Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi PiotrHabaj z miasteczka GDYNIA. Mam przejechane 7858.00 kilometrów w tym 4578.72 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.96 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy PiotrHabaj.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2010

Dystans całkowity:286.50 km (w terenie 61.50 km; 21.47%)
Czas w ruchu:10:57
Średnia prędkość:26.16 km/h
Liczba aktywności:3
Średnio na aktywność:95.50 km i 3h 39m
Więcej statystyk
  • DST 225.00km
  • Czas 08:24
  • VAVG 26.79km/h
  • Sprzęt B1 DRONE
  • Aktywność Jazda na rowerze

KaszebeRunda 2010

Sobota, 29 maja 2010 · dodano: 31.05.2010 | Komentarze 2

Dzisiaj miały odbyć się zawody rowerowe pt. KaszebeRunda.
Po ostatnim Maratonie, który odbył się w Wejherowie postanowiłem oddać rower do serwisu (wymiana obręczy), mimo kilku nieprzyjemnych sytuacji wynikających z niedbalstwa o klienta przez serwis udało się złożyć rowerek na dosłownie ostatni gwizdek.

Dostałem meila od organizatora, że w tym roku będzie przedłużona trasa z 215 na 225 KM,
więc będzie jeszcze trudniej. Obawiałem się o swoją formę, ponieważ nie jeździłem od 2 tyg. na rowerze, ani nie miałem żadnych treningów wytrzymałościowych.
Żeby zapisać się na zawody pojechałem dzień wcześniej. Na miejscu byłem ok. godz. 22:00 , dostałem nr. „1112” oraz chipa do zamontowania przy rowerze, który miał na celu liczyć dokładny czas przejazdu.
Start miałem zaplanowany na godz. 8:10 na starcie byłem pół godz. wcześniej, tak żeby na spokojnie ustawić sprzęt. W tym roku niestety po zakończeniu zawodów trzeba było zwrócić numerki startowe.
Kątem oka widzę jak mała grupka ustawia się do startu, ale nie chce mi się wierzyć ze to moja grupa, strasznie mała. Spokojnie rozmawiam sobie ze znajomymi, nie spiesząc się, jest godz. 8:05, pomyślałem sobie, chyba jednak to jest moja grupa, była w śród nich min. Blanka.
W dziesięcio osobowym składzie wystartowaliśmy. Na początku jechaliśmy pod eskortą Policji, po chwili samochód policyjny zjechał na bok i puścił nas, peleton szybko się rozciągnął. Kilka osób startowało na tzw. ostrym kole.
Próbowałem jechać równo z dwoma kolarzami w żółtych koszulkach na rowerach szosowych, którzy zaczęli dyktować tempo, moim minusem było brak licznika, nie wiedziałem ile km/h jedziemy. Było coś pomiędzy 35 a 40 km/h. Na górskim rowerze ciężko było dotrzymywać kroku, ale dawałem rade. Już w okolicach Borsk doganialiśmy kolarzy z innych grup, jechaliśmy cały czas równym jednakowych tempem. Kolarze zmieniali się co chwile, ja nie dawałem rady, jechałem tuż za nimi. Tuż za Borskiem mijamy 6-ścio osoby skład kolarzy, wyprzedzamy ich i ostro ciśniemy do przodu. Kilku z nich dołącza do naszego peletonu, ale po krótkim czasie odpada, tak jak zresztą większość, którzy próbowali dołączyć do nas, starczyło sił jedynie góra na 15 min, świadczy tylko o tym jakie mieliśmy tempo.
W miejscowości Laska robimy pierwszy postój, czas na uzupełnienie bidonów, oraz na doładowanie się pozytywną energią w postaci ciasta drożdżowego.
Kolarze szybciej ode mnie uzupełnili się i wystartowali. Zaraz zacząłem ich gonić, trwało to jakiś czas, ale dałem radę, nie było lekko, ledwo żyłem.
