Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi PiotrHabaj z miasteczka GDYNIA. Mam przejechane 7858.00 kilometrów w tym 4578.72 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.96 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy PiotrHabaj.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2010

Dystans całkowity:112.00 km (w terenie 112.00 km; 100.00%)
Czas w ruchu:05:13
Średnia prędkość:21.47 km/h
Maksymalna prędkość:52.00 km/h
Suma podjazdów:420 m
Liczba aktywności:4
Średnio na aktywność:28.00 km i 1h 18m
Więcej statystyk
  • DST 33.00km
  • Teren 33.00km
  • Czas 01:31
  • VAVG 21.76km/h
  • VMAX 50.00km/h
  • Podjazdy 420m
  • Sprzęt B1 DRONE
  • Aktywność Jazda na rowerze

MTB SKandia Maraton Lang Team V Edycja "Sopot"

Niedziela, 27 czerwca 2010 · dodano: 05.07.2010 | Komentarze 0

Dziś odbywały się zawody pt. Skandia Maraton LangTeam, była to już V Edycja z VIII.
Tym razem odbyły się w Sopocie padł również rekord frekwencji wszystkich dotychczas odbytych edycji. Na start stawiło się ponad 1300 zawodników oraz zawodniczek.
Trasa została wyznaczona przez miejscowych zawodników startujących regularnie w zawodach MTB. Wymagała dobrego przygotowania fizycznego pod względem kondycyjnym ale również nie brakowało technicznych zjazdów.
Był to mój pierwszy debiut w klubie „KSR Kościerzyna” lecz dzień nie zaczął się dobrze dla mnie, mimo bólu głowy postanowiłem wziąć tabletki przeciwbólowe i pojechać.
Część trasy maratonu znaliśmy z zwodów takich jak Family Cup oraz Bike Tour, były dość ostre podjazdy. Na początek czekał na nas podjazd pod Łysą Górę który dobrze pamiętaliśmy z ubiegłorocznej Edycji Family Cup. Stawka zaczęła się rozciągać, ale nie było to dość mocne tępo ponieważ tłumy zawodników blokujących uniemożliwiało wyprzedzanie. Próbowałem trzymać się na kole jednego z zawodników KSR, po odbiciu w lewo udało się wyprzedzić. Następnie bardziej stroma mała góreczka gdzie zdecydowałem wrzucić młynek, kilka razy podrzuciło mi przednie koło w górę, ale udało się podjechać. Widziałem kilku zawodników z Piast Słupsk koło siebie. Następnie dość mocno techniczny zjazd w tłumie ograniczał widoczność jadąc po różnych nierównościach oraz korzeniach.
Jechałem dość ostrożnie tym bardziej ze nie czułem się zbytnio na siłach, można powiedzieć że już od samego początku wiedziałem że nie zdobędę dobrego miejsca chociażby takiego jak w Olsztynie. W okolicach Oliwy był również piękny podjazd pod Pachołek, dobrze znałem ten podjazd ale nic pożytecznego nie mogłem zrobić, ciągle byłem blokowany. Jeśli się już rozpędziłem zajeżdżali mi drogę, na zjazdach nie ryzykowałem wyprzedzaniem, znałem te zjazdy z treningów i są zdradliwe, dość suchy piasek mógł spowodować niebezpieczny poślizg. Po jakimś czasie dogoniłem następnego kolegę z klubu ale z niebieskim numerkiem czyli z dystansu Medio. Próbowałem trzymać się na kole, gdy podjeżdżaliśmy pod jeden z ostrzejszych podjazdów znanych z Bike Tour. Dużo osób poschodziło z rowerów i zaczęło prowadzić rumaka. Wrzuciłem na młynek, jechaliśmy ok. 5 km/h byle by do przodu i nie schodzić z roweru, krzyczałem tylko ile siły miałem LEWA, lub UWAGA, usłyszałem tylko cyt. „sam uważaj my spokojnie prowadzimy” zostawiłem to bez komentarza, co niektórzy powinni poczytać sobie przed startem regulamin jak należy się zachowywać.
Mi udało się podjechać do samego końca bez schodzenia z rumaka, kolega poślizgnął się już na samej końcówce podjazdu na jednym z korzeni po czym opona zawirowała uniemożliwiając dalszą jazdę, usłyszałem tylko cholera.
Trasa była dość górzysta i ciężka, bardzo wąskie ścieżki które uniemożliwiały wyprzedzanie. Goniło się zyskując cenne sekundy po to by później stracić wlecząc się w korku z prędkością 15 km/h, ani z prawej ani z lewej nie można było wyprzedzić. Jadąc w takich korkach najwięcej sił traciłem. Uważam że 5 min przerwy pomiędzy dystansem Medio a Mini jest zbyt małym odstępem czasowym. Peleton nie zdążył się rozciągnąć gdy zaczęliśmy już doganiać. Zdarzały się dość niebezpieczne upadki, sam miałem na pewnym odcinku problem z opanowaniem rumaka. Gdy zjeżdżałem asfaltem ok. 50 km/h po pewnym czasie wjeżdżało się na szuter, znalazł się dość grząski piasek którego nie zauważyłem oraz kilka dość niebezpiecznych dziur. Zarzuciło mnie kilka razy w prawo i lewo lecz obyło się bez upadku na szczęście. Następnie podjazd pod który to co nadgoniłem na zjeździe straciłem na podjeździe gdyż dogoniłem dość liczny peleton jadący w korku z prędkością 10 km/h.
Nie można było wyprzedzić ponieważ dość wąska ścieżka to uniemożliwiała. Po prawej stronie dość głębokie błotko w stylu bagna uniemożliwiało ten sprytny manewr.
Udało się wyprzedzić dopiero gdy podjazd stopniowo się nachylał i rozszerzał. Niektórzy z zawodników ostro hamowali na zjazdach. Sam wjechałem prawie w jednego z nich gdy na zjeździe znanego z Bike Toura przy ul. Abrahama nagle dał po hamulcach z niewiadomego powodu, ostro odbiłem w lewo ocierając jedynie o oponę. To był odcinek jeden z nielicznych gdzie można było dość sporą grupkę zawodników wyprzedzić.
Przy okolicach 10 Km do mety dostałem kryzysu, opuściły mnie siły, czekałem tylko kiedy się ten maraton zakończy, na podjeździe wyprzedziłem jeszcze 3 zawodników jadących na dystans Medio. Po jakieś chwili gdy do mety były już tylko 5 KM dogonił mnie Sławek z Piast Słupsk oraz zawodnik który przyjechał do Trójmiasta z Olsztyna by wziąść udział w Maratonie. Jechaliśmy tak w trójkę. Sławek powiedział do mnie żebym cisnął bo już prawie meta, ale ja nie miałem siły.
Tak zmienialiśmy się co jakiś czas raz ja pierwszy raz Sławek. Gdy dojeżdżaliśmy już do mety chciałem ostro przycisnąć, zmieniłem bieg na twardszy, ale czułem że w tym dniu odpadnę. Nie byłem w dyspozycji. Na ostatnich metrach odpuściłem i jechałem jako trzeci z naszego peletonu. Pod koniec udało mi się trochę przycisnąć i dojechałem jako drugi z przewagą 2 sek. nad Sławkiem z klubu Piast Słupsk ale ze stratą 3 sek nad kolegą z Olsztyna.
Gdy przejechaliśmy linię mety podziękowaliśmy sobie za rywalizację podając rękę.
W końcowej klasyfikacji Open zająłem 56 miejsce na 408 startujących, w kat M2 – 19 miejsce.

