Info
Ten blog rowerowy prowadzi PiotrHabaj z miasteczka GDYNIA. Mam przejechane 7858.00 kilometrów w tym 4578.72 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.96 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 20914 metrów.
Więcej o mnie.
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2021, Marzec2 - 3
- 2020, Październik3 - 3
- 2020, Wrzesień4 - 0
- 2020, Sierpień3 - 4
- 2020, Lipiec2 - 2
- 2016, Grudzień11 - 0
- 2016, Listopad4 - 0
- 2016, Październik4 - 0
- 2016, Wrzesień4 - 0
- 2016, Sierpień3 - 0
- 2016, Lipiec2 - 0
- 2016, Czerwiec4 - 0
- 2016, Maj7 - 3
- 2016, Kwiecień5 - 4
- 2016, Marzec3 - 0
- 2015, Grudzień1 - 1
- 2015, Listopad7 - 0
- 2015, Październik4 - 1
- 2015, Wrzesień4 - 7
- 2015, Sierpień1 - 0
- 2015, Czerwiec5 - 0
- 2015, Maj6 - 1
- 2015, Kwiecień1 - 0
- 2015, Marzec3 - 0
- 2015, Luty3 - 0
- 2015, Styczeń1 - 0
- 2014, Grudzień1 - 0
- 2014, Listopad2 - 0
- 2014, Październik1 - 0
- 2014, Wrzesień1 - 0
- 2014, Sierpień3 - 0
- 2014, Czerwiec2 - 0
- 2014, Maj2 - 0
- 2014, Kwiecień2 - 0
- 2013, Wrzesień2 - 0
- 2013, Sierpień5 - 0
- 2013, Czerwiec1 - 0
- 2013, Maj3 - 0
- 2013, Kwiecień1 - 0
- 2012, Sierpień7 - 6
- 2012, Lipiec3 - 0
- 2012, Czerwiec1 - 0
- 2012, Maj5 - 6
- 2012, Kwiecień29 - 21
- 2012, Marzec10 - 7
- 2011, Październik2 - 0
- 2011, Wrzesień4 - 2
- 2011, Lipiec2 - 3
- 2011, Czerwiec3 - 5
- 2011, Maj3 - 3
- 2011, Kwiecień2 - 2
- 2010, Październik2 - 4
- 2010, Wrzesień3 - 5
- 2010, Czerwiec5 - 4
- 2010, Maj3 - 8
- 2010, Kwiecień1 - 4
- 2009, Październik1 - 4
- 2009, Wrzesień1 - 0
- 2009, Sierpień1 - 1
- 2009, Czerwiec3 - 0
- 2009, Maj1 - 3
- 2009, Kwiecień1 - 0
- 2008, Czerwiec1 - 3
MARATONY MTB
Dystans całkowity: | 2175.90 km (w terenie 3059.00 km; 140.59%) |
Czas w ruchu: | 97:35 |
Średnia prędkość: | 21.54 km/h |
Maksymalna prędkość: | 67.00 km/h |
Suma podjazdów: | 9587 m |
Maks. tętno maksymalne: | 180 (94 %) |
Maks. tętno średnie: | 166 (87 %) |
Suma kalorii: | 1370 kcal |
Liczba aktywności: | 45 |
Średnio na aktywność: | 49.45 km i 2h 19m |
Więcej statystyk |
- DST 54.00km
- Teren 54.00km
- Czas 02:11
- VAVG 24.73km/h
- VMAX 50.00km/h
- Podjazdy 1124m
- Sprzęt B1 DRONE
- Aktywność Jazda na rowerze
Skandia Maraton LangTeam IV Edycja "Gdańsk"
Sobota, 18 czerwca 2011 · dodano: 20.06.2011 | Komentarze 1
W Dniu dzisiejszym odbywała się kolejna już IV Edycja zawodów z cyklu Skandia Maraton Lang Team, która tym razy zawitała do Gdańska.
W tygodniu postanowiłem objechać trasę i stwierdziłem ze w warunkach suchych jest dość interwałowa, min słynny podjazd znany z zawodów XC pt. „Bike Toure” przy ul. Abrahama oraz kilku innych, jeden z nich był nie do podjechania, przynajmniej nie dla takich amatorów jak ja.