Jedziemy znowu razem, zaczyna się coraz cięższy górzysty odcinek. Kolarze nie zwalniają, jadą cały czas równym tempem, myślę, że to było coś ok. 35 km/h, ja coraz bardziej słabnę.
W okolicach Charzykowych zaczęły łapać mnie lekkie skurcze, odpuściłem sobie, musiałem trochę zwolnić. Na 110 km czekał na nas obiad. Dojechałem posiliłem się mijając przy tym Vitka. Po upływie 15 min dalej w drogę. Niestety już sam, dość spory kawałek jechałem sam. Przy 140 km zaczął mnie boleć tyłek od siodełka, miejscami musiałem stawać na pedałach.
Ale to są skutki jadąc cały czas po płaskim przez tyle kilometrów.
Po jakimś czasie wyprzedziła mnie grupka czterech kolarzy na szosówkach, próbowałem pojechać za nimi, ale byli zbyt szybcy, nie dałbym rady pociągnąć takim tempem. Odpuściłem, trzeba umieć ocenić swoje możliwości, a rowerem górskim dotrzymać kroku kolarzom szosowym nie jest łatwo. Zacząłem odczuwać skutki kryzysu. Zatrzymałem się, poszedłem do lasu w celu odchudzenia, rozglądając się czy nikt nie jedzie za mną, nikogo nie widziałem. Po chwili wyprzedziła mnie dwu osobowa grupka kolarzy w koszulkach zielonych na rowerach górskich takich. Czyli nie byłem sam. Po jakimś czasie dogoniłem ich. Tak jak ja mieli kryzys, dowiedziałem się ze przyjechali na KaszebeRunde aż z Bydgoszczy. Dobrze się za nimi jechało wspierając się wzajemnie, co jakiś czas robiliśmy zmiany.
Nikt nas nie wyprzedził nawet w czasie kryzysu.
Gdy dojechaliśmy do następnego punkt regeneracyjnego zrobiliśmy sobie dłuższą przerwę.
Była to miejscowość Półczno.
Mały Lansik, wygonie usiedliśmy, rozprostowaliśmy kości, rozkoszowaliśmy się smakiem bananów, które dodawały nam energii oraz ciastem drożdżowym, zjadłem dwa duże kawałki. Po chwili czas ruszyć. Po tych drożdżówkach poczułem się jak by mi się włączył zapasowy zapłon zasilania, dostałem takiej mocy prawie jak na początku startu.
Od tej chwili jechałem całkowicie sam, wyprzedzając przy tym dość liczniejsze grupki kolarzy, dyktując własne spokojne tępo.
Wiedziałem, że teraz czeka mnie dość górzysty odcinek, ale nie dawałem za wygraną, póki mogłem to cisnąłem ze wszystkich sił, jakie mi zostały, tym bardziej, że do mety tuż tuż.
Do końca dystansu nie zatrzymałem się na żadnym innym punkcie regeneracyjnym. Słyszałem tylko jak krzyczą, coś w stylu woda! ! ! Jadąc podziękowałem i szpula.
Wiedziałem, że gdzieś w okolicach Sulęczyna czeka na mnie jeszcze jeden dość ostry stromy podjazd, ale pokonuje go bez chwili zastanowienia na tzw. blacie, wyprzedzając przy tym siedmio osobową grupkę. Na górce był również grajek, nucąc kaszubskie piosenki dodawał motywacji. Pod koniec udało mi się dogonić jeszcze kilka pojedynczych kolarzy.
Nie miałem pojęcia, jaki czas będę miał, ale biorąc pod uwagę ze dość spory odcinek musiałem jechać sam, bez sprawnego licznika, w dobie kryzysu, obawiałem się, że czas może być dużo gorszy od poprzedniego sezonu, gdzieś tak ok. 10 min na minusie, tym bardziej, że w poprzednim sezonie jechałem prawie do samego końca w peletonie.
Gdy dojechałem na metę dostałem pamiątkowy medal oraz gratulacje, miłe to zakończenie.
Po zakończeniu maratonu poszedłem na posiłek regeneracyjny spotkałem również garstkę znajomych.

