały odbyć się zawody pt. „SKANDIA Maraton LANG TEAM 2009”
Pogoda była bardzo kiepska, padało cały tydzień. Domyślaliśmy się co nas czeka na trasie. Umówiliśmy się wcześniej z zawodnikami z Gdańskiej Ekipy Rowerowej oby trochę przedyskutować przebieg trasy. Na miejscu spotkałem Zibiego, Olo, Mietek, Intel. Do startu coraz bliżej. Nie miałem pojęcia jak wygląda przebieg trasy ponieważ nie robiłem objazdu, za to ekipa z GER miała okazje objechać trasę. Podzieliła się wrażeniami, na co trzeba zwrócić szczególną uwagę, gdzie będzie można przyspieszyć itp. większość osób narzekała na sporą ilość występującego błota na trasie. Ja jeszcze nigdy nie startowałem w tak masowej imprezie jaką jest Skandia, dla mnie była to nowość, czułem się jak obcy, ponieważ debiutowałem w tej oto imprezie. Według organizatorów padła rekordowa ilość uczestników, wystartowało ponad 1100 zawodniczek i zawodników. Nagle słychać z mikrofonów jak organizatorzy wywołują poszczególne przedziały numerów do poszczególnych sektorów.
Zaczęliśmy ustawiać się do startu zbyt późno, była przed nami masa zawodników, mieliśmy kiepską pozycje wyjściową. W sektorze byłem razem z Zibkem oraz ze Sławkiem, którzy tak jak ja mieli zamiar jechać na dystans Mega który miał 2X po 25 km. Wszyscy skupieni, słychać było huk i hałas wpinanych butów w SPD, komuś w tym momencie zerwał się łańcuch, a to ci dopiero pech. Wpiąłem się w SPD próbuje jechać, ok. 5 km/h po czym muszę stanąć, zanim tłum ruszy trochę czasu musi upłynąć, po chwili wpinam się ponownie, startuje, na początek mała góreczka, ale to asfalt, można pocisnąć, jadę z prędkością 30-35 km/h wyprzedzając przy tym dość spora ilość zawodników. Już na asfalcie było widać co nas czeka w lesie, na poboczach widać błoto oraz dość spore kałuże. Jeszcze kilka zawijasów i wjazd do lasu, pierwsza górka która rozciągnęła trochę peleton, mnóstwo błota, rumak skacze jak dziki, raz na prawo raz na lewo, ciężko utrzymać równowagę. Na trzy większe górki jedną udaje mi się pokonać, jest to górka przy Abrahama. Spora część szlaku została poprowadzona Żółtym szlakiem, była jedna górka, praktycznie nie możliwa do podjechania, w suchych warunkach jest to wyczyn lecz spora ilość błota dzisiaj to nie umożliwiała. Po chwili trochę prostej, przejazd przez rzeczkę ostro w dół oraz do góry, po prawej stronie były umieszczone aparaty fotograficzne które robiły co kilka sek zdjęcia. Po chwili był dość spory błotnisty zjazd, rower zaczął mi uciekać, ślizgać się, zacząłem naciskać lekko manetki hamulcy, ale to nie wystarczało, rumak szedł jak po lodzie, typu rów, drzewo, miałem do wyboru, tym bardziej że robiło się coraz bardziej stromo, wybrałem rów przelatując przez kierownice, zaryłem twarzą w dość niezłą ilość błota, po czym wstałem, przetarłem okulary które zostały upaćkane, cofnąłem się po rumaka i ruszyłem dalej . Na początku zacząłem rywalizować z dwoma dziewczynami jedna w pomarańczowej koszulce KTM a druga w niebieskiej, wymienialiśmy się nawzajem, raz ja prowadziłem, raz one, ale toczyliśmy rywalizacje tylko przez pierwsza pętle, później bardziej przycisnąłem i już ich nie zobaczyłem. Doganiałem czasem również Roberta który ostro piłował, widać było zmęczenie tak jak i u mnie, raz ja uciekałem po chwili doganiał mnie i sytuacja powtarzała się tylko że na odwrót. Gdy zbliżaliśmy się do drugiej pętli zapytał się czy jadę na GIGA, chwile pomyślałem, a dobra myślę sobie, w końcu jak jechać to jechać. Pojechałem na dystans GRAND FODO która miała dystans 75 km. Po połowie dużej pętli dostałem zadyszki, napoje zimne już nic nie pomagały, był jeden bufet na 25 km pętli gdzieś po środku mniej więcej, tuż po podjeździe. Jechaliśmy cały czas trzymając się razem 10 km do końca złapał mnie kryzys i musiałem nieco zwolnić, dołączył się do nas kilku osobowy peleton składający się z trzech kolarzy. Ja odpuściłem Robert pojechał do przodu, spotkaliśmy się dopiero na mecie, zostałem sklasyfikowany tuż za nim.

Podsumowanie:

Maraton uważam za bardzo dobrą Impreze Masową, trasa dość trudna zważywszy na dość sporą ilość błot, jechało się praktycznie cały czas w błocie. Zostałem sklasyfikowany na 88 miejscu, w klasyfikacji generalnej, jak na debiutanta uważam że jest to dość przeciętne miejsce. Po Zakończeniu maratonu była wyznaczona osoba do mycia Rumaków oraz ciepły posiłek w bufecie. Atmosfera którą uważam za najważniejszy plus takich imprez była nie do opisania, szczególnie przy mecie, gdy ludzie zaczynali krzyczeć na zawodników, coś w stylu dawaj dawaj! Brak słów, trzeba to po prostu przeżyć.
Do zobaczenia na Skandi w przyszłym sezonie.

Wyniki dostępne są pod linkiem:
SkandiaMaraton2009


Kategoria MARATONY MTB