Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi PiotrHabaj z miasteczka GDYNIA. Mam przejechane 7858.00 kilometrów w tym 4578.72 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.96 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy PiotrHabaj.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2010

Dystans całkowity:85.00 km (w terenie 85.00 km; 100.00%)
Czas w ruchu:04:23
Średnia prędkość:19.39 km/h
Suma podjazdów:780 m
Liczba aktywności:1
Średnio na aktywność:85.00 km i 4h 23m
Więcej statystyk
  • DST 85.00km
  • Teren 85.00km
  • Czas 04:23
  • VAVG 19.39km/h
  • Podjazdy 780m
  • Sprzęt B1 DRONE
  • Aktywność Jazda na rowerze

MTB SKandia Maraton Lang Team I Edycja "Chodzież"

Niedziela, 25 kwietnia 2010 · dodano: 28.04.2010 | Komentarze 4

Dzisiaj miał odbyć się pierwszy maraton w tym roku w miejscowości „Chodzież”
I Edycja z cyklu SkandiaMaraton LangTeam, postanowiliśmy razem z kilkoma bikerami min Batik, Flash wziąć udział w tej wspaniałej imprezie.
Chodzież jest oddalona od Gdańska o ok. 250 km. Jest to gmina w województwie Wielkopolskim, posiada obszar 12,77 km² ilość mieszkańców niewiele ponad 20 tyś.