Dzień przed oraz w dniu zawodów strasznie rozpadał się deszcz, ale zawody nie mogą być rozgrywane tylko w piękną pogodę. Tego się obawiałem że warunki mogą się powtórzyć z przed dwóch lat gdzie na trasie było bardzo dużo błota i tym razem tak się stało.
Start nastąpił o godz. 11:05, na początek spora część asfaltu ok. 5 km gdzie nie szło mi najlepiej, bardzo duży ścisk, dwóch zawodników wyprzedzając mnie wzięło mnie w kleszcze że miałem dużo szczęścia unikając przewrotki gdybym w porę mocno kiery nie złapał.
Początek zacząłem bardzo spokojnie, wypatrywałem numery które powinienem się trzymać patrząc po tabeli klasyfikacji generalnej, lecz nie widziałem żadnego oprócz tego którego powinienem się bronić, ale nie stanowił większego zagrożenia. Gdy byliśmy na samej górze asfaltu czekał na nas bardzo szybki zjazd, niestety w połowie trasy padł mi licznik i ciężko mi się jechało nie znając swojej aktualnej prędkości. Na jednej z wąskich podjazdów również fuksem uniknąłem od zderzenia ponieważ jednemu z zawodników coś stało się z rowerem i postanowił naprawiać usterkę na drodze, jadąc na kole peletonu i zasłaniając się kaskiem unikając chlapaniu błota z opon które leciało prosto po twarzy i oczach w ostatniej chwili zauważyłem stojącego zawodnika, uratowało mnie tylko gwałtowne odbicie na prawą stronę kilka razy zarzucając po śliskiej nawierzchni, udało się opanować tak ze obyło się bez przewrotki, słychać było tylko w oddali jak zawodnicy klną na sprzęt który odmawia posłuszeństwa oraz na zwalniających peleton zawodników którzy nie dają rady podjeżdżać.
Były również przeszkody w postaci zwalonych drzew, na jednym z takich odcinków wywróciłem się wypinając się z jednego pedała i podnosząc rower jedną nogą straciłem nie więcej niż 3 sek. obyło się bez skutków ubocznych, po jakiś 10 min wszedłem w swój rytm, doganiając dość silny peleton składających się z zawodników Selle Italia oraz Aga-Team, próbowałem im dotrzymywać tępa, urwali mi się gdzieś w połowie drugiej pętli.
Źle mi się jechało samemu nie mając sprawnego licznika.
Na jednym z podjazdów udało mi się złapać Flasha który miał problem z łańcuchem, gdy naprawił usterkę wyprzedził mnie i pociągnął do samej mety.
Gdy został do pokonania ostatni podjazd znajdujący się na żółtym szlaku popełniłem prosty błąd, w tym momencie dużo osób z dystansu mini podchodziło pod ten niewygodny podjazd i nie było jak podjeżdżać, lecz ja zawzięcie postanowiłem spróbować mimo tańczącego roweru i ślizgającej się tylniej opony, tak pechowo zrobiłem ze zeszła mi w rów, lecz ja nie wypiąłem się z pedałów tylko naciskałem na korbę ile mam sił, niestety bez skutecznie, przewróciłem się razem z rowerem na lewą stronę tak pechowo ze korbą uderzyłem się w udo, następnie szybko zszedłem i wszedłem pod samą górkę. Za podjazdem czekał bardzo stromy zjazd gdzie bardzo dużo osób sprowadzało rowery, krzyknąłem tylko uwaga i wszyscy zeszli na prawą stronę umożliwiając mi bezpieczny zjazd. Teraz już pedałowałem już tylko ile miałem sił w nogach byle by dojechać do mety, mijając jeszcze znak informujący że zostało 2 km do mety. Przed sobą miałem jeszcze jednego z zawodników lecz z daleka nie widziałem z jakiego dystansu, ale na oko nie wyglądał mi na medio, po chwili dogoniłem i krzyknąłem lewa wyprzedzając go, miałem racje to był jeszcze z dystansu mini, na trasie zjadłem tylko jednego batonika i zostawiając pół bidonu, nie był to wyścig dający mocno w kość, patrząc na wyniki w klasyfikacji generalnej odrobiłem jedynie 3,4 punktu do siódmego miejsca, ale też awansowałem z 9 na 8 lokatę, zostały mi do odrobienia jeszcze 9 punktów i trzy edycje do końca, nic mi nie pozostaje tylko walczyć do samego końca, na pewno nie będzie łatwo.