Plusy:
Trasa bardzo fajna, Interwałowa, dość sporo ostrych podjazdów słynących z zawodów XC jak i technicznych niebezpiecznych zjazdów, takich Maratonów oby jak najwięcej bo ich brakuję, byłem mile zaskoczony urozmaiceniem trasy.
Jeśli chodzi o mój debiut w klubie to zaliczam do średnio udanego, ale nie jest tak źle na tyle osób, zdobyłem tylko dwa punkty mniej niż w Olsztynie a 10 oczek w dół.

Minusy:
Jeśli się do czegoś można przyczepić to jedynie czas pomiędzy dystansem mini a medio jest zbyt krótki, powinien wynosić co najmniej 15 min przestoju, bo 5 min to zbyt mało, za szybko zaczęliśmy doganiać peleton który jeszcze nie zdążył się rozciągnąć.

Wyniki dostępne pod linkiem:
Wyniki dystansu mini




Kategoria MARATONY MTB


  • Sprzęt B1 DRONE
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bażantarnia XC - Góra Chrobrego

Niedziela, 20 czerwca 2010 · dodano: 20.06.2010 | Komentarze 0

Dzisiaj odbywały się zawody pt. „Bażanternia XC 2010”, już od dłuższego czasu zastanawiałem się czy nie wziąść w nich udziału. Wiedziałem że są to najtrudniejsze zawody na Pomorzu więc nie będzie łatwo. Ostatecznie zdecydowałem się że pojadę.
Na starcie w kat. Elita stanęło 17 osób. Ja ustawiłem się w ostatnim rzędzie żeby nie blokować drogi lepszym zawodnikom.
Nagle rozległ się głośny huk z pistoletu, wiadomo było że nastąpił start.
Na początek czekał na nas dość stromy podjazd, zacząłem ostro jechać do przodu wyprzedzając przy tym dość dobrych zawodników. Niestety moje zawody nie zaczęły się dość dobrze już od samego początku gdyż zostałem przyblokowany przez jednego z zawodników już na połowie podjazdu, zjechał mi prosto na koło szorując przy tym tak że musiałem się zatrzymać blokując przy tym innych. Byliśmy zmuszeni zejść z roweru oraz pokonanie podjazdu z buta. W tej chwili z dość dobrej przewagi jaką uzyskałem spadłem na przedostatnie miejsce. Gdy byliśmy już prawie na końcu wsiadłem na rower i próbowałem gonić peleton, ale bez skutecznie. Następnie czekał na nas dość ostry, bardzo techniczny zjazd, coś w stylu single-track, szybki z bardzo wąską ścieżką, puściłem klamki i zacząłem ostro zjeżdżać w dół, nagle ku mojemu zaskoczeniu pojawiła się wyrwa w ziemi, nie mogłem nic zrobić, trzymałem kiere z całych sił, sam nie wiem jak uniknąłem upadku jadąc na tzw. sztywniaku. Zarzuciło mną w prawo i w lewo ale udało się opanować rumaka, przez chwile zacząłem jechać na przednim kole, ale gdy kierownice skręciłem w prawo pozycja ustabilizowała się, jedno szczęście. Nagle ostry zakręt o 180 stopni w prawo, nie wyrobiłem zakrętu, poleciałem w krzaki, wiedziałem że nie jadę ostatni, spojrzałem do tyłu czy przeciwnik jest daleko za mną czy nie, ale nie było widać. Wziąłem rower, wpiąłem się w pedały i pojechałem dalej. Po jakimś czasie ostry podjazd, podjechałem do połowy, dalej nawet nie zamierzałem próbować, gdyż wiedziałem że nie miało to sensu. Zsiadłem z rumaka i zacząłem biec z rowerem. Na szczycie wsiadłem i odjechałem. Po chwili następny zjazd oraz ostry zakręt, ponownie ląduje w krzaczorach. Od tej chwili rozmyślam o rezygnacji z zawodów, ale szybko się zbieram i jadę ile mam tylko sił by dogonić peleton. Ciężkie to zadanie w zawodach XC prawie niewykonalne. Gdyby to był maraton to jeszcze jest to możliwe. Nagle następny zjazd, taśma oznakowana punkt krytyczny, a była nią skarpa, ten kto by w nią wjechał, leciał by solidnie na dół, śmierć w oczach, szkoda roweru.
Na pierwszym oznakowanym skręcie w prawo o 180 stopni, rozpędziłem się i pojechałem na dół, przez jakieś pole jechałem , nagle płyty betonowe i asfalt. Po jakieś chwili jadąc z prędkością ok. 40 km/h na asfalcie znalazłem się na drodze podporządkowanej, stwierdziłem ze coś jest nie tak. Zawracam, problem był tylko znaleźć miejsce gdzie się zgubiłem, straciłem ok. 7 minut, już było jasne że nie zajmę dobrego miejsca, musiałem pokonać szutrowy podjazd, podjechać pod górkę. Zobaczyłem harcerzyków pokazujących drogę, zapytałem którędy i pojechałem, teraz już wiedziałem że nie mam szans nikogo już dogonić, ale nie o to chodziło, strasznie się bałem że na którymś ze zjazdów się wywinę, a jadąc takimi prędkościami nie było by zbyt miłe doznać kontuzji lub uszkodzić rower. Postanowiłem dojechać do końca pierwszego okrążenia i zrezygnować z dalszej rywalizacji.
Następna droga którą pogubiłem się była niedaleko mety, okolice płyt betonowych.
Na rozwidleniu pojechałem w lewo zamiast w prawo, harcerzyk stał jak kamień, powiedział dopiero gdy skręciłem nie pod ten adres co trzeba. Skąd oni ich wytrzasnęli, totalna porażka. Tuż przy mecie czekał jeszcze podjazd składający się z tzw. kocich łbów, dawał ostro w kość. Na spokojnie wrzuciłem młynek nie spiesząc się gdyż to były moje ostatnie metry.
Następnie zjazd. Na początku zawodów był dość groźny wypadek. Karetka musiała interweniować gdyż jedna z dziewczyn się wywróciła dość pechowo, obawiałem się tego również po sobie jadąc na sztywnym amortyzatorze, ale okazało się ze to był jeden z bardziej lajtowych zjazdów.
Stwierdziłem że to nie są zawody na moje możliwości, tym bardziej że zależy mi na skandii która jest za tydzień i nie chciał bym do tego czasu złapać jakieś kontuzji.
Najcięższy zjazd był tuż na początku z dość sporą wyrwą. Tego się obawiałem, ile razy mogę dać radę opanować a raz nie opanuje i kontuzja gotowa jak na zawołanie, tak jak by ktoś włączył odliczenie. Może jak nabiorę trochę więcej doświadczenia to zdecyduję się pojechać, ale teraz już wiem dlaczego są to najtrudniejsze zawody na Pomorzu.
Mimo rezygnacji z zawodów nie żałuję że pojechałem.
Nauczyłem się czegoś i teraz muszę wyciągnąć odpowiednie wnioski a to przed skandią bardzo się przyda.
Sześć osób w kat. Elita zrezygnowało z dalszej rywalizacji co świadczy o trudności oraz poziomie trasy.

Plusy:
Bardzo urozmaicona Trasa, bardzo techniczna.

Minusy:
Organizacja, oznakowanie bardzo kiepskie, harcerze późno reagowali o ile byli na miejscu.
Sporo osób pomyliło Trasę.
Brak jakiej kolwiek sygnalizacji co do ostatniego okrążenia.






