Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi PiotrHabaj z miasteczka GDYNIA. Mam przejechane 7858.00 kilometrów w tym 4578.72 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.96 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy PiotrHabaj.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2008

Dystans całkowity:215.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:11:13
Średnia prędkość:19.17 km/h
Maksymalna prędkość:45.00 km/h
Liczba aktywności:1
Średnio na aktywność:215.00 km i 11h 13m
Więcej statystyk
  • DST 215.00km
  • Czas 11:13
  • VAVG 19.17km/h
  • VMAX 45.00km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

KaszebeRunda 2008

Sobota, 7 czerwca 2008 · dodano: 05.02.2010 | Komentarze 3

Po kilku dość długich całodziennych wycieczkach w których miałem możliwość uczestniczyć min. z GRT oraz RWM coraz poważniej brałem pod uwagę udział w szosowych zawodach rowerowych jaką są „KaszebeRunda”. Byłyby to moje pierwsze zawody w życiu.
Zaczęło się gdy byłem na wycieczce turystycznej z Trójmiejską Inicjatywą Rowerową (TIR) robiliśmy objazd czerwonego szlaku który przebiega przez piękne tereny Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego z Sopot Kamienny Potok do samego Wejherowa. W Bieszkowicach zrobiliśmy sobie przerwę pod sklepem spożywczym na uzupełnienie płynów itp. był wywieszony plakat informujący o zawodach pt. KaszebeRunda, gdy przyjechałem do domu wszedłem na stronę internetową www.kaszeberunda.com poczytałem sobie co nie co. Kilku znajomych z TIR-u również rozpatrywało taką oto propozycję, tylko tyle ze na krótszy dystans, mnie interesował ten najdłuższy 215 KM. Trzeba było się przygotować do tak długiego dystansu, ja już kilka razy w tym roku przekroczyłem dystans magicznych 200 KM i myślałem że tym razem również uda mi się bez żadnych problemów, tym bardziej że to tylko po szosie.
Może napiszę co to jest KaszebeRunda, a mianowicie są to zawody Szosowe, stąd też biegną przez przepiękne rejony Kaszubskiego Parku Krajoznawczego, ale są to nietypowe zawody z tego względu że udział może wziąć każdy, pod warunkiem że ma rower, który jedzie do przodu i przynajmniej jeden sprawny hamulec. Niezależnie czy to będzie kolarzówka czy też typowy góral. Ja brałem udział na typowym góralu MTB z szerokimi oponami Scott Ozon 26X2,2. Wielkim minusem tych zawodów są wpisowe, dość kosztowne ale warte poświecenia tej właśnie imprezie. Koszt wpisowego waha się od 85 do 150 zł. Niestety zbyt późno dowiedziałem się o tych zawodach i koszt uczestnictwa wyniósł mnie 95 zł i to na ostatni gwizdek. Na Trasie mamy do wyboru trzy różne dystanse, a jest to dystans
Mikro KaszebeRunda – 65 KM, Mini KaszebeRunda – 120 KM, oraz ten największy dystans który się nazywał po prostu „KASZEBERUNDA” zaznaczony na mapce kolorem czarnym mający do pokonania dystans aż 215 KM. Niezależnie na jaką pętle by się pojechało Start jest Zaplanowany w Kościerzynie przy Urzędzie Gminy Kościerzyna ul. Strzeleckiej 9, co 10 min 30 osobowe grupy zostają kolejno wyprowadzane przez pilota na trasę KaszebeRunda. Meta również jest w Kościerzynie z tym że już na Rynku gdzie odbywa się uroczyste wręczenie medali oraz dyplomów. Na dyplomy niestety trzeba trochę poczekać zanim spiszą i wydrukują dane. Na starcie dostaje się nr. który trzeba przewiesić przez szyje, widoczny z tyły oraz z przodu, razem z chipem który ma za zadanie odmierzać komputerowo czas przebytego dystansu. KaszebeRunda są to zawody w których nie ma przegranych, wygranych, nie ma również podium za pierwsze miejsca, ten kto przejedzie linie Mety jest wygranym, wygrał wielkie zawody jaką jest niewątpliwie pętla KaszebeRunda. Zawody polegają na rozkładaniu sił na tak długi dystans oraz dojechania do mety. W biurze zawodów dzień przed trwały zapisy, ja zapisałem się na godzine 8:00 najwcześniejszą, żeby mieć