Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi PiotrHabaj z miasteczka GDYNIA. Mam przejechane 7858.00 kilometrów w tym 4578.72 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.96 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 20914 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy PiotrHabaj.bikestats.pl
  • DST 54.00km
  • Teren 54.00km
  • Czas 02:56
  • VAVG 18.41km/h
  • VMAX 55.00km/h
  • Podjazdy 820m
  • Sprzęt B1 DRONE
  • Aktywność Jazda na rowerze

Skandia Maraton LangTeam V Edycja "Rzeszów"

Sobota, 10 września 2011 · dodano: 15.09.2011 | Komentarze 0

Dziś odbyła się V Edycja Skandi Maraton w mieście Rzeszów, podróż nie obyła się bez przygód. Drobna awaria z autem i tego samego dnia w warsztacie na szczęście załatali usterkę lecz podróż odbyła się z kilku godzinny poślizgiem 650 km w jedną stronę na miejscu w hotelu wylądowaliśmy o godz. 4:00 nad ranem o 8:00 pobudka i o 11:00 na trasę.
Chciałem powalczyć o dobre miejsce w klasyfikacji generalnej dlatego to był bardzo ważny etap, nie mogłem nic sknocić, zawodnicy zaczęli się ustawiać z pół godz. wyprzedzeniem.
Gdzieś na linie startu widzę swojego przeciwnika, jego chciałem najbardziej się trzymać,
wiedziałem jak pojadę w peletonie z Grzegorzem z KSR Kościerzyna nic złego nie powinno się stać, takie miałem założenie. Gdy się ustawiliśmy na lini startu ledwo żywy oczy mi się strasznie kleiły, myślałem ze usnę i nie mogłem się doczekać kiedy już nas puszczą, miejscami odlatywałem.
Jakiś dziadek „kibic” zaczął się drzeć kilka minut przed startem „Rzeszowianie do boju, pokażcie klasę” wszyscy mieli banany na buziach.
Gdy ruszyliśmy pilot zaczął nas eskortować z rynku, po przejechaniu kilku metrów nastąpił ostry start.
Po profilu widać było ostre przewyższenia, lecz jak rozmawiałem z zawodnikami mówili że bardzo dużo asfaltów i szutrów, ostrzegali przed kamieniami, napompowałem opony na maksa ile się dało i tak wyjechałem. Na początku leciałem jak burza, lecz po chwili peleton zaczął mi uciekać, nie oddalałem się od czołówki ale też nie mogłem ich dogonić. Miałem cel, nie pozwolić im za daleko odjechać, kilka dość mocnych podjazdów już mocno mnie zmęczyło, a to przecież dopiero początek.
Asfalty się skończyły, wjeżdżamy w drogę leśną, gdzieś tam widzę swojego przeciwnika, aż tu nagle słyszę łomot, trach, jak zahuczało mi, przeraziłem się, tylko nie teraz nie w tym momencie i nie w tym wyścigu, już dość miałem pecha w Słupsku, niestety, miałem już pozamiatane, po zawodach, wiedziałem o tym że nie dam rady tej straty odrobić, zjechałem na bok, po prostu klapa, gorzej być nie mogło, ale czy na pewno? Złapać gumę już na 5 km.