Kategoria ZAWODY XC


  • DST 28.00km
  • Teren 28.00km
  • Czas 01:16
  • VAVG 22.11km/h
  • Sprzęt B1 DRONE
  • Aktywność Jazda na rowerze

MTB SKandia Maraton Lang Team IV Edycja "Olsztyn"

Niedziela, 13 czerwca 2010 · dodano: 15.06.2010 | Komentarze 0

Na następny dzień po zawodach „Family Cup” nadszedł czas na IV Edycję Skandi która odbywała się tym razem w Olsztynie. Na miejsce zbiórki pojechaliśmy w sześcioosobowym składzie, trzy osoby z klubu Piast Słupsk oraz dwie z Baszty Bytów.
Pogoda niezbyt dopisywała optymistycznie, było pochmurnie wietrznie oraz zanosiło się że lada moment może spaść deszcz. Gdy dojechaliśmy na miejsce przywitał nas silnie wiejący wiatr. Na zawodach postanowiłem jechać na tzw. letniaka, przyzwyczajając się do takiej aury pogodowej która panowała na większości zawodach odbywających się w tym roku wykluczając jedynie Bytów.
Na miejscu byliśmy trochę wcześniej, mieliśmy 1,5h do startu, więc spokojnie się zarejestrowaliśmy w biurze zawodów, dokonaliśmy wpłaty wpisowego, która na dystans mini wynosiła 40 zł. Po dokonaniu rejestracji był czas żeby się rozejrzeć co gdzie jest, umieścić numer startowy na rumaku oraz koszulce. Każdy dystans miał inny kolor.
Mieliśmy również dość sporo czasu aby spokojnie coś zjeść przed maratonem.
Startując na dystansie mini dostałem numer koloru czerwonego. Po raz pierwszy na zawodach zdecydowałem się na dystans mini, ponieważ chciałem się sprawdzić na jakiej pozycji zdołam się uplasować oraz zbadać poziom zawodów. Dystans krótszy od poprzednich w których brałem udział ale to nie oznacza że będzie łatwiej w walce o dobrą pozycje. Osoby które startowały po raz pierwszy na zawodach zostały rozmieszczone w ostatnich sektorach. Ponieważ startowałem po raz pierwszy na dystansie mini startowałem z około 260 miejsca, jako jeden z ostatnich, również z ostatniego sektora.
Doszedłem do wniosku jak zaplanuje się start na dystansie mini już na pierwszej edycji to najlepiej ciągnąć taki dystans do końca wszystkich edycji, ponieważ startuje się z coraz lepszych sektorów, zachowując przy tym oczywiście swój poprzedni nr startowy. Mój błąd był taki ze w poprzednich edycjach pojechałem na dystans tzw. królewski jakim jest „Grand Fondo”. Zarejestrowałem się jako nowy uczestnik.
Ze względu że zawody odbywały się tuż przy lotnisku towarzyszyły nam również akrobacje samolotowe, bardzo fajnie się wpatrywało co potrafią zrobić doświadczeni piloci z samolotem.
Start miał nastąpić o godz. 11:00, w mojej grupie nie widziałem żadnego zawodnika z klubów, był jedynie junior z klubu Trek. Już przed startem organizator próbował nas rozgrzać gorącymi brawami oraz muzyką. Gdy nasza grupa ruszyła była godz. ok. 11:10
Na starcie miałem już ciężkie zadanie gdyż musiałem gonić wszystkich. Zawodnik z Treka ruszył jak błyskawica, usiadłem mu chwilę na kole ale szybko zgubiłem w dość licznym tłumie. Start był dość ciężki ponieważ trzeba było jechać na dość sporym trawiastym odcinku zmagając się z coraz silniej wiejącym wiatrem, kłopot się skończył gdy wjechaliśmy prosto do lasu, lecz gdy jeden kłopot się skończył zaczął się inny. Gdy wystartowałem nie próbowałem dawać z siebie wszystkiego tuż na początku zawodów jak to miało miejsce na poprzednich maratonach. Miejscami nie było nawet jak wyprzedzać, jedni blokowali drugich.
Dość spora ilość błota i kałuż które były rozmieszczone na całej długości drogi uniemożliwiała manewr wyprzedzania. Po kilku minutach od startu zaczęliśmy wyprzedzać pierwsze osoby z dystansu MEGA. Czasami trzeba było wjechać na prawą lub lewą stronę jadąc wąską ścieżką, bardzo wolno w peletonie miejscami 10 km/h
Trzeba było jak najszybciej wyprzedzić takich maruderów.
Z wykresu przewyższeń wynikało, że trasa będzie bardzo wypłaszczona, ale w praktyce było zupełnie inaczej co mnie ucieszyło. Dość sporych kilka podjazdów dało przewagę spowalniając słabszych zawodników oraz umożliwiając szybkie wyprzedzanie. Dzięki licznym podjazdom wyprzedzałem coraz liczniejsze peletony. Gdy jechałem ok. 30 km/h na jednym z większych kałuż jadąc środkiem po błocie opona tak niefortunnie ześlizgnęła się że nie udało mi się opanować roweru, szybko wypinając się z pedałów zeskoczyłem z roweru który zanurkował w błotnistej kałuży. Widziałem jak jadą za mną zawodnicy więc wziąłem rower pobiegłem kawałek z nim żeby nie zwalniać peletonu po czym wskoczyłem i odjechałem. Okazało się że na tej trasie to była moja jedyna wywrotka.
Jeśli chodzi o rozwidlenie dróg dystansu Mini, Grand, oznakowane było w ostatnim momencie tuż na skrzyżowaniu a nie tak jak powinno być przed żeby ostrzec. Gdy jechałem już chciałem się rozpędzić ponieważ prosto jadąc ukazał się moim oczom dość ciężki piaszczysty podjazd, jadący tuż za mną zawodnik krzyknął do sędziego czy w prawo na mini, powiedział że tak, trochę mnie to zaskoczyło, nacisnąłem dość mocno przedni hamulec żeby zwolnić i pokonać zakręt ok. 180 stopni, kładąc się prawie na ziemi, trochę zarzuciło mną ale udało się. Zrównałem się z zawodnikiem powiedziałem ze o mały włos bym przejechał prosto, odpowiedział że również, dobrze ze zapytał, ale z tego co dowiedziałem się po maratonie dość sporo ludzi pomyliła trasę jadąc właśnie prosto. Oznakowanie powinno być dużo wcześniej a nie w ostatniej chwili.