Zaczęło się niewinnie, umówiliśmy się z Batikiem przy Hali Oliwi o 5:00 nad ranem, mieliśmy na spokojnie założyć rowery na dach, bez pośpiechu tak żeby wyjechać o 5:30
Jechaliśmy w składzie: Batik (kierowca oraz zawodnik), Ola (kibic), Flash (przedstawiać nie trzeba) no i moja skromna osoba.
Wyjechaliśmy o godź 5:45 na spokojnie. Na miejscu byliśmy ok. godź 10:00 zaliczając po drodze stacje benzynową w Bydgoszczy, był to przystanek trwający ok. 30 min mający na celu, skonsumowanie śniadania oraz nabrania sił na dalszą podróż. Gdy zajechaliśmy na miejsce, poszukaliśmy dobrego miejsca na zaparkowanie samochodu, obyło się bez tłumów, spokojnie zarejestrowaliśmy się. Dostaliśmy koszulkę, katalog rowerowy, bidon, batonika energetycznego, oraz jakiś płyn do smarowania sprzętu rowerowego, po czym wróciliśmy do samochodu żeby zostawić rzeczy i między czasie przebrać się. Zaczęło robić się dość ciepło. Byłem ubrany w krótkie spodenki a na spodenkach ocieplane biegówki z polarem.
Rano było dość mroźno, dojazd miałem 15 kilometrowy. Patent z pogodą polegał na tym że na słońcu było bardzo ciepło ale gdy miejscami zawiało robiło się nieprzyjemnie, każdy myślał jak by tu się ubrać, ja wiedziałem że w lesie panuje inny klimat i można się spokojnie rozgrzać, rozebrałem się na tzw. letniaka.
Gdy przyjechaliśmy na miejsce zastanawiałem się na jaki dystans się zapisać, Flash postanowił jechać na największy tzw, „Grant Fodo” który miał wynosić 85 KM oraz 780 m przewyższeń, jeśli Flash pojedzie to i ja też, tak też zrobiłem, przed startem powiedziałem że przyjedzie 30 min szybciej ode mnie, o wiele się nie pomyliłem, do takiej klasy zawodników jeszcze sporo mi brakuje.
Start był zaplanowany na godź 11:00, jako pierwsi jechali zawodnicy z nr. koloru czarnego, czyli moja i Flasha grupa, kilka minut po czasie grupa Batika, koloru niebieskiego na dystansie „Mega”
Zacząłem ustawiać się na linii startu ok. godź 10:40, widziałem obok siebie dużo osób z zrzeszonych klubów zawodniczych specjalizujących się w maratonach oraz zawodach z cyklu „XC” nie miałem żadnych szans nawet zbliżyć się do takiej klasy zawodników.
Godż 11:00 nastąpił start, rozpoczęcie zapoczątkował osobiście Czesław Lang hukiem z pistoletu, na dzień dobry kilka kilometrów asfaltu, jechaliśmy równo trzymając spokojną prędkość w granicach 35-40 km/h, po ok. 5 km wjazd do lasu, na dzień dobry mała góreczka która się ciągnęła przez kilka km, już zaczęła się walka, przewagę którą zdobyłem jadąc po asfalcie momentalnie zacząłem tracić. Nagle wyprzedził mnie Flash, coś tam krzyknął do mnie, ja odpowiedziałem tylko hey , na kolejnym ostrzejszym podjeździe z kilkoma nierównościami w postaci korzenia stanął, coś chyba z przerzutką, jakiś badyl się zaklinował, wyminąłem go, ale po kilku sek, wystrzelił jak błyskawica wyprzedzając przy tym kilka osób, jechał tak jakby nie było podjazdu.
Co do trasy oraz zabezpieczenia wyrazy uznania dla organizatorów, były momenty gdzie trzeba było przejechać przez drogę asfaltową z lasu do lasu, policja czuwała wstrzymując ruch, na każdym z bardziej niebezpiecznych zjazdach, była opieka medyczna, w razie czego żeby udzielić pomocy, a zjazdy były momentami bardzo niebezpieczne, nie dość że strome to pełno korzeni i hopek, bez odpowiedniego opanowania nie trudno było o wypadek.
Co jakiś czas trasę patrolowały osoby jeżdżące na motorach terenowych.
Przez spory odcinek czasu jechałem sam, wydawało mi się ze jadę jako ostatni, osoby z dystansy mega które startowały z opóźnieniem zaczęły mnie wyprzedzać, próbowałem się podłączać pod niektóre grupki, ale tylko na pewien czas starczało mi sił, trasa bardzo trudna, techniczna, dużo piasków, ale zarazem bardzo piękna jeśli chodzi o zawody MTB, przecież w terenie musi być ciężko, oto właśnie chodzi, jest taka zasada, im bardziej wymagany teren tym lepiej.
Ważniejsze od wyników jest walka z samym sobą jak to niektórzy mówią, coś w tym jest, o dobry wynik wśród klubowiczów tacy przeciętni zawodnicy jak ja nie mają szans to tylko to pozostaje, walka z dystansem oraz ze swoimi słabościami.
Po 50 KM coś mną zaczęło dziwnie zarzucać, a dokładniej tyłem roweru ale spojrzałem na oponkę, wszystko jest w porządku, bałem się że mogłem gdzieś gumę złapać, na szczęście nic takiego nie miało miejsca. Jadę dalej, z kilometr na kilometr zaczynam tracić coraz więcej sił, na drugiej pętli, tam gdzie dawałem radę jechać 30 km/h teraz ledwie jadę 20, sięgam po banana którego miałem w tylniej kieszonce koszulki, trochę mi spadło, zjadłem to co miałem, energii starczyło zaledwie na kilka kilometrów. Po jakimś czasie zaczęły mnie strasznie plecy boleć. Jestem zmuszony się zatrzymać, sięgam po żel który również miałem w kieszonce, zabrałem w wyjątkowych sytuacjach, takich jak ta, dobrze mieć, pierwszy raz jestem zmuszony do sięgnięcia po taki środek, ale co widzę, rozpuścił się, zamiast żelu jest sama woda, no cóż wypijam to co mam i w drogę, pozornie niewiele to pomogła, ale po chwili zaczynam odczuwać skutki, jadę trzy kilometry więcej. Po jakiś czasie mijam punk regeneracyjny, zatrzymuje się. W poprzednim wziąłem wodę niestety była gazowana, było mi dziwnie, teraz jakiegoś powera wziąłem, uzupełniłem bidon wodą tym razem nie gazowaną i w drogę. Ten Power naprawdę pomógł, dogoniłem osobę z „Naftokor” z którą przez jakiś czas jechałem, szybki łyk i rura, jadę 25-28 km/h prawie tak jak na początku, wyprzedzam dużo osób z dystansu mega i rodzinnego. Mała góreczka o ile można to nazwać góreczką a oni już podprowadzają swojego konia, patrzę ze zdziwieniem w przód, śmigam raz na prawo raz na lewo, czuje się jak bym ostatni jechał, ale to nie jest już najważniejsze, ważniejsze od rezultatu jest sam udział i samo zaparcie na największym dystansie jakim jest Grand Fodo, tym bardziej ze łatwo nie jest, można porównać tą trasę do maratonu w Kadynach , dużo technicznych zjazdów oraz spora ilość piasków na którą trzeba mieć dopracowaną odpowiednią technikę jazdy żeby móc bezproblemowo zapuszczać się na tak wymaganą trasę.
Zaczynam zastanawiać się czy dobrą drogą jadę, ale przecież nie było innej. Już na starcie myślałem sobie, co ja zrobiłem, będzie ciężko, to był poważny błąd.
Był i to jeszcze bardziej niż byłem sobie w stanie wyobrazić, to była prawdziwa rzeź jakiej jeszcze nigdy nie doświadczyłem, plecy bolały, nogi trochę ale jeszcze nie aż tak, czułem że mam siłę na kolejne kilometry, ale plecy miejscami nie wytrzymywały.
Wszystkie podjazdy które były na trasie prócz jednego pokonałem.
Był dość spory i stromy podjazd, ale z relacji jednego z fotoreporterów nikt nie podjechał pod niego, zbyt duża ilość piasków uniemożliwiała to, nawet bardzo doświadczeni zawodnicy przegrywali z tym podjazdem. Znalazł się również podjazd z dużą ilością korzeni, wymagał dużej wyobraźni oraz techniki aby go pokonać.
Na niektórych odcinkach strasznie wiał wiatr, nie dawał za wygraną szczególnie na odcinku szutrowym, musiałem wysunąć się ostro do przodu niemalże na rogach aby osiągnąć prędkość ledwie 26 km/h na prostej, nagle skręt w prawo do lasu i słońce bez małej odrobinki wiatru, nagła zmiana klimatu, skwar jak na Saharze.
Zdarzało się również na pewnych odcinkach mega ostry zjazd a nagle taki sam podjazd, rower rozpędzony prawie sam podjeżdżał o ile przy zjeździe puściło się klamki hamulcowe całkowicie. W takich sytuacjach czuwała opieka medyczna. Gdy pozostało 35 km do mety zacząłem pościg za innymi zawodnikami, choć bez większych szans już na dobry wynik. Wyprzedziłem dwie może trzy osoby z czarnymi numerkami, dużo osób mijałem z innych dystansów. Na koniec szybkie singelki z korzeniami w dół które pokonywało się bez problemów gładko ale trzeba było uważać oby nie wypaść z trasy, między innymi minąłem trzy osoby które złapały kapcia, następnie podjazd nie zbyt duży i trochę asfalcików na dojazd do mety. Gdy przekraczałem linie mety uśmiechnąłem się i odsapnąłem, wreszcie to koniec, przeżyłem, nareszcie. Mimo że na trasie nie było błota na mecie wyglądałem jak murzyn. Piasek, kurz zmienił mi kolor skóry.