Podsumowanie:

Niestety porównując imprezę do poprzednich Lat nie wypadła najlepiej.
Brak numerków startowych na pamiątkę.
Brak patroli dbających o bezpieczeństwo uczestników na trasie.
Brak fotografa na trasie.

Mimo takich braków polecam tą imprezę, jest to jedyna impreza żeby sprawdzić swoją psychikę, wytrzymałość, nauczyć się walczyć z samym sobą oraz przezwyciężyć swoje słabości, bardzo dobry sprawdzian wytrzymałościowy przed nadchodzącymi maratonami MTB.
Do zobaczenia następnym razem.

Moje Dane:
Dystans: 225 KM
Całkowity czas przejazdu: 8:24
Średnia Prędkość z Jazdy 28,38 km/h
Przerwy: 30 min

W tym roku trasa była wydłużona o 10 KM a mimo to poprawiłem wynik z ubiegłego roku o 4 min, mimo kryzysu oraz braku licznika zaliczyłem całkiem niezły trening, co prawda dostałem trochę w kość, ale o to chodzi. Wynik nie najgorszy.






Kategoria SZOSA


  • DST 44.00km
  • Teren 44.00km
  • Czas 01:43
  • VAVG 25.63km/h
  • Sprzęt B1 DRONE
  • Aktywność Jazda na rowerze

VII Leśny Maraton Rowerowy

Sobota, 15 maja 2010 · dodano: 16.05.2010 | Komentarze 5

W dniu dzisiejszym miał odbyć się Edukacyjny Festyn Leśny przy Leśniczówce Kępino.
Na Festynie były przewidziane takie atrakcje jak:
· Turniej wiedzy leśnej dla dzieci
· VII Leśny Maraton Rowerowy
· Zawody Konne
Ponadto przewidziane były różne gry oraz zabawy.