z wyniku jestem zadowolony chodź zawsze można powiedzieć ze mogło pójść lepiej, zostałem sklasyfikowany w Open na 36 miejscu a w kategorii M2 na 23, lecz najważniejsza teraz jest dla mnie walka o 7 miejsce w Generalce to było by bardzo dobre pożegnanie z Elitą
Do zobaczenia w kolejnych Edycjach Skandia Maraton Team
Wynik Medio
- DST 61.00km
- Teren 61.00km
- Czas 02:12
- VAVG 27.73km/h
- VMAX 67.00km/h
- Podjazdy 540m
- Sprzęt B1 DRONE
- Aktywność Jazda na rowerze
Skandia Maraton LangTeam III Edycja "Nałęczów"
Sobota, 28 maja 2011 · dodano: 30.05.2011 | Komentarze 1
Dziś odbywała się już III Edycja Skandia Maraton Lang Team.
Tym razem zawitaliśmy do bardzo malowniczego miasteczka jakim jest Nałęczów.
Obecnie zajmowałem po II Etapach 14 miejsce w klasyfikacji generalnej. Obserwując tabelę miałem realne szanse wskoczyć o jedno oczko do góry lecz musiałem mieć się na baczności ponieważ był dość niebezpieczny ścisk w tabeli pomiędzy mną a trzema innymi zawodnikami z dolnej części.
W dniu dzisiejszym zapowiadali deszcze i burze, lecz Czesław Lang zadbał o to by taka sytuacja nie miała miejsca, zamówił bardzo piękną pogodę.
Start maratonu już tradycyjnie nastąpił o godz. 11:00, do pokonania mieliśmy 61 KM.
Patrząc na profil trasy zaprezentowany przez Czesława Langa na stronie mogło by się wydawać ze teren jest niezbyt wymagający, nic bardziej mylnego, teren liczył sobie kilka naprawdę dość solidnych podjazdów, takich że podjeżdżając pod nie myślałem ze nigdy się nie skończą i tylko myślami byłem „co ja tu w ogóle robię” gdy podjechałem to nie wiedziałem prawie gdzie ja jestem. Jeśli już były tak solidne podjazdy to i zjazdy muszą być niczego sobie, tak też było, mówi chodźmy fakt ze wyciągnąłem rekordową prędkość 67 km/h
Jeszcze nie potrafię od początku maratonu ostro przyspieszyć, tak też było i tym razem, przejeżdżając przez punkt rejestrujący byłem dopiero 37 w open a dojechałem na metę jako 24, muszę się najpierw trochę rozgrzać, sama rozgrzewka przed startem nie wystarcza mi, ale później idzie coraz lepiej z biegiem czasu.
Trasa była bardzo szybka, nie brakowało wymagających dość stromych podjazdów jak i niebezpiecznych zjazdów, o wywrotkę było nie trudno, bardzo dużo kurzu. Momentami czułem się jak bym brał udział w zawodach w stylu Paryż Dakar, jadąc za peletonem drogi nie widziałem, jedynie obserwowałem koło zawodnika jadącego przdemną, nie wiedziałem gdzie jest zakręt czy też dziura jakaś, a prędkości były nie małe.
Tuż po starcie po upływie kilku minut jechaliśmy mniej więcej w sześciu osobowym peletonie, bardzo silną ekipą. Zmienialiśmy się co jakiś czas.
Pod koniec ostatnich 2 km zaczęliśmy finiszować, uciekać z peletonu w dwójkę. Usiadłem na kole i próbowałem trzymać się do samego końca, dogoniliśmy jeszcze dwóch zawodników przy okazji.
