Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi PiotrHabaj z miasteczka GDYNIA. Mam przejechane 7858.00 kilometrów w tym 4578.72 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.96 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 20914 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy PiotrHabaj.bikestats.pl
  • DST 62.00km
  • Teren 62.00km
  • Czas 02:31
  • VAVG 24.64km/h
  • VMAX 50.00km/h
  • Podjazdy 350m
  • Sprzęt B1 DRONE
  • Aktywność Jazda na rowerze

Skandia Maraton LangTeam VI Edycja "Białystok"

Sobota, 17 września 2011 · dodano: 29.09.2011 | Komentarze 1

Dzisiaj odbyła się już VI Edycja cyklu Skandia Maraton Team, przedostatnia.
Po nieudanym maratonie w Rzeszowie złapał mnie jakiś wirus więc do Białegostoku jechałem mocno przeziębiony i osłabiony, głównie po to by nie stracić zbyt wiele punktów potrzebnej do utrzymania pierwszej dziesiątki.
Po V Edycjach spadłem na 9 miejsce i oddaliłem się od upragnionego 7 miejsca, także chciałem się już tylko obronić.
W ubiegłym sezonie startowałem w Białymstoku lecz na dystansie mini który był trochę inny ze względu na rozwidlenie między dystansami mini i medio i jedynie czego mogłem się spodziewać to dużo asfaltów w okolicach startu i mety.
Gdy dotarliśmy z rowerami na miejsce chciałem sobie żelka kupić na trasę, ponieważ dystans wynosił 62 km dość sporo a ja osłabiony byłem mógł się przydać.
Na Skandi zawsze było stoisko z żelkami i innymi takimi lecz objechałem dwa kółka i nie mogłem znaleźć, okazało się że tym razem nie ma takiego stoiska, a ja specjalnie nic nie kupiłem wcześniej bo chciałem na miejscu, zawiodłem się organizacja się nie popisała, dobrze że wziąłem ze sobą dwa banany, to powinno starczyć.
Gdy wystartowaliśmy tempo było dość niebezpiecznie szybkie, obrałem lewy tor jazdy lecz to było ryzykowne, jechaliśmy zamkniętym jednym pasem ruchu ale słupki stojące na poboczach były dość niebezpiecznie blisko ze można było zahaczyć lub się po prostu zderzyć, wtedy było by tzw. domino bardzo niebezpieczne, również trzeba było uważać na dziurawe fragmenty asfaltu które potrafiły wybić z rytmu.
Każde skrzyżowanie było zabezpieczone i patrolowane, by zawodnicy mogli bezpiecznie przejechać, lecz trochę ostrożności też nie zaszkodzi.
Gdy się skończył asfalt wjechaliśmy na drogę szutrową gdzie były dość spore ilości piasków, trzeba było mieć opracowaną dość dobrą technikę jazdy.
Po przejechaniu kilku km trzeba było przejechać przez przejazd kolejowy a tu trafiliśmy na niespodziankę, nagle wyskakuje jeden z organizatorów i nas zatrzymuje, dlaczego?
Ponieważ trafiliśmy na pociąg i to jeszcze towarowy, straciliśmy kilka dobrych minut, zaczęli dołączać do postoju inni min. Batik. Po upływie jakiś 5 min ruszyłem ostro do przodu, szuter był straszny, bardzo dziurawy, ręce strasznie bolały, strasznie mi się jechało czułem osłabienie i katar odbierał mi energie, czułem to wyraźnie, wiedziałem ze może być ciężko tym bardziej że w tygodniu nic nie jeździłem. Trasa była dość płaska, pod koniec były cztery mocniejsze podjazdy, ale takie na co dzień pokonujemy jeżdżąc po TPK także nic specjalnego.
Przez pierwsze 25 km toczyłem wyrównaną walkę z Batikiem i w pewnym momencie myślałem ze nie dam rady wygrać, raz on mnie wyprzedzał raz ja jego i tak na zamianę, lecz zabrakło chyba wytrzymałości.
Starałem jechać równym tempem przez cały dystans. Zaliczyłem dwa upadki, pierwsza jeszcze gdzieś na początku jak się ścigałem z Batikiem był błotnisty fragment, miałem założone toporne stare opony niestety na tyle zorane ze mogłem zapomnieć o dobrej przyczepności, przód Kenda Karma, tył Scott Ozon, chciałem błyskawicznie przejechać lecz opnka nie wyrobiła i znalazłem się w krzaczorach, w ten sposób wyprzedziło mnie kilku zawodników, ale to nic nadrobiłem na trasie i wyprzedziłem, jechałem jakiś czas na kole Batikowi gdy było miejsce wyprzedziłem.