Jechaliśmy dość mocno piaszczystym zjazdem gdzie rower rzucało jak na żużlu, raz w prawo raz w lewo, trzeba było trzymać kiere bardzo mocno żeby nie stracić panowania, a oto było nie trudno, następnie dość mocny kamienisty podjazd. Nie stanowiło zagrożenia, pokonałem na twardym przełożeniu. Po jakiś kilku min. doganiam następny peleton z dystansu Mega, dużo osób zsiada z rowerów ponieważ zatrzymał ich dość stromy piaszczysty podjazd, po prawej stronie widziałem domki jednorodzinne, mieszkańcy kibicowali zawodnikom mówiąc jak najlepiej ominąć piaszczyste przeszkody. Ja ominąłem bez problemu jadąc lewą stroną po trawie gdzie była niewielka ilość piachów, ale po kilku metrach przyjemność się skończyła. Zaczęły się schody w postaci dość stromego podjazdu oraz sporej ilości piachów. Podjeżdżając krzyczałem tylko uwaga!!!, kilku zawodników zablokowało mnie.
Jadąc na twardym przełożeniu wysunąłem się jak tylko mogłem, naciskając pedałami ile tylko miałem sił żeby tylko się nie zatrzymywać, omijając zawodników blokujących tuż przy skarpie, ledwo ledwo jeszcze trochę i bym nie podjechał, ale udało się.
Gdy zostało ok. 5 KM do mety w zasięgu wzroku dostrzegłem pięciu – osobowy peleton, od tego momentu zaczęła się wielka gonitwa, niestety niezbyt skuteczna. Widziałem że doganiam ale bardzo ślamazarnym tempem, raz się zbliżają a raz znowu odchodzą, są bardzo daleko. Gdy wjechaliśmy na asfalt moje tempo znacznie wzrosło jadę z prędkością 40 km/h pod silnie wiejący wiatr, lecz kilka górek zwalnia mnie do ok. 30 km/h mimo tego uzyskałem przewagę, są coraz bliżej, na podjazdach widzę że ustają, ja próbuje jechać na jak najtwardszych przełożeniach uzyskując drobną przewagę, czasem podjazdy pokonywałem na stojąco czując bul w nogach.
Gdy wjechaliśmy do lasu po jakimś czasie widzę że jedna osoba odpada z peletonu ponieważ nie dała rady utrzymać tak wysokiego tempa. W peletonie był min. junior z klubu TREK, w oddali wydawało mi się że widziałem czerwoną koszulkę, ale podczas wysiłku różne rzeczy można zobaczyć. Po jakimś czasie udało mi się w końcu ich dogonić było ich czterech, jakiś czas jechałem tuż za nimi w końcu postanowiłem wyprzedzić i pojechać własnym tempem, tak też zrobiłem. Wyprzedzając oddaliłem się od peletonu ale jak się okazało tylko przez krótką chwile, po jakimś czasie doganiają mnie i wyprzedzają. Trzymam się na kole kilka minut po czym znowu wyprzedzam, tym razem na dobre, peleton zostawiam daleko z tyłu, już mnie do końca zawodów nie dogonili, mimo że widziałem jak próbują.
Po krótkiej chwili gdy udało mi się ponownie grupkę zawodników wyprzedzić czekało na nas kilka dość ostrych błotnistych zjazdów z kałużami na długości całej drogi, przejechałem na pół blacie, rower wpadał po ośkę topiąc się w błotnistych kałużach.
Wiedziałem że już nic nie może się złego stać, ale trzeba było uważać, w oddali widziałem zawodnika z KSR gdy dojeżdżałem do mety. Było to już na trawiastym odcinku, nie miałem nic do stracenia. Wrzuciłem najcięższy z możliwych przerzutek tzw. blat próbowałem jechać jak szybko tylko mogłem, był dość daleko a ja nie widziałem linii mety, wiedziałem jedynie że jest dość blisko, bardzo blisko. Walcząc lep w lep z bardziej doświadczonym zawodnikiem mogłem nie sprostać zadaniu, ale musiałem spróbować. Gdy udało się wyprzedzić i odejść na długość roweru, po wyrazie twarzy widziałem zdziwienie. Zbliżając się wielkimi krokami do linii mety było dość sporo niebezpiecznych zakrętów gdzie trzeba było zwolnić, gdy udało mi się odejść, ponownie mnie wyprzedził, słyszałem jedynie zmianę przełożenia i przyspieszenie. Jechałem tuż za nim, odszedł mi na długość ok. metra. Byłem bliski rezygnacji z walki ale gdy zobaczyłem linie mety nastąpił przełom. Zacząłem dociskać pedały z całej siły zaciskając zęby ile mi tylko zostało jadąc na blacie, zawodnik z KSR nie daje za wygraną również stara się jak może, z tym że role teraz się odwróciły z korzyścią dla mnie, nie spodziewał się gwałtownego ataku. W końcu przejechałem linie mety z przewagą pół koła. Z takim samym czasem, wyprzedzając zawodnika z KSR Kościerzyna o kilka setnych sekundy. Gdy przejechaliśmy linię mety pogratulowaliśmy sobie za wspaniałą walkę, spotkałem również Mariusza z KSR.
Gdy przejechałem linie mety po kilku minutach organizatorzy zaczęli mieć problem z prądem ponieważ na linii spadła meta, zawodnicy dojeżdżający mieli problem żeby przejechać.
Organizatorzy powinni szybciej zareagować, wydawało się że podeszli tak od niechcenia.
Jeden z zawodników mówił dwa razy że są trudności i żeby coś z tym zrobili zanim zareagowali.
Po zawodach nadszedł czas żeby umyć rower póki jeszcze nie było dużej kolejki.
Jako posiłek regeneracyjny było do wyboru albo karkówka lub kiełbaska z grila.