Podsumowując:

Były to I zawody w tym roku, uważam jednak za niezbyt udane jeśli chodzi o wynik końcowy, to był moment w którym można było sprawdzić na jakim poziomie się jeździ i jaka jest aktualna forma, moja nie spisała się najlepiej, nawet powiedział bym poniżej oczekiwań, myślałem że pójdzie mi dużo lepiej. W końcowej klasyfikacji zająłem słabe 42 miejsce w Generalce, będzie trzeba trochę popracować nad kondycją.
Po zakończeniu zawodów spotkałem Batika z Olą oraz Flasha, była również grupka z GER którzy zażywali posiłek po ciężkim, wyczerpującym wysiłku a byli to min Olo, Mario, Zibek i inni. Pojechałem po bon który dostawało się przy rejestracji w biurze zawodów na posiłek regeneracyjny po zakończeniu maratonu, a była to: surówka, chleb, karkówka lub kiełbaska z grila.
Był to pierwszy mój start w zawodach przekraczające nasze województwo „pomorskie” jestem bardzo zadowolony że mogłem jechać i brać udział w tej imprezie, dziękuje Batikowi za dowiezienie mnie całego z rowerem pod sam dom, z małymi przygodami. Po drodze, okazało się że rozciąłem sobie oponkę, nie wiadomo gdzie, możliwe ze na trasie, długości centymetra, miałem dużo szczęścia ze na trasie gumy nie złapałem, ponieważ miałem ze sobą jedynie łatki, a takiej usterki ciężko było by zwykłymi łatkami naprawić. Miał bym kłopot. Było bardzo Fajnie, Gratuluje dla Flasha za zajęcie bardzo wysokiego 18 miejsca i wszystkim startującym którzy wzięli udział i ukończyli zawody. Dziękuje również za miłe towarzystwo w drodze jak i po zawodach. Do zobaczenia na następnych Edycjach Skandii




Kategoria MARATONY MTB