Do mety jechaliśmy już tylko w trójkę, lecz ja i kolega z przodu popełniliśmy błąd, gdy ostro przyspieszyliśmy miałem już ich prawie na widelcu, ni zowąd przy prędkości ok. 50 km/h jadąc po ślizgiej trawiastej nawierzchni pojawił się dość niebezpieczny skręt w prawo miedzy barierkami metalowymi które oddzielały kibiców od jadących zawodników, o mały włos bym w nie grzmotnął, już się widziałem leżącego, ale jakoś wyprowadziłem rower tak ze uniknąłem kolizji jakimś cudem zahaczając o koło zawodnika jadącego przdemną, hamowanie było na tyle ostre i precyzyjne że stanąłem w miejscu wypinając się z pedałów. Byliśmy tylko w dwójkę, miałem zbyt twarde przełożenie by dojechać przed zawodnikiem przdemną, lecz spróbowałem jeszcze zaatakować, szybko się wpinając i naciskając na pedały ile sił w nogach, leszcz przegrałem z dwoma zawodnikami o 1 sek.
Po zaledwie kilku sekundach dostałem sms-a o wynikach.
Zająłem w klasyfikacji Open 24 miejsce i w kategorii 14, byłem bardzo zadowolony, wiedziałem że na pewno obroniłem pozycje w klasyfikacji Generalnej, a nawet może awansowałem w górę.
Jak się w końcu okazało, niemożliwe stało się możliwe, w klasyfikacji Generalnej po III Etapach zajmuję bardzo wysoką 9 pozycję, lecz obrona pierwszej dziesiątki będzie nadzwyczaj bardzo trudna, ale bez walki nie odpuszczę, będę się starał, tym bardziej ze mam niewielką stratę nad zawodnikami z 8 i 7 pozycji, lepiej być nie mogło.
Do zobaczenia na IV Edycji która tym razem odbywać się będzie w Gdańsku, będzie to trasa bardzo wymagająca pod względem wzniesień, interwałów itp. czasu jest dość sporo wiec trzeba zabrać się za siebie i ostro trenować, do zobaczenia 18.06.2011
Wyniki
Tak wygląda Dworzec w Nałęczowie
- DST 61.00km
- Teren 61.00km
- Czas 02:24
- VAVG 25.42km/h
- VMAX 52.00km/h
- Podjazdy 780m
- Sprzęt B1 DRONE
- Aktywność Jazda na rowerze
Skandia Maraton LangTeam II Edycja "Kraków"
Sobota, 14 maja 2011 · dodano: 29.05.2011 | Komentarze 0
Dzisiaj odbyła się już II Edycja Skandii, tym razem w pięknej miejscowości jakim jest Kraków. Tradycją już stało się że maratony organizowane są na tzw Błoniach, nic dziwnego pomieści się tutaj bez problemu bardzo dużo osób. Przepiękna ogromna łąka tym razem pomieściła ok. 600 zawodników. Niestety dystans organizatorzy musieli trochę skrócić o 5 km z powodu wycinków drzew w okolicy mety, szkoda bo ominął nas dość ciekawy finisz z bardzo ostrym podjazdem, lecz to nie oznacza że było łatwo.
Po kiepskim starcie w I edycji Skandi chciałem poprawić swój wynik i pojechać bardziej technicznie, nie wyrywać się bez podstawnie do przodu, trzymać się peletonu.
Start był zaplanowany na godz. 11:00
Do pokonania mieliśmy na dystansie medio ok. 62 km.
Gdy ruszyliśmy do pokonania mieliśmy dość grząski i niewygodny odcinek trawiasty, wiedziałem już ze finisz będzie bardzo ciężki jeśli utrzymam się jadąc w peletonie.
Po krótkiej chwili gdy wyjechaliśmy na niewielki odcinek asfaltu doszło do dość groźnego wypadku, jechało się z prędkością ok. 50 km/h gdy nastąpił gwałtowny skręt w lewo, doszło prawdopodobnie do zahaczania i dzięki czemu nastąpił upadek, aż pan policjant który pilnował żeby wstrzymać ruch się przeraził, ale nic groźnego się nie stało, szybko się pozbierali i pojechali dalej. Gdy wjeżdżaliśmy do Lasku Wolskiego część zawodników już wymiękało na podjeździe i zaczęło blokować, bez możliwości wyprzedzenia, zrzuciłem na tzw. młynek i spokojnie chciałem pokonać podjazd, lecz był na tyle wąski że uniemożliwiał wyprzedzanie, zawodnik przede mną się zatrzymał, niestety też musiałem, nie zdążyłem się dobrze wypiąć a stałem na dość stromej górce i zaliczyłem orła wzdłuż drogi, wziąłem szybko rower i podbiegłem wzniesienie, również sapałem jak lokomotywa. To był pierwszy większy podjazd, później było już tylko lepiej. Lasek Wolski czekał na nas przy starcie i tuż przed metą, lecz ten przy mecie był bardziej techniczny, już z górki, więcej zjazdów niż podjazdów, lecz te zjazdy były z korzeniami, bardzo ciężkie i trzeba było bardzo mocno trzymać kiere i mieć oczy szeroko otwarte by nie wpaść w poślizg, upadek na korzeniach mógł by się skończyć dość niebezpieczną kontuzją tym bardziej że prędkości były spore.