Okazało się że startując na dystansie mini wystartowało 304 zawodników, to dość niezła grupa a startując z ostatniego sektora miałem dość spore problemy z wyprzedzaniem, mimo to w Open zająłem „35 miejsce” a w kategorii „M2” - 10 na 52 zawodników, start na dystansie mini uważam za udany.
W tej Edycji padł rekord frekwencji, wystartowało ponad 1000 zawodników i zawodniczek.

Wyniki dostępne pod linkiem:
Wyniki dystansu mini







Kategoria MARATONY MTB


  • DST 21.00km
  • Teren 21.00km
  • Czas 01:20
  • VAVG 15.75km/h
  • VMAX 50.00km/h
  • Sprzęt B1 DRONE
  • Aktywność Jazda na rowerze

Family Cup - Sopot

Sobota, 12 czerwca 2010 · dodano: 14.06.2010 | Komentarze 1

Dzisiaj odbyły się zawody pt. „Family Cup” są to typowe Mistrzostwa Polski dla Amatorów w zawodach XC, nie mogą w nim brać udziału zawodnicy z licencją. Mogą jechać ale poza konkurencją, co nie oznacza że będzie łatwiej. Na starcie była dość mała garstka zawodników w porównaniu do ubiegłego roku co zadziwiło organizatorów. Na starcie stawiło się ok. 80 zawodników oraz zawodniczek. W pierwszej kolejności puszczane były kategorie od najmłodszych lat, gdy przejechał ostatni zawodnik linie mety startowała następna kategoria. Orlicy i Elita startowali na samym końcu gdyż mieli do pokonania aż 5 pętli o długości 4200 metrów. Trasa ogólnie nie była trudna w porównaniu do ubiegłorocznej.
Na początek była dość spora góreczka więc peleton się szybko rozciągnął, na pewnym odcinku czekał na nas dość szybki singelek z elementami błota, trzeba było uważać żeby nie wypaść z trasy gdyż można było spaść ze skarpy. Jadąc z prędkością 32 km/h kilka razy rzuciło mną, ale opanowałem rower. Na trasie był jeden dość spory podjazd który tak naprawdę wykończył mnie. Był to podjazd na Łysą Górę tylko że z drugiej strony. Można było pokonać go na pół blacie, trzeba było uważać na korzenie. Jechać tak żeby opona nie zawirowała. Ja zrobiłem taki błąd pod koniec czwartego okrążenia, gdy goniłem kolegę jadąc na twardym przełożeniu ok. 10 km/h pod koniec podjazdu oponka zawirowała a gdy wypiąłem się z pedałów, zawirowała ponownie, pedał uderzył mnie niefortunnie w łydkę, momentalnie poczułem jak mnie łapie skurcz. Zszedłem z roweru i zacząłem prowadzić pod górkę, ale i tu miałem problem ponieważ błąd popełniłem na najbardziej stromym elemencie, i zejście wymagało techniki żeby nie przewrócić się. Następnie objazd wzdłuż Łysej gdzie czekał mały szybki podjazd, spokojnie na blacie można było, no i w końcu wymarzony zjazd, czyli trochę relaksu. Prędkość też nie mała, ale popełniłem tutaj również przy pierwszych dwóch okrążeniach dwa niemal identyczne błędy, gdyż pod koniec zjazdu był zakręt o 180 stopni w prawo i mały podjazd z korzeniami, jechałem na blacie rozpędzając się, nie było oznakowania że taki coś będzie miało miejsce, gdy się zorientowałem że trasa dalej prosto jest zamknięta było już za późno na redukcje biegu i ponownie zostałem zmuszony do zejścia z roweru i podprowadzenie, w tym momencie straciłem bardzo dużo czasu, gdyż taki błąd popełniłem przy dwóch pierwszych okrążeniach, na następnych byłem już przygotowany na taki zbieg okoliczności.
Na metę dojechałem jako trzynasty i jestem zadowolony z wyniku.
Nie zostałem zdublowany a to jest najważniejsze, pokonałem pięć okrążeń tyle ile miałem zrobiłem. Te zawody traktowałem bardziej jako trening przed Skandią która ma się odbyć dzień później w Olsztynie, niż jaką kolwiek rywalizacje, jechałem tak aby się nie przemęczać, gdzieś na 70% moich możliwości, stąd może taki wynik, ale nie jest tak źle. Nie przyjechałem ostatni kilka osób udało mi się wyprzedzić więc nie mam powodu do narzekań, o prawdziwym pechu może mówić Max, jak go mijałem majstrował coś przy rowerze okazało się ze łańcuch się zaklinował, stracił na naprawie 9 min ostatecznie przyjechał na 15 pozycji.

