Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi PiotrHabaj z miasteczka GDYNIA. Mam przejechane 7858.00 kilometrów w tym 4578.72 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.96 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy PiotrHabaj.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2011

Dystans całkowity:141.00 km (w terenie 139.00 km; 98.58%)
Czas w ruchu:07:19
Średnia prędkość:19.27 km/h
Maksymalna prędkość:55.00 km/h
Suma podjazdów:1170 m
Liczba aktywności:3
Średnio na aktywność:47.00 km i 2h 26m
Więcej statystyk
  • Sprzęt B1 DRONE
  • Aktywność Jazda na rowerze

IV Jesienny Maraton MTB Kościerzyna

Niedziela, 25 września 2011 · dodano: 27.10.2011 | Komentarze 0

Dziś odbył się maraton organizowany przez stowarzyszenie „KSR Kościerzyna” w których to barwach jeździłem jeszcze rok temu. Wtedy złapałem trzy gumy, miałem nadzieje że do takiej sytuacji tym razem nie dojdzie. Traktowałem ten maraton jako przygotowanie do finałowej wersji SkandiaMaraton gdzie było to moim głównym celem.
Już po starcie poszedł ogień, niebezpieczny przejazd przez furtkę i rura ile wlezie. Wyprzedzanie uniemożliwiało wyprzedzanie na wprost jedynie trzeba było bokiem po liściach, inaczej się nie dało uważając przy tym żeby nie stracić przyczepności albo nie wjechać w jakiś niechciany korzeń lub kamień czyhający na rowerzystów tuż pod liśćmi.
Po kilku metrach zakręt ostry pod mostkiem, i dalej ile mocy w nogach trzeba było pędzić.
Ja dotrzymywałem tępa aż do momentu dość sporego podjazdu, niestety nie wiem na którym to było km, ostro do przodu poszedłem i chyba za ostro, raz zakopałem się w piasku i gleba, licznik zgubiłem co skapnąłem się dopiero po czasie, niestety za późno było już.
Zaczęły mnie skurcze łapać, ale to kwestia nie rozjeżdżania.
Sporo osób zaczęło mnie wyprzedzać nawet dużo słabsi zawodnicy ode mnie.
Niestety coś nie fortunnie pojechałem albo coś było z oznakowaniem, gdzieś w lesie zabłądziłem, skapnąłem się gdzieś w okolicach krzyża że robię drugą pętle ale już było bliżej końca więc jechałem do przodu.
Był moment ze jechałem już tylko po to by jechać i dojechać do mety, nie miałem sił, jeździłem już na tzw. młynku, strasznie skurczę łapały.
Miałem jechać na 60 km wyszło ok. 100 prawie, zrobiłem więcej niż wynosiła pętla giga
Na metę z pętli mega przybyłem przedostatni z czasem 4 h 38 min
Byłem zadowolony z tego ze znalazłem drogę powrotną i wróciłem szczęśliwy i wykończony na metę. Niestety jakoś mi nie leży ta trasa, rok temu złapałem trzy gumy i myślałem że już większego pecha nie można mieć a tu niestety okazało się że można, trudno, SkandiaMaraton jest dla mnie ważniejsza a ten maraton traktowałem jako trening.

Co mogę powiedzieć o trasie maratonu:
Jest bardzo piękna, urokliwa i nazwał bym techniczna.
Nie jest to trasa wcale łatwa ani do płaskich nie należy,
urokliwa trasa wzdłuż jeziora momentami bardzo ciężka

Mówią ze do trzech razy sztuka, teoretycznie za rok już nic złego nie powinno się stać, więc do zobaczenia w następnym sezonie, oby było lepiej


Kategoria MARATONY MTB


  • DST 62.00km
  • Teren 62.00km
  • Czas 02:31
  • VAVG 24.64km/h
  • VMAX 50.00km/h
  • Podjazdy 350m
  • Sprzęt B1 DRONE
  • Aktywność Jazda na rowerze

Skandia Maraton LangTeam VI Edycja "Białystok"