Mnie interesował szczególnie Maraton Rowerowy organizowany przez Nadleśnictwo Wejherowo. Dzień przed zawodami ostro padał deszcz, obudził mnie o 3 nad ranem, domyślałem się co może nas czekać na trasie. W poprzednim sezonie 07.06.2009 w podobnych warunkach rozegrana została Skandia Maraton w Gdańsku Oliwi.
Domyślałem się co może nas spotkać. Moim minusem było to że startowałem w Wejherowie po raz pierwszy, nie znając przebiegu trasy.
Dojazd do Wejherowa zaplanowałem SKM-ką odjeżdżającą ze stacji Gdańsk Wrzeszcz o godz. 7:07 ja wsiadałem dopiero w Gdyni Głównej o godz. 7:35 następnie dojazd do Kępina na kołach. Mieliśmy małą 7 km rozgrzewkę. W Pociągu SKM spotkałem Grzesia, Marcina, oraz Weronikę później dosiadł się do nas również Robert.
Rano już dość mocno padało aura nie nastawiała nas optymistycznie co do warunków pogodowych, ale mimo to humorki dopisywały, nie obyło się bez śmiechów oraz żarcików. Wiadomo że na rower każda pogoda jest dobra, wystarczy tylko odpowiednio się ubrać.
Na Starcie byliśmy ok. godz. 9:00 wystarczyło tylko podać swoje imię i nazwisko, opłacić wpisowe w wysokości 20 zł. Zgłoszenia uczestników tym razem były przyjmowane przez Internet, trzeba było podać swoje imię i nazwisko oraz rocznik.
Gdy nadchodziła godzina startu coraz mniej padało aż w końcu zła aura powiedziała dość tego i poszła gnębić kogoś innego, ale nam to nie przeszkadzało.
Start wyścigu był zaplanowany na godz. 10:00
Przed startem doszło do zabawnej sytuacji, jeden z zawodników „Piast Słupsk” urwał się kawałek do przodu, możliwe że z zamiarem zmiany przełożenia, gdy został przywołany przez sędziego zrobił tak niefortunnie nawrót po czym poczuł niezwłoczne przyciąganie ziemskie, nie mógł zapanować nad siłą wyższą. Ta sytuacja spodobała się zawodnikom tak że poleciały gorące oklaski. Po krótkiej chwili zawodnik szybko wrócił na linie startu.
Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, ta sytuacja pokazała tylko innym uczestnikom maratonu jak śliska jest nawierzchnia, trzeba bardzo uważać, tym bardziej że początek maratonu przebiegał 6-cio km odcinkiem asfaltu gdzie prędkości dochodzą do 50 km/h. Podobnie było na Maratonie w Kadynach, wiedziałem na co mam się przygotować.
Ja byłem ustawiony gdzieś w czwartej kolumnie.
Nagle słychać strzał z pistoletu sędziego, to sygnał że nastąpił start.
Wszyscy zawodnicy ruszyli z impetem ostro do przodu, byłem ustawiony gdzieś po lewej stronie kolumny, jechaliśmy na początek 47 km/h gdy dochodziło do zakrętów zwalnialiśmy do 35 km/h. Ciężko było kogokolwiek wyprzedzać, ale można było się pokusić, trzeba było być bardzo ostrożnym przy tym niebezpiecznym manewrze, tak aby się nie poślizgnąć na liściach które leżały na krawędziach asfaltu. Ja miałem okazje doświadczyć tego kilka razy przy wyprzedzaniu. Zarzuciło mnie trzy-cztery razy gdy prędkość sięgała ok. 45 km/h.
Na początku czułem się jak na maratonie szosowym jadąc w ściśniętej kolumnie kolarzy równym tempem, wyprzedzałem tylko po bokach ostrożnie, gdy była tylko na to okazja (dziura w kolumnie). Z opowiadań zawodników wiedziałem, że trasa jest płaska co za tym idzie dość spora prędkość. Obawiałem się że na jakimś błotnistym, śliskim odcinku moje oponki mogą nie wyrobić za czym idzie dość nie przyjemna gleba. Gdy kilka razy zarzuciło mnie na liściach jadąc asfaltem ok. 40 km/h zjechałem bardziej na środek, tam było bardziej bezpiecznie.
Wiedziałem że na tym Maratonie nie będzie dość dobrych kolarzy z klubu „TREK” ponieważ mają jakieś inne mistrzostwa, więc szansa na zajęcie lepszego miejsca wzrosła. Lecz nie oznaczało to że będzie łatwiej walczyć o dobre miejsce.
Występowali zawodnicy z takich doświadczonych klubów jak:
· Baszta Bytów
· Flota Gdynia
· Piast Słupsk
· Cartuzia
· MTBnews, i inne