Plusy:
*Na koniec zawodów odbyło się losowanie nagród dla wszystkich uczestników zawodów.
*Organizacja lepsza w porównaniu do ubiegłego roku, widać postępy.
*Zabezpieczenie trasy, gdy ktoś nie upoważniony wchodził na trasę automatycznie został wyrzucany przez organizatorów, zaszła sytuacja gdzie weszła pani z wózkiem mimo oznakowanej trasy taśmami, ale szybko została usunięta przez jednego z organizatorów który zabezpieczał trasę.
Miłą atmosfera oraz wysoki poziom zawodów.

Minusy:
Oznakowanie trasy, gdy startowała kategoria kobieca końcowy zjazd nie został zamknięty taśmą i kilka osób źle pojechało, ale organizatorzy szybko zareagowali i zamknęli trasę taśmą.
Na zjazdach można było by ostre zakręty oznaczyć strzałkami dodatkowo, ten kto nie znał trasy mógł się naciąć kilka razy.

IMPREZA bardzo udana, miejmy nadzieje że będzie startowała coraz większa rzesza oraz miłośników kolarstwa górskiego, do zobaczenia za rok.



Kategoria ZAWODY XC


  • DST 30.00km
  • Teren 30.00km
  • Czas 01:06
  • VAVG 27.27km/h
  • VMAX 52.00km/h
  • Sprzęt B1 DRONE
  • Aktywność Jazda na rowerze