więcej czasu na dojechanie do mety, dostałem nr. „250” koloru zielonego. Na początek dostałem formularz do wypełnienia, gdzie znajdowały się takie dane jak: imię, nazwisko, wiek, grupa krwi, choroby przewlekłe, uczulenia, przyjmowane leki, osoby do powiadomienia w razie wypadku. Na lini startu była dość duża bramka gdzie trzeba było się ustawić. Ze znajomych nikogo nie spotkałem, jadę sam. Trasa Imprezy przebiega publicznymi drogami gdzie obowiązuje kodeks drogowy, w normalnym ruchu, dlatego też były wypuszczane grupki co 10 min składające się z ok. 30 osobowych peletonów.
Przejazd przez granice miasta był nadzorowany przez samochód Pilota, którego nie można było wyprzedzać. Gdy samochód zjechał na pobocze wiadomo było że zaczyna się wielki wyścig. Dość istotnym elementem wyścigu było patrolowanie co się dzieje na trasie przez motocyklistów ubranych w widoczne zielone koszulki z napisem KaszebeRunda wyróżniających się z tłumu innych uczestników ruchu. Pierwsze kilkanaście kilometrów powstrzymywali od wyprzedzania kierowców ciężarówek. Dbali także, by kierowcy pojazdów osobowych w trakcie wyprzedzania grup rowerzystów zachowywali bezpieczną prędkość. W razie zbyt szybkiej jazdy taki pojazd był doganiany, wyprzedzany i blokowany na swoim pasie ruchu. Było ich na tyle dużo, że mogli ochraniać kilka grup startujących rowerzystów jednocześnie.
Trasa była oznakowana bardzo dobrze, dość dobrze widocznymi z daleka strzałkami na jezdni a na większych skrzyżowaniach widniał napis „KR” gdzie strzałek było więcej dzięki czemu zjechanie z trasy było naprawdę znikome. Na większych skrzyżowaniach stali panowie służb mundurowych którzy kierowali ruchem, gdy zbliżał się kolarz do skrzyżowania wstrzymywany zostawał ruch dzięki czemu umożliwiało to dość szybki i sprawny przejazd przez skrzyżowanie. Dodatkowym atutem zabezpieczenia trasy stanowiła Karetka Pogotowia która również stanowiła dość istotną funkcję takiej imprezy. W pogotowiu znajdował się również mechanik. W razie potrzeby był gotowy na szybkie i sprawne usunięcie podstawowych awarii.
Były również rozmieszczone na trasie punkty regeneracyjne co 40 KM
Litery na jezdni „PR” można było znaleźć 100 m przed zjazdem do punktu regeneracyjnego co by ułatwiło nagłą zmianę pasa ruchu.
Nie miałem pojęcia na jakiej zasadzie jest to impreza, wziąłem ze sobą dość duży 30 litrowy plecak, miałem w nim wszystko, różnego rodzaju klucze, imbusy, 2 szt. dętek oraz batony w razie czego bym się źle poczuł, ale to był błąd,wszystko było na trasie. Ciężar później dawał się we znaki. Byłem ciekaw jak bardzo podejdą do tej imprezy osoby jeżdżące amatorsko na kolarzówkach, czy nadążę jadąc za nimi.
Jadę spokojnie nieco ponad 30 km/h gdy pilot zjechał na pobocze wiadomo było że zacznie się gonitwa. Grupka kolarzy jadąca zupełnie z przodu wystrzeliła jak rakieta, jechałem 40 km/h a w błyskawicznym tępię zacząłem ich gubić wzrokowo.
Dowiedziałem się że w mojej grupie brał udział również Piotr Wadecki, znany i utytułowany kolarz jak również kilku innych zawodowych zawodników ścigających się na szosówkach. Z nimi to nikt nie miał szans, ale to nie oto chodzi, celem imprezy nie jest ściganie się ale dojechanie w jednym kawałku do mety.
Na początek zacząłem przesadzać z tempem, jechałem z 40 km/h wyprzedzając przy tym prawie cały peleton. Po jakimś czasie dostałem małej zadyszki a to przecież początek, zwolniłem, sytuacja poszła w drugą stronę, ja zostawałem wyprzedzany. Starałem utrzymywać prędkość ok. 35 km/h, jadę cały czas w zawartym peletonie.