Na trasie niektóre podjazdy były tak strome ze musiałem używać młynka, i to nawet na asfaltach gdzie rzadko to się zdąża, czasem tak długie ze nie było widać końca.
Trasa była dość szybka, lecz nie oznacza że była łatwa, dużo kamieni ostrych ale tego można było się spodziewać, można było łatwo złapać kapcia, albo rozciąć oponę, bardzo niebezpieczne zjazdy z ostrymi kamieniami, podjazdy jak to w górach również dawały się odczuć, na tyle gdy się pokonało podjazd następowała wielka ulga.
Od początku próbowałem jechać jednym tempem z peletonem, udało się dojechać, lecz do mety dojechaliśmy jedynie w dwójkę. Gdy zbliżaliśmy się do mety jechaliśmy po wałach, grupa kolarzy szosowych była na treningu, ok. 10 osobowa grupka, myśmy po tych wałach szybciej jechali niż szosowcy, spojrzałem na licznik to było coś koło 40 km/h.
Na finiszu ostro przyspieszyłem, gdzieś w oddali widziałem jeszcze zieloną koszulkę skandi lecz nie udało mi się dogonić, kolegę z którym jechałem zostawiłem w tyle, przyjechał za mną 15 sek., spoglądałem jedynie do tyłu czy nie jedzie za mną, ciężko było jechać po grząskim trawiastym terenie, lecz próbował walczyć jedynie na początku, później odpuścił.
Z miejsca jestem na pewno bardziej zadowolony niż z I edycji
Zająłem w Open 53 miejsce a kat 29, trochę bałem się że mogę jeszcze niżej spaść w Generalce bo to jest dla mnie najważniejsze, ale na szczęście tak się nie stało, nawet awansowałem o 4 pozycje z 18 na 14 pozycję z czego jestem bardzo zadowolony, w Nałęczowie będę chciał utrzymać pozycję, ale będzie bardzo ciężko ponieważ różnica punktowa jest nie wielka, trzeba będzie bardzo uważać.
Do zobaczenia 28.05.2011 w Nałęczowie na III Edycji
Wyniki
- DST 66.00km
- Teren 66.00km
- Czas 02:24
- VAVG 27.50km/h
- VMAX 50.00km/h
- Sprzęt B1 DRONE
- Aktywność Jazda na rowerze
VIII Leśny Maraton Rowerowy
Sobota, 7 maja 2011 · dodano: 09.05.2011 | Komentarze 2
W dniu dzisiejszym odbywał się „VIII Leśny Maraton Rowerowy”, tym razem dopisała nam przepiękna pogoda. Na start stawiło się ok. 275 kolarzy amatorów jak i tych na co dzień jeżdżących w profesjonalnych klubach sportowych. Organizatorzy nie przewidzieli tak dużej frekwencji i sami byli zaskoczeni.
Start był zaplanowany na godz. 10:00, były do wyboru dwa dystanse 44 oraz 66 km, lecz dystans można było wybrać po ukończonej drugiej pętli.
Ja od razu wiedziałem ze pojadę na trzy pętle (66km), ten wyścig traktowałem jako przygotowanie do Skandi gdzie będę miał do pokonania taki sam dystans tylko ze w nieco trudniejszym terenie.