Od tej pory zaczynam nadrabiać stracony czas, dorwałem dość dobry pociąg (peleton) z 35 km/h nie schodzili, miejscami zaczęły mnie brać skurcze ale nie przejmowałem się tym, dawałem z siebie to co byłem jeszcze w stanie wycisnąć, nagle dołączyli do nas inni i ktoś powiedział ze proponuje krótkie szybkie zmiany równym tempem. Nagle jeden z nich rura po blacie i z 35 km zrobiło się 40 czasem i więcej, było nas trzech, ja jechałem po środku ale nie miałem zamiaru robić zmian, nie dał bym rady jechać takim tempem przy osłabionym organizmie. Po jakimś czasie w piaskach się zakopałem i już nie dałem rady dogonić kolegi, lecz drugiego zgubiłem, też nie dał rady jechać. Jadę teraz sam, zupełnie sam, jak samotny jeździec i jego rumak, wyprzedzam kilka osób z mini, chce wyprzedzić dziewczynę widzę przed sobą wielką kłodę, przejeżdżam po niej lecz jedna z części wbija mi się w przednie koło i czeka mnie spodziewana gleba, zapytała się czy nic mi nie jest, miły gest, ale szybko się ogarnąłem i pojechałem dalej, zbiłem sobie tylko kolano i koszulka strasznie się zakurzyła.
Czuje że słabną mi siły ale w oddali widzę dość sporą grupkę w peletonie, cisnę ile sił jeszcze mam, w granicach 30-32 km/h poniżej nie schodzę, to musi wystarczyć, wiem ze dam radę tylko czy starczy na tyle czasu, obserwując widzę ze się żółwim tempem zbliżają do mnie.
Jestem już w okolicach ścieżki rowerowej, jest już blisko ale zdaje sobie sprawę ze może nie wystarczyć czasu, przejeżdżam przez skrzyżowanie na którym patroluje Policja.
Jeszcze około kilometra do końca, jestem już na asfalcie więc trochę szybciej mogę jechać, w końcu udało mi się dogonić, jadę z tyłu, ale coś mi wolno, nikt nie chce atakować?
Chyba wszyscy czekają na ostatnie metry żeby ostro pójść do przodu. Nie chce się spalić ale decyduję się na atak, jadę 35 km/h ale zaczynam czuć w nogach skurcz, strażacy ubezpieczają przejścia dla pieszych by nikt nie spodziewanie nie wszedł, lecz tutaj się nie popisali, chyba za karę ich postawili, przy naszym finiszu jakaś babka weszła by prawie pod koła, udało się bez kolizji ale o mało brakowało. Już zostały metry stanąłem mocno na pedałach i zaczynam cisnąć ile tylko mam sił, a tu nagle ostry zakręt w lewo nie oczekiwanie mnie zaskoczył, ledwo co wyhamowałem, wyprzedza mnie trzech albo i czterech zawodników w ten o to głupi sposób, jadę chwile za nimi, nagle przesuwam się na ostatnia pozycję by z lewej strony mocno zaatakować co się udaje i powoli przesuwam się na pierwszą pozycję, gdzieś w okolicach 2 m przed linią mety patrzę do tyłu gdy jest bezpieczna odległość przestaje pedałować i spokojnie wjeżdżam na linię mety. Nogi mnie bardzo bolały, dostałem skurczy, myślałem ze odpadnę na finiszu ale zacisnąłem zęby i opłaciło się, okazało się że wygrałem finisz z czego jestem bardzo zadowolony

Zająłem w klasyfikacji open 54 miejsce i 22 w kat biorąc pod uwagę ze startowałem mocno osłabiony i zakatarzony jestem zadowolony z wyniku.
Opłaciło się jechać choćby w powodu awansu w klasyfikacji generalnej z 9 na 8 pozycję ale mam tylko 10 punktów przewagi nad zawodnikiem z teamu „PTR Dojlidy Białystok”
Do zobaczenia na finałowej edycji która odbędzie się w Kwidzyniu


Wyniki




Kategoria MARATONY MTB



Komentarze
adas172002
| 04:59 piątek, 30 września 2011 | linkuj Noo, gratulacje, walka z sobą i resztą czołówki tym razem Ci się udała. Pozdrower.
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa uzoga
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]