Tępo peletonu nadawał Daniel Formela (Flota Gdynia) oraz Tobiasz Kulikowski (Selle Italia Bikeworld.pl) co zaowocowało szybkiemu rozerwaniu się peletonu po kilkunastu metrach po wjeździe do lasu. Po kilku km jadąc lasem widziałem jak leży dwóch kolarzy gdzieś na poboczu, doszło do dość niebezpiecznej kraksy w której brał udział min, Tomasz Lipiński (Piast Słupsk). Gdy mijałem powiedział tylko że po zawodach, ale się szybko pozbierał. Jadąc z 5 min stratą oraz z kontuzją ręki, pojechał na dystans GIGA 66 KM i zajął 7 miejsce wyprzedzając min. mnie pod koniec drugiej pętli.
Na trasie dochodziło do dość częstych upadków zawodników czego się bardzo obawiałem, trasa była niebezpiecznie śliska, minąłem ok. 10 osób którzy doświadczyli na czym polega siła przyciągania ziemskiego. Trasa ogólnie bardzo błotnista, dostrzegłem trzy podjazdy, z czego na jednym można było się dość znacznie zmęczyć, pokonując podjazd musiałem zejść na pół-blat, prędkość nie większa niż 15 km/h, co spowodowane było dość sporą ilością błota.
Na pierwszym okrążeniu próbowałem dotrzymywać tępa czołówce, ale było bardzo ciężko więc odpuściłem, jechałem gdzieś w drugiej dziesiątce. Zupełnie na początku próbowałem dotrzymać tępa zawodnikowi Cartuzi, raz przed nim raz za nim, wymienialiśmy się co jakiś czas, nagle ostry skręt w prawo, podjazd dość błotnisty, trzeba było pokonać na pół blacie. Po chwili kawałeczek prostej gdzie utrzymywało się prędkość do 28 km/h, zjazd i znowu podjazd, taki z dość niezłym błotkiem. Jadąc wąską ścieżką zarzuciło mnie dość ostro w prawo, tak że wyrzuciło mnie kompletnie z drogi na pobocze, musiałem się wypiąć z pedałów a następnie ustawić rower na właściwy tor po czym ruszyć. Straciłem w ten sposób kilka cennych sekund, ale nikt mnie nie wyprzedził. Na poprzednim podjeździe wypracowałem sobie dość niezłą przewagę dzięki czemu nikt nie zdołał mnie dogonić przy tym niby banalnym błędzie. Szybko wpiąłem się w SPD i ruszyłem. Jechałem ile sił miałem w korbie, nie patrząc czy kałuża czy też nie, błoto nie błoto, miejscami trzeba było głowę pochylać na dół przy kierownicy żeby błoto nie chlapało po oczach. Gdy miałem za sobą połowę pierwszego okrążenia musiałem ściągnąć okulary i schować do tylniej kiszonki w koszulce. Nic nie widziałem. Okazało się że to bardzo dobry wybór, od razu poprawiła się widoczność.
Mniej więcej w połowie pierwszej pętli wyprzedził mnie czteroosobowy peleton składający się min z zawodników Baszty Bytów, od tej pory próbowałem trzymać równe tępo tuż za nimi. Pierwsze okrążenia zrobiliśmy ze stratą do ścisłej czołówki 3 minuty, to całkiem niezły wynik. Na drugiej pętli już nie było tak kolorowo, miejscami zaczęło brakować sił. Gdy czekał na nas asfaltowy odcinek mieliśmy w polu widzenia peleton, próbowaliśmy przyspieszać, zmieniając się co chwile, jechaliśmy z prędkością 45 km/h.
Niestety praca na marne, nie udało się, byli zbyt dobrzy.
Na jednym ze skrzyżowań asfaltowych wyłożyłem się, kilka chwil przed tym zdarzeniem uratowałem się przed upadkiem ale tym razem nie opanowałem sprzętu.
Dość ostry zakręt, miałem na liczniku ok. 35 km/h zarzuciło mnie na dość błotnistym odcinku w prawo, następnie w lewo, po czym ponownie, miałem tyle szczęścia że upadłem na prawą część krawędzi, tam gdzie było dość miękko, zaryłem jedynie ręką oraz głową o asfalt. Nastąpił dość głośny huk, tak jak by ktoś kamieniem rzucił, ja zobaczyłem przez chwilę gwiazdy. Zawodnik który jechał ze mną w peletonie zapytał czy wszystko jest w porządku, odpowiedziałem głośno że spoko. Szybko się pozbierałem i pojechałem dalej. Rower na szczęście cały bez żadnych strat. Trochę miałem problem z ruszeniem ponieważ łańcuch spadł mi na pół blat. Po chwili opanowałem sytuacje. W ten sposób straciłem ok. 15-20 sek. Patrzałem do tyłu żeby nikt mnie nie wyprzedził, ale długo nikogo nie było, także przewaga którą wypracowaliśmy była ogromna. Po kilku minutach dogoniłem kolegę i znowu jechaliśmy razem, ale tylko przez jakiś czas. Sił było coraz mniej, ta trasa mimo że jest bardzo łatwa, w tą pogodę okazała się dość ciężka. Kilka łyków z bidonu żeby dodać energii na następne kilometry i szpula. Jechaliśmy tyle ile mieliśmy sił w nogach, ale końcówkę odpuściłem sobie jakieś 5 km przed metą. Wyprzedził mnie również Tomek Lipiński (Piast Słupsk) który doznał urazu po dość nieprzyjemnej stłuczce, ale postanowił walczyć do końca. Odcinki leśne były miejscami bardzo rozjeżdżone, błotniste, rower zarzucało raz w prawo, raz w lewo, trzeba było uważać. Drugie utrudnienie to dość spora ilość wody, kałuż, ja przez nie ostro przejeżdżałem nie tracąc cennych sekund tym bardziej że widziałem kilku zawodników za sobą, musiałem ostro cisnąć oby nie stracić pozycji.
Sił było coraz mniej lecz starałem się utrzymać mniej więcej równe tępo w granicach 25-28 km/h. Do końca zawodów nie wyprzedzili mnie.
Na końcu drugiej pętli sędziowie pytali gdzie jadę czy na dystans MEGA (2 pętle) co oznaczało koniec wyścigu czy na dystans GIGA (3 pętle), ale żeby pojechać na pętle GIGA trzeba było spełnić jeden warunek, dwie pierwsze pętle trzeba było pokonać z czasem nie większym niż 3 h. Ja ten warunek spełniłem ale nie zamierzałem jechać na GIGA. Krzyknąłem tylko że koniec. pokierowali mną żebym prosto pojechał do Mety. Spisali numerek i podziękowali za wyścig.