W ubiegłym roku miałem okazje brać udział w tym maratonie i wiedziałem mniej więcej czego można się spodziewać, była okropna chlapa i błoto. Z relacji kolegów wiem że na tej trasie występują okropne ilości piasków, ten kto ma opracowaną dobrą technikę jazdy po nich będzie miał ogromną przewagę.
Start jak co roku, dość spory odcinek płaskiego i zarówno szybkiego asfalciku, prędkość miejscami sięgała 45 km/h na zakrętach było dość niebezpiecznie, nagłe hamowanie mogło spowodować dość niebezpieczną kolizje, szczególnie w takim ścisku gdzie jechało się ściśniętym kiera w kierę. Trzy razy musiałem gwałtownie zahamować tak ze podniosło mnie prawie. Peleton ciężko było zgubić, trzymał się ostro ponad pół godziny, dopiero odcinki tzw. piaskownic rozciągnęły go. Nigdy nie byłem mocny w jeździe na piaskach, ale o dziwo ani razu nie zdarzyło mi się zakopać. Co prawda na odcinkach piaszczystych sporo czasu traciłem, ale nadrabiałem na płaskich i lekkich wzniesieniach.
Starałem się jechać spokojnie, nie szarżować by zachować siły na ostatnią pętle. Gdy peleton się rozciągnął w znacznym stopniu starałem się trzymać sześciu-osobowego peletonu, zamykając go, nikogo nie było w tyle, nie chcąc jechać samemu musiałem utrzymywać tempo. Po jakimś czasie dość piaszczyste odcinki rozbiły peleton na tyle że drugą pętle kończyliśmy tylko w dwójkę.
Na trzeciej pętli już nie było tak kolorowo, brakowało peletonu który by zaczął dyktować tempo, ostry podmuch powietrza hamował nas, co jakiś czas staraliśmy się zmieniać, aż w końcu dogoniliśmy kogoś z tłumów i staraliśmy się jechać w trojkę. Niestety kolega zrobił fatalny błąd na odcinku pokryty dość sporą częścią piasku, usłyszałem krzyk coś w stylu „łooo” przednie koło zeszło i tzw. OTB pechowo bo wleciał w krzaki.
Ale to nie była jedyna przewrotka na trasie, słabsi zawodnicy którzy nie mieli odpowiednio dopracowanej techniki również zaliczali gleby.
Gdzieś daleko z przodu widziałem jeszcze zawodnika pędzącego dość ostrym tempem, pytanie tylko czy jechać w kilku osobowym peletonie czy spróbować zaatakować?
Wybrałem to drugie, niestety nieskutecznie, mój atak nie był na tyle silny żeby mógł zagrozić pozycje. Na metę ostatnie 15 km jechałem sam, próbując przyspieszać. W tyle już nikogo nie widziałem, z przodu również straciłem kontakt wzrokowy z zawodnikiem, dojechałem na metę z 16 sekundową stratą.
Ostatecznie zająłem 8 miejsce, najważniejszy wyścig będzie mnie czekał w Krakowie za tydzień gdzie rozpocznie się II Edycja Skandi. Ten maraton traktowałem jako dobry trening oraz sprawdzian wytrzymałości. Trasa była łatwa ale spore odcinki piasków mogły dać we znaki, było gdzie się zmęczyć. Również na jednej pętli były dwa dość fajne podjazdy na których nadrobiłem dość dużo straconego czasu. Sporo osób zacząłem dublować, nie liczyłem na palcach ale zdublowałem coś koło dziesięciu zawodników. Niestety dość sporo osób jechało bez kasków, gdzie na takich zawodach powinien być obowiązek jazdy z kaskiem.
Wyniki pod linkiem:
Wyniki
- DST 54.00km
- Teren 54.00km
- Czas 02:39
- VAVG 20.38km/h
- VMAX 52.00km/h
- Podjazdy 550m
- Sprzęt B1 DRONE
- Aktywność Jazda na rowerze
Skandia Maraton LangTeam I Edycja "Chodzież"
Sobota, 16 kwietnia 2011 · dodano: 06.05.2011 | Komentarze 1
W dniu dzisiejszym odbywał się najważniejszy maraton dla nas jakim jest I Edycja Skandi LangTeam w Chodzieży.