Sobota, 17 września 2011 · dodano: 29.09.2011 | Komentarze 1

Dzisiaj odbyła się już VI Edycja cyklu Skandia Maraton Team, przedostatnia.
Po nieudanym maratonie w Rzeszowie złapał mnie jakiś wirus więc do Białegostoku jechałem mocno przeziębiony i osłabiony, głównie po to by nie stracić zbyt wiele punktów potrzebnej do utrzymania pierwszej dziesiątki.
Po V Edycjach spadłem na 9 miejsce i oddaliłem się od upragnionego 7 miejsca, także chciałem się już tylko obronić.
W ubiegłym sezonie startowałem w Białymstoku lecz na dystansie mini który był trochę inny ze względu na rozwidlenie między dystansami mini i medio i jedynie czego mogłem się spodziewać to dużo asfaltów w okolicach startu i mety.
Gdy dotarliśmy z rowerami na miejsce chciałem sobie żelka kupić na trasę, ponieważ dystans wynosił 62 km dość sporo a ja osłabiony byłem mógł się przydać.
Na Skandi zawsze było stoisko z żelkami i innymi takimi lecz objechałem dwa kółka i nie mogłem znaleźć, okazało się że tym razem nie ma takiego stoiska, a ja specjalnie nic nie kupiłem wcześniej bo chciałem na miejscu, zawiodłem się organizacja się nie popisała, dobrze że wziąłem ze sobą dwa banany, to powinno starczyć.
Gdy wystartowaliśmy tempo było dość niebezpiecznie szybkie, obrałem lewy tor jazdy lecz to było ryzykowne, jechaliśmy zamkniętym jednym pasem ruchu ale słupki stojące na poboczach były dość niebezpiecznie blisko ze można było zahaczyć lub się po prostu zderzyć, wtedy było by tzw. domino bardzo niebezpieczne, również trzeba było uważać na dziurawe fragmenty asfaltu które potrafiły wybić z rytmu.
Każde skrzyżowanie było zabezpieczone i patrolowane, by zawodnicy mogli bezpiecznie przejechać, lecz trochę ostrożności też nie zaszkodzi.
Gdy się skończył asfalt wjechaliśmy na drogę szutrową gdzie były dość spore ilości piasków, trzeba było mieć opracowaną dość dobrą technikę jazdy.
Po przejechaniu kilku km trzeba było przejechać przez przejazd kolejowy a tu trafiliśmy na niespodziankę, nagle wyskakuje jeden z organizatorów i nas zatrzymuje, dlaczego?
Ponieważ trafiliśmy na pociąg i to jeszcze towarowy, straciliśmy kilka dobrych minut, zaczęli dołączać do postoju inni min. Batik. Po upływie jakiś 5 min ruszyłem ostro do przodu, szuter był straszny, bardzo dziurawy, ręce strasznie bolały, strasznie mi się jechało czułem osłabienie i katar odbierał mi energie, czułem to wyraźnie, wiedziałem ze może być ciężko tym bardziej że w tygodniu nic nie jeździłem. Trasa była dość płaska, pod koniec były cztery mocniejsze podjazdy, ale takie na co dzień pokonujemy jeżdżąc po TPK także nic specjalnego.
Przez pierwsze 25 km toczyłem wyrównaną walkę z Batikiem i w pewnym momencie myślałem ze nie dam rady wygrać, raz on mnie wyprzedzał raz ja jego i tak na zamianę, lecz zabrakło chyba wytrzymałości.
Starałem jechać równym tempem przez cały dystans. Zaliczyłem dwa upadki, pierwsza jeszcze gdzieś na początku jak się ścigałem z Batikiem był błotnisty fragment, miałem założone toporne stare opony niestety na tyle zorane ze mogłem zapomnieć o dobrej przyczepności, przód Kenda Karma, tył Scott Ozon, chciałem błyskawicznie przejechać lecz opnka nie wyrobiła i znalazłem się w krzaczorach, w ten sposób wyprzedziło mnie kilku zawodników, ale to nic nadrobiłem na trasie i wyprzedziłem, jechałem jakiś czas na kole Batikowi gdy było miejsce wyprzedziłem.