Brałem pierwszy raz udział w tym wyścigu i jestem całkiem mile zaskoczony, bardzo fajna impreza, trasa wyśmienita, bardzo fajna atmosfera, urozmaicona trasa, może to nie jest maraton typowo górski, miejscami przypominający sprint, ale mimo to warto wziąść w nim udział. Tereny bardzo ładne.
Na koniec wyścigu można było wymienić nr. Startowy na posiłek regeneracyjny.
Mimo panującej kiepskiej aury pogodowej na start stawiło się łącznie ok.140 osób.
Impreza godna polecenia.

Trzeba pamiętać o tym że w trakcie wyścigu nie ma punktów regeneracyjnych, także trzeba się zabezpieczyć w wystarczającą ilość płynów energetycznych podczas maratonu.
Na koniec zawodów w czasie dekoracji która była o godz. 15:00 odbyło się losowanie nagród. Główną nagrodą był rower górski firmy „KROSS” ufundowany przez sklep „Prosport” w Wejherowie, a dla najlepszego uczestnika w zawodach Sołtys wsi Kępino ofiarował bon w wysokości 200 zł do realizacji w sklepie Prosport.

w Kat zająłem 11 miejsce na 39 zawodników, całkiem nieźle.
W Kat Open 12 na 94 zawodników.

Z wyników jestem zadowolony ale za rok będę chciał poprawić.
Do zobaczenia na następnym wyścigu.