Cała stawka mnie wyprzedziła, nawet kład zamykający stawkę i część zawodników z dystansu mini, trochę czasu mi zajęło zanim doszedłem do ładu, myślałem o rezygnacji. Bezj zapasowej dętki będzie ciężko, opona bardzo mocno rozcięta, na tyle że można było palec włożyć na wylot. Raz się żyję, a co mi tam, zaryzykuję, najwyżej z buta będę szedł później z rowerem na plecach. Zaczynam gonitwę, goniłem ile tylko sił miałem, ale musiałem powoli jechać bo zmiana dętki mnie wykończyła.
Gdy po przejechaniu kilku km byłem rozgrzany zaczęło się prawdziwe ściganie, gdzieś tam na zakręcie mijam Ewe o mały włos nie zaliczyłem upadku na zakręcie, wysypany żwirek o mało nie zaskoczył, ale jadę dalej, ledwo widzę na oczy, a w sumie nic nie widzę bo góry wszystko zasłaniają.
Góry góry i jeszcze raz góry, ale warto było przejechać trasę dla samych widoków, czasem płakać się chciało tak pięknie tu, pierwszy raz takie krajobrazy widziałem.
Nie mam szans nikogo dogonić pod kogo mógłbym się podczepić. Zaczęło się tylko wyprzedzanie z mojej strony do końca maratonu, tylko wyprzedzanie.
Najwięcej osób wyprzedzałem na podjazdach, całymi peletonami, ale wiadomo ze jak atakować to tylko na podjazdach, czasami nie było jak wyprzedzać były takie fragmenty, tylko spowolniali mnie, ale mi już nie robiło różnicy wiedziałem ze zawaliłem i wszelkie szanse straciłem, miałem nadzieje jednak że utrzymam 8 lokatę, ale jednak tego się nie udało.
Tyle punktów stracić w jednym wyścigu, to prawdziwa katastrofa.
Czy może pójść gorzej? okazało się na 25 km że owszem gdy nagle złapałem druga gumę, wziąłem rower do góry nogami, i zakląłem pod nosem, kilku mnie wyprzedziło, nagle nic, cisza, jak makiem zasiał. Minuta przerwy, widzę zbliżającego się kolarza, pytam czy ma dętkę, zatrzymał się i mi dał, powiedział powodzenia, podziękowałem i wziąłem się do pracy.
Znowu straciłem bardzo dużo czasu, zaczyna mnie wyprzedzać Batik już po raz drugi, i tylko krzyczy, znowu guma, dało to mi motywacje do jeszcze szybszej wymiany i gonitwy.
Po ok. 7 min udałem się w pościg.
Przejechałem kilka metrów ostry zakręt i mega szutrowy podjazd z kamieniami, obadałem wzrokowo, lecz nikt nie wybierał prawej części trasy, tam gdzie była trawa, to mnie zdziwiło bo tamtędy dużo lepiej się jechało, szybciej i prosto bez wybojów, koło nie wirowało, bardzo dużo czasu tak zyskałem żeby zobaczyć następnie dość stromy asfaltowy zjazd.
Policja i Straż Pożarna dobrze blokowała ulicę i pilnowała, to trzeba przyznać, kawał dobrej roboty, trasa bardzo dobrze oznakowana, gdy widziałem czerwoną koszulkę myślałem że to Batik i rura gazu, tak z 4 razy ale niestety nie złapałem kolegi, okazało się że zabłądził i przyjechałem przed nim.
Na niebezpiecznych fragmentach były oznaczenia wykrzyknikami, na początku zwalniałem, ale później nawet nie patrzałem, gdzieś w lesie trzeba było kilka razy zejść z roweru, zablokowali mnie, przedostać się przez rzeczkę, jeden był taki że można było przejść przez kładkę, chciałem przejechać i bardzo dobrze ze mnie zablokowali, okazało się że R. Banach przejechał i miał wielkie problemy utrzymać na prostej, ślizgo jak po lodzie.
Kilka razy w lesie prawie mi wyszły oczy na wierzch gdy zobaczyłem ostry zjazd w dół, dałem radę, okazało się ze nie było tak źle. Na jednym z takich zjazdów zrobili mi zdjęcie ale był moment ślizgiej trawiastej nawierzchni, trochę przyhamowałem i wywinąłem salto w powietrzu tak że rower gdzieś poleciał na dół i ustawił się siodełkiem w dół, jak by chciał żebym zobaczył na opony, chłopacy w szoku zapytali tylko czy nic mi nie jest, mówiąc że jest ok. szybko się pozbierałem pojechałem dalej. Okazało się ze mam problem z biegami i coś mi jak by ocierało, na mecie okazało się ze pękła mi szprycha od tego upadku.
Po tej przewrotce złapał mnie skurcz, ale mogłem jechać dalej.
Po kilku przejechanych km czekał mnie mniejszy zjazd ale z zakrętem również opona zeszła na mokrym dukcie, tak że nie zdążyłem się wypiąć, leżąc podobnie złapał mnie skurcz, pozbierałem się po ok. pół minuty i zacząłem ponownie kontynuować gonitwę.

Już nie miałem ochoty nawet brać żelka bo to bez sensu było, szanse stracone, nie ma nawet z kim walczyć, tylko monotonne wyprzedzanie, ale na jakieś 5 km przed metą doścignąłem, a nawet powiem ze próbowałem dogonić dość silny peleton, trzymał się równo, musiałem ostro się nagimnastykować żeby ich dogonić i w końcu wyprzedzić. Zrobiłem to dosłownie kilka metrów przed metą, po prostu nie mogłem, jechałem między 32 a 35 km/h czułem że się zbliża ale bardzo bardzo wolno, już jak byłem w okolicy rzeczki to nie wierzyłem ze mogę ich doścignąć, ale udało się. Kilka set metrów przed metą dość szeroka droga asfaltowa, wyprzedziłem ich i pognałem w kierunku mety, czekał jeszcze mały podjazd, złapał mnie skurcz, myślałem ze zaatakują, i że polegnę, ale na tyle złapał że mogłem jechać, zacisnąłem zęby, stanąłem na pedały i ile tylko sił miałem, gdzieś po lewej stronie przed metą widzę Andrzeja który obserwuje. Patrzę do tyłu i chyba nie chcieli atakować, albo na tyle skutecznie odparłem ich atak że nie dali rady, pierwszy zawodnik peletonu wjechał o długość roweru za mną, także odległość dość bezpieczna. Wjeżdżając mogłem odsapnąć.

Co do trasy to muszę powiedzieć ze była to do tej pory najcięższa Edycja Skandi, trasa przepiękna, widoki cudne, bardzo techniczna, i te nie skończenie długie ciągnące się w nieskończoność podjazdy, ale warto było wjechać dla samych widoków, a później zjazd, ostre jak ściana, pięknie było, za rok będę wiedział jak się przygotować do tak ciężkiej trasy, u nas w Trójmiejskich Lasach to są pagórki w porównaniu do tamtejszych podjazdów

Ostatecznie zająłem 107 miejsce 2 Edycje do końca i mam 22 punkty straty do 8 miejsca.
O 7 mogę zapomnieć.

Medio






Kategoria MARATONY MTB



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa ktaks
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]