Od tej pory zaczynam nadrabiać stracony czas, dorwałem dość dobry pociąg (peleton) z 35 km/h nie schodzili, miejscami zaczęły mnie brać skurcze ale nie przejmowałem się tym, dawałem z siebie to co byłem jeszcze w stanie wycisnąć, nagle dołączyli do nas inni i ktoś powiedział ze proponuje krótkie szybkie zmiany równym tempem. Nagle jeden z nich rura po blacie i z 35 km zrobiło się 40 czasem i więcej, było nas trzech, ja jechałem po środku ale nie miałem zamiaru robić zmian, nie dał bym rady jechać takim tempem przy osłabionym organizmie. Po jakimś czasie w piaskach się zakopałem i już nie dałem rady dogonić kolegi, lecz drugiego zgubiłem, też nie dał rady jechać. Jadę teraz sam, zupełnie sam, jak samotny jeździec i jego rumak, wyprzedzam kilka osób z mini, chce wyprzedzić dziewczynę widzę przed sobą wielką kłodę, przejeżdżam po niej lecz jedna z części wbija mi się w przednie koło i czeka mnie spodziewana gleba, zapytała się czy nic mi nie jest, miły gest, ale szybko się ogarnąłem i pojechałem dalej, zbiłem sobie tylko kolano i koszulka strasznie się zakurzyła.
Czuje że słabną mi siły ale w oddali widzę dość sporą grupkę w peletonie, cisnę ile sił jeszcze mam, w granicach 30-32 km/h poniżej nie schodzę, to musi wystarczyć, wiem ze dam radę tylko czy starczy na tyle czasu, obserwując widzę ze się żółwim tempem zbliżają do mnie.
Jestem już w okolicach ścieżki rowerowej, jest już blisko ale zdaje sobie sprawę ze może nie wystarczyć czasu, przejeżdżam przez skrzyżowanie na którym patroluje Policja.
Jeszcze około kilometra do końca, jestem już na asfalcie więc trochę szybciej mogę jechać, w końcu udało mi się dogonić, jadę z tyłu, ale coś mi wolno, nikt nie chce atakować?
Chyba wszyscy czekają na ostatnie metry żeby ostro pójść do przodu. Nie chce się spalić ale decyduję się na atak, jadę 35 km/h ale zaczynam czuć w nogach skurcz, strażacy ubezpieczają przejścia dla pieszych by nikt nie spodziewanie nie wszedł, lecz tutaj się nie popisali, chyba za karę ich postawili, przy naszym finiszu jakaś babka weszła by prawie pod koła, udało się bez kolizji ale o mało brakowało. Już zostały metry stanąłem mocno na pedałach i zaczynam cisnąć ile tylko mam sił, a tu nagle ostry zakręt w lewo nie oczekiwanie mnie zaskoczył, ledwo co wyhamowałem, wyprzedza mnie trzech albo i czterech zawodników w ten o to głupi sposób, jadę chwile za nimi, nagle przesuwam się na ostatnia pozycję by z lewej strony mocno zaatakować co się udaje i powoli przesuwam się na pierwszą pozycję, gdzieś w okolicach 2 m przed linią mety patrzę do tyłu gdy jest bezpieczna odległość przestaje pedałować i spokojnie wjeżdżam na linię mety. Nogi mnie bardzo bolały, dostałem skurczy, myślałem ze odpadnę na finiszu ale zacisnąłem zęby i opłaciło się, okazało się że wygrałem finisz z czego jestem bardzo zadowolony