Wyniki:
VII Leśny Maraton Rowerowy





Kategoria MARATONY MTB


  • DST 17.50km
  • Teren 17.50km
  • Czas 00:50
  • VAVG 21.00km/h
  • Sprzęt B1 DRONE
  • Aktywność Jazda na rowerze

MTB Bike Tour I Edycja ul. Abrahama

Niedziela, 9 maja 2010 · dodano: 11.05.2010 | Komentarze 1

Dzisiaj miały odbyć się zawody z cyklu „ XC” pt. „BIKE TOUR I Edycja przy ul. Abrahama”, po nieoczekiwanych przesunięciach co do terminu spowodowanymi zdarzeniami losowymi. Stawiła się ponownie rekordowa ilość 207 zawodników i zawodniczek, wśród nich byli zarówno amatorzy tacy jak ja, oraz bardziej doświadczeni kolarze z klubów i grup zawodniczych.
Rejestracja poszczególnych kategorii odbywała się pół godź. przed startem każdej z poszczególnych kategorii, obyło się bez większych kolejek. Start mojej kategorii Elite zaplanowany był na godź 14:00.
Tuż przed startem ustawiłem się w drugim rzędzie, spotkałem również kolegę Tomka L. z klubu Piast Słupsk, wymieniliśmy kilka słów co do kondycji oraz trasy jaka nas miała czekać.
Nastąpił Start, wszyscy zawodnicy ruszyli z impetem aby już na początku stworzyć sobie dogodną pozycje na dość stromym (15-20% nachylenia) i stosunkowo długim (400 metrów) podjeździe który na nas czekał. Niestety nie obyło się bez przykrych niespodzianek, jeden z kolarzy przewrócił się zupełnie na początku peletonu, trzeba to nazwać nie inaczej jak pech, tym bardziej że droga była stosunkowo prosta, kilku zawodników wpadła na zawodnika i o mało nie staranowała, ja również musiałem ostro hamować, omijając zawodnika szerokim łukiem. Gdy pokonywałem pierwszy podjazd, nie chciałem zmieniać przerzutki na tzw. młynek, ponieważ stwierdziłem że traci się dość sporo na prędkości dzięki czemu spada średnia znacznie w dół, tak też robiłem do końca zawodów.
Po sporym podjeździe i rozgrzewce nastąpiła nagroda w postaci zjazdu, czyli mały odpoczynek który minął stosunkowo szybko, jeśli w ogóle to można nazwać odpoczynkiem, ponieważ to był dość niebezpieczny zjazd, na końcu czekało dość sporo korzeni, nierówności, trzeba było mocno trzymać kiere, na samym końcu zjazdu, po prawej stronie była tzw. hopka, lecz to nie była zwyczajna hopka, taka z korzeni drzew, wybijając ziemie do góry stworzyły coś mniej więcej na pozór małej góreczki. Gdy robiliśmy objazd trasy zwróciłem na to uwagę i przekazałem innym.
Dobrze ją znałem ponieważ doświadczyłem jej bliskość w poprzednim sezonie nadziewając się na nią ścinając ostro zakręt po czym nie mogłem złapać powietrza przez kilka minut.
Po zjeździe czas na następny podjazd, tym razem po małej rozgrzewce w postaci dość niezłego podjazdu, nadszedł czas na jeszcze większy, może nachylenie nie było tak duże, ale podjazd był o wiele większy niż poprzedni, jak dla mnie to najgorszy z tych trzech które mieliśmy do pokonania. Na treningu udawało się pokonać z trudem, ale dało radę. Tym razem nie było tak łatwo, spora ilość błota która czekała na nas gdzieś w połowie podjazdu to zadanie krótko mówiąc uniemożliwiało nam pokonanie podjazdu, oczywiście ci najlepsi podjeżdżali, ale tacy jak ja zwykli amatorzy nie mieli żadnych szans, ale nie tylko ja podprowadzałem rower, zostało chociaż to na pocieszenie. Traciłem na tym odcinku bardzo dużo cennego czasu gdy podprowadzałem rower. Spora ilość błota po którym trzeba było przejść zaklinowała mi bloki tak że nie mogłem się wpiąć, dopiero po jakimś czasie z wielkim trudem udawało mi się wpiąć w pedały. Przy następnym okrążeniu chciałem dobrać odpowiednią technikę która umożliwiła by mi może nie bezproblemowy przejazd ale taki żebym nie musiał się taplać w błotku. Niestety ciągle przegrywałem z przeszkodą i do końca nie dałem rady bez podejścia pokonać podjazd. Następnie czekał nas wspaniały zjazd, bez żadnych niespodzianek, stosunkowo prosty, po zjeździe dość ostry skręt w prawo i następny z podjazdów, to już trzeci, ostatni na okrążeniu który mieliśmy do pokonania, tym razem na zielonym szlaku, z małą wąską ścieżką do góry przebijając się przez korzenie, najbardziej lajtowy według mnie lecz i tutaj trzeba było mieć opracowaną specjalną technikę tak żeby koło tylnie nie zawirowało, dość ślisko było.
Niestety na drugim okrążeniu popełniłem właśnie taki błąd. Gdy podjeżdżałem koło tylnie spadło mi na korzeń, zamiast się wypiąć szybko z pedałów, zobaczyłem dwóch albo trzech zawodników pędzących w moim kierunku (ciekawe dlaczego) tak jak by chcieli mnie dogonić no i udało im sie, chciałem szybko pokonać podjazd, koło zawirowało mi w miejscu, nacisnąłem ile miałem sił na pedały jeszcze z trzy razy zawirowało, nie dało się, zbyt ślisko było żeby naprawić dość prosty błąd. Wypinając się z pedałów byłem już pod kątem, stanąłem tak że poleciałem na dół po skarpie a za mną mój rowerek, ja spadłem do połowy rower na sam dół, musiałem zejść na sam dół oraz wpiąć się na sam szczyt skarpy. Gdy wyszedłem wyprzedziło mnie trzech zawodników. Po jakimś czasie zorientowałem się że nie mam licznika, ale pomyślałem sobie musi obyć się tym razem bez niego. Bardzo dziwnie się jechało nie znając parametrów. Podłączyłem się pod dwu osobowy peleton i jechaliśmy cały czas równo koło siebie wyprzedzając się co jakiś czas. Na ostatnim okrążeniu przy ostatnim podjeździe, tam gdzie wpadłem do rowu na zielonym szlaku wyprzedziło mnie dwóch zawodników z klubu TREK, usiadłem im na kole i tak próbowałem się trzymać do samego końca. Okazało się że nie było ciężko ponieważ zostało tylko pół okrążenia, to było ostatnie kółko które musiałem pokonać ponieważ zostałem zdublowany.
KONIEC !!!
Dojechałem, żadnych strat nie poniosłem.