III Bytowski Rodzinny Maraton

Sobota, 5 czerwca 2010 · dodano: 07.06.2010 | Komentarze 3

Dzisiaj miał odbyć się „III Bytowski Maraton Rodzinny”, który organizował taki znany klub jakim jest: „Baszta Bytów”. Nazwa sama w sobie budzi grozę, wiedziałem o tym że Baszta ma bardzo silnych Juniorów obserwując wyniki z ubiegłych lat. W Bytowie startowałem po raz pierwszy, nie znając terenu, ale z relacji znajomych którzy mieli już doświadczenie w ubiegłorocznych startach stwierdzili że teren jest bardzo podobny do Maratonu Wejherowskiego, mniej tylko piasków. W tym roku było błoto jeśli chodzi o maraton który odbył się w Wejherowie. Nie miałem okazji doświadczyć jak wygląda Wejherowski teren podczas suszy.
Pogoda nas nie rozpieszczała, gdy przyjechaliśmy na miejsce, na termometrze było 31 kresek na plusie, upał. Po raz pierwszy w tym roku miałem okazje jechać w takim upale, jeszcze niestety nie jestem przyzwyczajony do takich temperatur. Zdecydowanie wolałem pogodę z Wejherowa.
Start Maratonu zaplanowany był na godzinę 12:00
Przed startem zrobiliśmy małą rozgrzewkę po wyznaczonej trasie, przynajmniej końcówce.
Do wyboru były trzy dystanse: Mini(7 km), Hobby(30 km) oraz Mega(60 km).
Ja postanowiłem pojechać na dystans Hobby, mimo próby namówienia mnie przez znajomych do zmiany dystansu trzymałem się uparcie tego do końca. Gdy miał nastąpić start uczestnicy dystansu Mega rozstawieni byli na przedzie peletonu, tuż za nimi dystans hobby a zupełnie na końcu mini. Ja z Tomkiem oraz kilkoma innymi zawodnikami z Piastu ustawiliśmy się w pierwszej kolumnie dystansu Hobby, dzięki temu mieliśmy doskonałą pozycję wyjściową, przynajmniej teoretycznie. Gdy nastąpił Start peletonu słychać był tylko trzask wpinanych SPD w pedały. Na początku trzeba było przejechać po kilku przeszkodach.
Już na początek czekała na nas kilku kilometrowa przygoda asfaltowa gdzie prędkość sięgała nawet do 50 km/h identycznie jak w Wejherowie. Próbowałem wywalczyć sobie dobrą pozycję, ale już na początku zacząłem mieć małe dolegliwości, kłucie w okolicach żeber, ale nie zwalniałem, jechałem równym tempem trzymając się ogona zawodników z Piastu.
Po jakimś czasie do czołówki zaczęli się przebijać Juniorzy z Baszty Bytów, jadąc 47 km/h zaczęli nas wyprzedzać, niesamowite ile te chłopaki mają siły.
Gdy asfalt się skończył nastąpił ostry skręt w prawo o 180 stopni gdzie trzeba było uważać żeby nie stracić panowania nad rowerem gdyż droga była rozsypana dość sporą ilością kamieni, kiedy się wjeżdżało rower zaczęło rzucać i można było wpaść na pobocze.
Mi udało się gładko pokonać tą przeszkodę, ale tępo nadal bardzo mocne.
Baszta Bytów coraz mocniej zaczyna uciekać do przodu.
Ja nie mam szans z takimi klubowiczami nawet powalczyć, ale mimo tego starałem się.
Na trasie miałem mały problem z wodopojem ponieważ gdy wychodziłem szybko z domu uszkodziłem bidon i nie miałem czasu poszukać innego, z dziurawym bidonem dość sporo płynów zaczęło mi uciekać, na trasie łyknąłem zaledwie kilka razy.
Jedyne utrudnienie na trasie to dość spora ilość piachów, jeśli chodzi o ten element kolarskiego rzemiosła to jestem bardzo słaby, wielki mój minus i już na początku maratonu wiedziałem że nie będę w stanie powalczyć o dobre miejsce. Chcąc nie chcąc próbowałem trzymać się blisko Mariusza z klubu KSR Team, ale po pół godzinnej walce odpuściłem, nie dałem rady. W tym dniu miałem nogi jak z żelaza, strasznie ciężkie, bardzo chciałem wyrwać do przodu za zawodnikami którzy mnie wyprzedzali ale nie mogłem, coś było nie tak. Czyżby ta pogoda tak zadziałała na mnie? nie sądzę.