Zająłem w klasyfikacji open 54 miejsce i 22 w kat biorąc pod uwagę ze startowałem mocno osłabiony i zakatarzony jestem zadowolony z wyniku.
Opłaciło się jechać choćby w powodu awansu w klasyfikacji generalnej z 9 na 8 pozycję ale mam tylko 10 punktów przewagi nad zawodnikiem z teamu „PTR Dojlidy Białystok”
Do zobaczenia na finałowej edycji która odbędzie się w Kwidzyniu


Wyniki




Kategoria MARATONY MTB


  • DST 54.00km
  • Teren 54.00km
  • Czas 02:56
  • VAVG 18.41km/h
  • VMAX 55.00km/h
  • Podjazdy 820m
  • Sprzęt B1 DRONE
  • Aktywność Jazda na rowerze

Skandia Maraton LangTeam V Edycja "Rzeszów"

Sobota, 10 września 2011 · dodano: 15.09.2011 | Komentarze 0

Dziś odbyła się V Edycja Skandi Maraton w mieście Rzeszów, podróż nie obyła się bez przygód. Drobna awaria z autem i tego samego dnia w warsztacie na szczęście załatali usterkę lecz podróż odbyła się z kilku godzinny poślizgiem 650 km w jedną stronę na miejscu w hotelu wylądowaliśmy o godz. 4:00 nad ranem o 8:00 pobudka i o 11:00 na trasę.
Chciałem powalczyć o dobre miejsce w klasyfikacji generalnej dlatego to był bardzo ważny etap, nie mogłem nic sknocić, zawodnicy zaczęli się ustawiać z pół godz. wyprzedzeniem.
Gdzieś na linie startu widzę swojego przeciwnika, jego chciałem najbardziej się trzymać,
wiedziałem jak pojadę w peletonie z Grzegorzem z KSR Kościerzyna nic złego nie powinno się stać, takie miałem założenie. Gdy się ustawiliśmy na lini startu ledwo żywy oczy mi się strasznie kleiły, myślałem ze usnę i nie mogłem się doczekać kiedy już nas puszczą, miejscami odlatywałem.
Jakiś dziadek „kibic” zaczął się drzeć kilka minut przed startem „Rzeszowianie do boju, pokażcie klasę” wszyscy mieli banany na buziach.
Gdy ruszyliśmy pilot zaczął nas eskortować z rynku, po przejechaniu kilku metrów nastąpił ostry start.
Po profilu widać było ostre przewyższenia, lecz jak rozmawiałem z zawodnikami mówili że bardzo dużo asfaltów i szutrów, ostrzegali przed kamieniami, napompowałem opony na maksa ile się dało i tak wyjechałem. Na początku leciałem jak burza, lecz po chwili peleton zaczął mi uciekać, nie oddalałem się od czołówki ale też nie mogłem ich dogonić. Miałem cel, nie pozwolić im za daleko odjechać, kilka dość mocnych podjazdów już mocno mnie zmęczyło, a to przecież dopiero początek.
Asfalty się skończyły, wjeżdżamy w drogę leśną, gdzieś tam widzę swojego przeciwnika, aż tu nagle słyszę łomot, trach, jak zahuczało mi, przeraziłem się, tylko nie teraz nie w tym momencie i nie w tym wyścigu, już dość miałem pecha w Słupsku, niestety, miałem już pozamiatane, po zawodach, wiedziałem o tym że nie dam rady tej straty odrobić, zjechałem na bok, po prostu klapa, gorzej być nie mogło, ale czy na pewno? Złapać gumę już na 5 km.