Co do Trasy to uważam ze to jest najlepsza Edycja ze wszystkich odcinków Bika Toura, moja ulubiona, mimo że nie wypadłem najlepiej.
Niestety pogodę mamy taką ze trudno teraz złapać formę.
Następna Edycja 3-go Lipca w Matemblewie, to jest najbardziej górzysty odcinek, serdecznie zapraszam, będzie się działo, a może znowu rekord frekfencji ?
Moim zdaniem trasa nie była stosunkowo ciężka poza jednym dość ciężkim zjazdem, trzeba było uważać na hopke oraz żeby kiera się nie wyślizdneła przypadkowo, było by nieprzyjemnie, no i ten drugi podjazd z błotkiem.
Wyniku niestety już nie poprawie, 36 miejsce jakoś mnie nie satysfakcjonuje, tym bardziej że jestem ostatni rok w Elicie.
Czas miałem lepszy niż rok temu a pozycja pogorszyła mi się aż o 10 pozycji, z roku na rok poziom rośnie i uczestników przybywa, bardzo dobrze, oby tak dalej.
Na trasie podobno było kilka wypadków, słyszałem o jednym poważnym w którym karetka była zmuszona do nie zwłocznej interwencji.

ZAPRASZAM NA KOLEJNE EDYCJE BIKE TOUR
3.07.2010 MATEMBLEWO - SANKTUARIUM










Wyniki:
Wyniki I Edycji Bike Tour


Kategoria ZAWODY XC