Na prostych piaszczystych odcinkach dawałem radę, z trudem ale dawałem, schody zaczęły się na podjazdach. Na jednym z nich wyprzedziła mnie Wika z Maksem. Widziałem ich że jadą za mną, chcąc szybko pokonać podjazd zakopałem się, ale to nie był jedyny raz.
Jakiś czas później ten sam błąd, piaski to moja najsłabsza ze stron, wole już błoto.
Nigdy nie potrafiłem jeździć na piachach musze nad tym popracować, żebym tylko miał z kim potrenować?
Gdy wyjechaliśmy na drogę szutrową wiedziałem że daleko nie uciekli, próbowałem przycisnąć ile sił miałem w nogach, ale ledwo wyciskałem 20 km/h, po krótkiej chwili odpuściłem, wiedziałem ze dzisiaj nic nie zdziałam, to będzie jeden z moich najgorszych występów w maratonach. Ale z drugiej strony patrząc w ciągu ostatniego miesiąca byłem tylko cztery razy na rowerze, to jest bardzo mało, przez ten czas forma zdążyła uciec.
Tuż przed metą udało mi się pociągnąć cztero-osobową grupkę, bałem się że walka będzie do ostatniego metra, bo w tym też nie jestem dobry. Ale jednak tak nie było, dwóch z nich wyrwało jak z procy do przodu, ja tuż za nimi, ten pierwszy wyszedł poza mój zasięg, a drugiego kolarza dogoniłem na ostatnim podjeździe tuż przy mecie myślałem, że będzie ostro cisnął tuż za mną. Kilka razy się obejrzałem i był rzeczywiście nie daleko z tyłu, na długość roweru, ale z metra na metr oddalał się, jak by odpuścił. Przy mecie zostałem uwieczniony jeszcze przez koleżankę Izę na jednej z fotografii za co bardzo dziękuję.
Gdy zbliżałem się ku mecie trochę się pogubiłem, strzałka była tak nie fortunnie powieszona że wjechałem w zły tor, gdy sędzia krzyknął że źle jadę miałem już pół koła na złym torze, musiałem się wypiąć z pedałów, rower szybko przestawić na właściwy tor, i szybko ruszyć. Na szczęście przeciwnika został w tyle, dzięki temu spokojnie bez pośpiechu wjechałem na metę. Na koniec Maratonu czekała na nas kiełbaska z Grila w zamian za numerek, lecz ten kto chciał zachować numerek na pamiątkę mógł dostać zastępczy w biurze zawodów.
Maraton skończyłem na 22 miejscu a w kategorii na 8, niestety muszę powiedzieć że wynik nie jest najlepszy, to jeden z moich gorszych maratonów, ale będzie co poprawiać za rok, trzeba tylko wyciągnąć odpowiednie wnioski.
Do zobaczenia na następnych Zawodach.

PLUS:
*Plusem zapewne było losowanie nagród, a tu wielkie gratulacje dla Wiki której trafił się „ROWER”, może nie jest to jakiś super wynalazek ale sam fakt że jest, mi osobiście bardzo się podobał, trzeba mieć naprawdę niesamowitego fuksa żeby z pośród tylu osób trafić, GRATULACJE ! ! !

MINUSY:
*Co do organizacji mam mieszane uczucia, Max również pod koniec pomylił tor jazdy, ale już nie miał tyle szczęścia co ja i przeciwnik wykorzystał błąd, a to dlatego że w trakcie zawodów zostały kilka razy zmienione oznakowanie tuż przy końcu.
*Do największych minusów zaliczam start wszystkich dystansów na raz.
*Było kilka osób które się pogubiło, bo pojechało za nie tą osobą co trzeba, a z tak dużą prędkością nie zwraca się na strzałki, ja sam bym pomylił gdybym za taką osobą pojechał, tak jak zapewne wielu innych, mamy nadzieje że organizatorzy wezmą to pod uwagę i poprawią się za rok.
*No i mam małe zastrzeżenia co do czasów zajmowanych, w Open osoba z 2 miejsca miała taki sam czas co z trzeciego a mimo tego nie zaliczyła pudła, coś nie tak?
*Zalecał bym wprowadzenie Chipów, uniknęło by to pomyłek.

A tak na marginesie tereny przepiękne mimo że dużo piasków, miejscami bardzo techniczne to warto zaliczyć ten Maraton. Za rok na pewno tam pojadę z realizacją poprawienia marnego czasu.



Kategoria MARATONY MTB