Cała stawka mnie wyprzedziła, nawet kład zamykający stawkę i część zawodników z dystansu mini, trochę czasu mi zajęło zanim doszedłem do ładu, myślałem o rezygnacji. Bezj zapasowej dętki będzie ciężko, opona bardzo mocno rozcięta, na tyle że można było palec włożyć na wylot. Raz się żyję, a co mi tam, zaryzykuję, najwyżej z buta będę szedł później z rowerem na plecach. Zaczynam gonitwę, goniłem ile tylko sił miałem, ale musiałem powoli jechać bo zmiana dętki mnie wykończyła.
Gdy po przejechaniu kilku km byłem rozgrzany zaczęło się prawdziwe ściganie, gdzieś tam na zakręcie mijam Ewe o mały włos nie zaliczyłem upadku na zakręcie, wysypany żwirek o mało nie zaskoczył, ale jadę dalej, ledwo widzę na oczy, a w sumie nic nie widzę bo góry wszystko zasłaniają.
Góry góry i jeszcze raz góry, ale warto było przejechać trasę dla samych widoków, czasem płakać się chciało tak pięknie tu, pierwszy raz takie krajobrazy widziałem.
Nie mam szans nikogo dogonić pod kogo mógłbym się podczepić. Zaczęło się tylko wyprzedzanie z mojej strony do końca maratonu, tylko wyprzedzanie.
Najwięcej osób wyprzedzałem na podjazdach, całymi peletonami, ale wiadomo ze jak atakować to tylko na podjazdach, czasami nie było jak wyprzedzać były takie fragmenty, tylko spowolniali mnie, ale mi już nie robiło różnicy wiedziałem ze zawaliłem i wszelkie szanse straciłem, miałem nadzieje jednak że utrzymam 8 lokatę, ale jednak tego się nie udało.
Tyle punktów stracić w jednym wyścigu, to prawdziwa katastrofa.
Czy może pójść gorzej? okazało się na 25 km że owszem gdy nagle złapałem druga gumę, wziąłem rower do góry nogami, i zakląłem pod nosem, kilku mnie wyprzedziło, nagle nic, cisza, jak makiem zasiał. Minuta przerwy, widzę zbliżającego się kolarza, pytam czy ma dętkę, zatrzymał się i mi dał, powiedział powodzenia, podziękowałem i wziąłem się do pracy.
Znowu straciłem bardzo dużo czasu, zaczyna mnie wyprzedzać Batik już po raz drugi, i tylko krzyczy, znowu guma, dało to mi motywacje do jeszcze szybszej wymiany i gonitwy.
Po ok. 7 min udałem się w pościg.
Przejechałem kilka metrów ostry zakręt i mega szutrowy podjazd z kamieniami, obadałem wzrokowo, lecz nikt nie wybierał prawej części trasy, tam gdzie była trawa, to mnie zdziwiło bo tamtędy dużo lepiej się jechało, szybciej i prosto bez wybojów, koło nie wirowało, bardzo dużo czasu tak zyskałem żeby zobaczyć następnie dość stromy asfaltowy zjazd.
Policja i Straż Pożarna dobrze blokowała ulicę i pilnowała, to trzeba przyznać, kawał dobrej roboty, trasa bardzo dobrze oznakowana, gdy widziałem czerwoną koszulkę myślałem że to Batik i rura gazu, tak z 4 razy ale niestety nie złapałem kolegi, okazało się że zabłądził i przyjechałem przed nim.
Na niebezpiecznych fragmentach były oznaczenia wykrzyknikami, na początku zwalniałem, ale później nawet nie patrzałem, gdzieś w lesie trzeba było kilka razy zejść z roweru, zablokowali mnie, przedostać się przez rzeczkę, jeden był taki że można było przejść przez kładkę, chciałem przejechać i bardzo dobrze ze mnie zablokowali, okazało się że R. Banach przejechał i miał wielkie problemy utrzymać na prostej, ślizgo jak po lodzie.
Kilka razy w lesie prawie mi wyszły oczy na wierzch gdy zobaczyłem ostry zjazd w dół, dałem radę, okazało się ze nie było tak źle. Na jednym z takich zjazdów zrobili mi zdjęcie ale był moment ślizgiej trawiastej nawierzchni, trochę przyhamowałem i wywinąłem salto w powietrzu tak że rower gdzieś poleciał na dół i ustawił się siodełkiem w dół, jak by chciał żebym zobaczył na opony, chłopacy w szoku zapytali tylko czy nic mi nie jest, mówiąc że jest ok. szybko się pozbierałem pojechałem dalej. Okazało się ze mam problem z biegami i coś mi jak by ocierało, na mecie okazało się ze pękła mi szprycha od tego upadku.
Po tej przewrotce złapał mnie skurcz, ale mogłem jechać dalej.
Po kilku przejechanych km czekał mnie mniejszy zjazd ale z zakrętem również opona zeszła na mokrym dukcie, tak że nie zdążyłem się wypiąć, leżąc podobnie złapał mnie skurcz, pozbierałem się po ok. pół minuty i zacząłem ponownie kontynuować gonitwę.

Już nie miałem ochoty nawet brać żelka bo to bez sensu było, szanse stracone, nie ma nawet z kim walczyć, tylko monotonne wyprzedzanie, ale na jakieś 5 km przed metą doścignąłem, a nawet powiem ze próbowałem dogonić dość silny peleton, trzymał się równo, musiałem ostro się nagimnastykować żeby ich dogonić i w końcu wyprzedzić. Zrobiłem to dosłownie kilka metrów przed metą, po prostu nie mogłem, jechałem między 32 a 35 km/h czułem że się zbliża ale bardzo bardzo wolno, już jak byłem w okolicy rzeczki to nie wierzyłem ze mogę ich doścignąć, ale udało się. Kilka set metrów przed metą dość szeroka droga asfaltowa, wyprzedziłem ich i pognałem w kierunku mety, czekał jeszcze mały podjazd, złapał mnie skurcz, myślałem ze zaatakują, i że polegnę, ale na tyle złapał że mogłem jechać, zacisnąłem zęby, stanąłem na pedały i ile tylko sił miałem, gdzieś po lewej stronie przed metą widzę Andrzeja który obserwuje. Patrzę do tyłu i chyba nie chcieli atakować, albo na tyle skutecznie odparłem ich atak że nie dali rady, pierwszy zawodnik peletonu wjechał o długość roweru za mną, także odległość dość bezpieczna. Wjeżdżając mogłem odsapnąć.