Według Informacji umieszczonej na bloszurce ilość wzniesień nie powinna przekraczać 1000 m jak na taki długi dystans to niewiele, nie zastanawiałem się zbytnio nad tym. Jechałem jak się tylko dało. Pierwszy postój zrobiłem sobie w Laskach gdzie było dość sporo bananów, ciasto oraz wody i soków. Napełniłem bidon i pojechałem dalej. Czekała dość spora górka, przynajmniej jak na moje możliwości. Jechałem z prędkością 15 km/h wyprzedziłem przy tym jedną bikerkę która okazało się nie dała rady pokonać dystansu. Jadę ile sił mam w nogach podziwiając przy tym przepiękne widoki Kaszubskiego Parku Krajobrazowego.
Gdy dojechałem do końca nieźle się zmęczyłem, w okolicach Charzykowych złapał mnie kryzys, nigdy tego nie zapomnę, las ciągnął się kilometrami, nieskończenie długi, przy tym zostałem zaatakowany przez tzw. „bzykaczy”, były to jakieś zmutowane muchy. Próbowałem uciec, nie mogłem jechać więcej niż 25 km/h oglądałem się za siebie a za mną leci cały chmara uzbrojonych po żeby napastników. Nie miałem sił musiałem chwile stanąć powalczyć, zrobić jakąś przerwę, ale nie dało się. Po jakimś czasie zaczął tak tyłek nieprzyjemnie boleć oraz but na prawej nodze, śruby w bloku zaczynałem coraz mocniej odczuwać. co później okazało się gumę zabezpieczającą w bucie przedziurawiły, totalny hardcor. Jechałem nie więcej niż 20 km/h tyle dawałem radę, po paru KM rój zniknął, postanowiłem zrobić sobie mały odpoczynek, zjadłem banana, dwa snikersy, popiłem wodą. Przejeżdżający Kolarze pytali się czy coś się stało, miło z ich strony, każdy się pytał, nie spodziewałem się takiej kultury. Po małej przerwie wsiadłem na rower, trochę lepiej było , ale tylko na małą chwile później znowu było tak samo. Ból nie do zniesienia, najgorsze były te bloki strasznie bolały, wypinałem się z SPD co jakiś czas, ale to nic nie dawało. Próbowałem stawać co jakiś czas na rowerze pedałując, też za bardzo nie pomagało. W okolicach Swornych Gaci wyprzedzam kolumnę 15 kolarzy, ale to była tylko jakaś turystyczna wycieczka. Jadę dalej.
Po kilku przejechanych KM zatrzymuje się na najbliższym punkcie regeneracyjnym, spotkałem tam kolegę który tak jak ja ledwo już żył. Postanowiliśmy jechać razem, jeden drugiego wspierał. Dawaliśmy radę, pojechał na ten dystans 215 KM z dwoma kolegami ale odpadli, nie dali rady. Spokojnie jedziemy 20 km/h ja miałem problemy z bólem nogi spowodowanymi przez śruby w blokach oraz niewygodnym siodełkiem. Fakt nie znałem się za bardzo na rzemiośle rowerowym, miałem buty z bieżnikiem trekingowym co okazało się bardzo złym posunięciem. Kolega miał problemy ze skurczami, co jakiś czas stawaliśmy żeby odpocząć. Na dystansie 215 KM złapałem dwie gumy. Pierwsza po 130 KM. Gdy naprawiałem rower mijał mnie samochód z mechanikiem i pytał się czy coś pomóc, podziękowałem, powiedziałem ze sobie poradzę, wymiana trwała ok. 7 min. po czym wsiadłem na rower i pojechałem dalej. Drugą gumę złapałem w okolicach Stężycy, niedaleko mety, wymieniłem usterkę i w drogę. Był tam też jeden z ostatnich punktów regeneracyjnych. Poczęstowali nas Kisielem i w drogę, prawie na każdym punkcie regeneracyjnym pytali się nas o wrażenia z imprezy oraz przebiegu trasy min. jak zachowują się kierowcy wobec nas, czy trasa jest dobrze oznakowana itp. bardzo sympatyczna atmosfera. W końcówce wyprzedzamy dwóch kolarzy jadących razem, którzy też mieli jakieś problemy, jeden z nich aż upadł. Chwile jechaliśmy za nimi ale wyprzedziliśmy i pojechaliśmy dalej.
Nareszcie upragniona META, udało się, pokonaliśmy dystans 215 KM, ale za rok będę musiał pomyśleć nad zmianą wyposażenia rowerowego min w lepsze opony i inne buty. Podziękowaliśmy sobie nawzajem po czym rozstaliśmy się. Na koniec dostaliśmy medal wręczany przez miła panią, czekał również masaż które wykonywały dwie przesympatyczne dziewczyny, oraz ciepły posiłek który po takim wysiłku przyda się co by zregenerować siły.
Każdy z organizatorów był bardzo miły, pierwszy raz spotkałem się z tak miła kulturą, za rok na pewno wezmę udział w tej imprezie, jestem pod wielkim wrażeniem. GRATULACJE za zorganizowanie tak wspaniałej Imprezy, do zobaczenia za rok.


Kategoria SZOSA