Co do trasy to muszę powiedzieć ze była to do tej pory najcięższa Edycja Skandi, trasa przepiękna, widoki cudne, bardzo techniczna, i te nie skończenie długie ciągnące się w nieskończoność podjazdy, ale warto było wjechać dla samych widoków, a później zjazd, ostre jak ściana, pięknie było, za rok będę wiedział jak się przygotować do tak ciężkiej trasy, u nas w Trójmiejskich Lasach to są pagórki w porównaniu do tamtejszych podjazdów

Ostatecznie zająłem 107 miejsce 2 Edycje do końca i mam 22 punkty straty do 8 miejsca.
O 7 mogę zapomnieć.

Medio






Kategoria MARATONY MTB


  • DST 25.00km
  • Teren 23.00km
  • Czas 01:52
  • VAVG 13.39km/h
  • VMAX 45.00km/h
  • Sprzęt B1 DRONE
  • Aktywność Jazda na rowerze

Słupia XC

Sobota, 3 września 2011 · dodano: 12.09.2011 | Komentarze 1

Dziś odbyły się zawody XC pt. „Słupia XC” w ubiegłym sezonie już na początku gdzieś na ok. 5 km zerwał mi się łańcuch, musiałem się wycofać z zawodów, myślałem ze gorzej być nie morzę, a jednak się myliłem.
Do ostatniego gwizdka zastanawiałem się jaki dystans wybrać ponieważ jestem już przypisany w kat. Masters mogę startować również w najsilniejszej Elicie, tak zezwala na to regulamin: osoby powyżej 19 lat mogą startować w prestiżowej Elicie.
Te zawody traktowałem jako przygotowanie przed V Edycją Skadni która miała odbyć się już za tydzień w Rzeszowie, niestety od początku nie szło mi zbyt dobrze, kłopoty ze sprzętem, kłopot by się wpiąć w pedał, musiałem robić wszystko by nie dochodziło do sytuacji żebym musiał się wypinać, ale na XC to jest mało realne.
Ruszyliśmy jak to w Elicie bardzo ostro, pierwsze podjazdy zaczęło się blokowanie ze musiałem się wypiąć i już wtedy miałem kłopot z wpięciem, traciłem bardzo dużo czasu.
Gdy dogoniłem jednego z zawodników Treka próbowałem trzymać koła jechaliśmy równo, ale na 2 kółku był dość techniczny zjazd gdzie trzeba było jechać po korzeniach między drzewami, opona mi źle spadła pod kątem wywinęło mnie trochę, opanowałem rower ale musiałem ostro hamować, tak niefortunnie ze zatrzymałem się na ostatnim drzewie przeleciałem przez kiere wypadając z trasy, oraz zrywając taśmę która ma na calu oznakowanie trasy, spadając w dół z małej skarpy, szybko się pozbierałem ale nie mogłem przerzucać przerzutkami, coś mi się stało z przednia manetką, nie mogłem zejść z blatu, zatrzymałem się chciałem naprawić usterkę, miałem wrażenie ze wszyscy mnie wyprzedzili.
Doszedłem do wniosku ze nie chce mi wracać, ale jakoś sobie radziłem, jako tako. Myślałem o wycofaniu się z wyścigu, przeszło mi to przez myśl, ale jak jechać to jechać, w końcu to nie są tak ważne zawody jak np. Skandia.
Myślałem ze nic gorszego mnie spotkać nie mogło, ale gdzieś na 4 okrążeniu na ostrym podjeździe nie mogłem się znowu wpiąć w pedał, patrzę w dół a tu brakuje mi go, gdzieś mi wypadł, już nigdy nie kupię cranków fajnie się jeździło ale na początku tylko jakieś szit, gorszego gówna nie miałem i nigdy więcej ubijaków. Nie chciałem rezygnować, tak łatwo się nie poddaje, jak jechać to do końca, i też tak zrobiłem, najmniejsze biegi w ruch ale jechałem, na jednej nodze przez 2 okrążenia, dojechałem do mety i nawet nie byłem ostatni co mnie cieszy, dobry trening przed Skandią.

Jedyne z czego jestem zadowolony że takiej przygody nie będę miał na Skandi bo bardzo mi zależy w walce o generalkę stracił bym wszelkie szanse, a tam nie mogę sobie pozwolić już na takie błędy

Uplasowałem się na 25 miejscu na 30 sklasyfikowanych w tym 4 osoby zaliczyły DNF

Wyniki









Tu była moja gleba




Kategoria ZAWODY XC