Nocleg mieliśmy zaklepany w pięknej miejscowości Szamocin, 15 km od Chodzieży. Apartament nosił nazwę „Akacjowy Dwór” jak dojechaliśmy aż zaniemówiłem tak piękny był i to za rozsądną cenę, http://akacjowydwor.nocowanie.pl polecam, za rogiem był przepyszny i niedrogi bar gdzie można było coś zjeść. Team skompletowany był ok. godz. 21:00 ponieważ większość osób jechała prosto z pracy.
Na miejscu byliśmy trochę wcześniej żeby się rozgrzać, to już taki zwyczaj.
Większość osób od nas startowało na dystansie medio które liczyło 54 km.
Gdy nastąpił start peleton powolutku zaczął ruszać, gdy wyjechaliśmy na szeroką drogę asfaltową coraz szybsze tempo dyktował, tak ze czasem brakowało mi oddechu, szczególnie na dość długim asfaltowym podjeździe. Próbowałem trzymać się na kole kolegi z teamu ale starczyło mi sił zaledwie na 10 km później odpuściłem sobie i jechałem własnym tempem. Po drodze spotkałem kilku znajomych z poprzedniego klubu „KSR Kościerzyna”.
Jeśli chodzi o opis trasy to wiedziałem mniej więcej co mnie może czekać ponieważ rok temu również brałem udział w tej edycji Skandi. Miałem przewagę bo wiedziałem gdzie mogę odpuścić a gdzie przyspieszyć, gdzie mam uważać itp.
Trasa ogólnie była bardzo techniczna, od bardzo niebezpiecznych zjazdów po bardzo strome podjazdy przekraczające czasem własne możliwości po bardzo duże piaski, na podjazdach również, wszystko co możliwe, moim zdaniem trasa jest dość trudna technicznie i bardzo dobrze bo nie może być łatwa.
Zdarzały się również bardzo strome zjazdy gdzie trzeba było się dość solidnie rozpędzić a za chwile bardzo stromy podjazd, gdzie rower sam podjeżdżał a przy tym czuć było jak skacze ciśnienie w pucach. Już dawno nie rozwijałem takich dużych prędkości na zjazdach.
Przez cała trasę rower podskakiwał na nierównościach, a to dziury lub korzenie.
Jeden jedyny raz się w piaskach zakopałem lecz to z mojej winy ponieważ nie zredukowałem biegu i uległem kraksie, lecz nic się nie stało.
Najlepszym momentem na całej trasie był przejazd przez rzeczkę, mnie niestety zablokowali tak ze musiałem zejść z roweru, ale później się cieszyłem, wziąłem rower na plecy, chciałem przejść i ku mojemu zdziwieniu zapadłem się po kolana w błocie, każdy kto przejeżdżał jeśli nie uległ wywrotce to był bardzo zdziwiony, ponieważ wyglądało bardzo płytko, praktycznie do przejechania, lecz gdy już się wpadło to zawodnicy zapadali się czasem po koła.
Byli też tacy co mieli problem z wyciągnięciem roweru. Rok temu było sucho w tym miejscu.
5 KM przed metą złapał mnie kryzys, i zacząłem się bardziej bronić niż atakować, lecz nie wystarczyło na tyle sił, sporo osób mnie wyprzedziło. Gdy wyjechałem na asfalt spróbowałem trochę przycisnąć, lecz co później się okazało dogoniłem kilka osób z innego dystansu.
Trasa w Chodzieży zawsze mi się podobała, jest bardzo techniczna, i warto ją zaliczyć.
Organizacja trochę się nie popisała, zabrakło medali dla kończących wyścig zawodników oraz jedzenia w punkcie regeneracyjnym po wyścigu. Najbardziej żal jest zawodników którzy wybrali dystans Grand Fodo, bo należało im się po takim wysiłku.
Ja ostatecznie zająłem w open 44 miejsce a w kat M2 – 18, mam założenie żeby w generalce znaleźć się w pierwszej dwudziestce, na razie plan wykonuje dość dobrze, zważając na to ze nie jestem jeszcze rozjeżdżony, to był dopiero mój 2 maraton w tym roku.
Do zobaczenia na II Edycji w Krakowie
Wyniki są pod Linkiem:Skandia
Relacja filmowa pod linkiem:
http://sport.tvp.pl/inne/pozostale/kolarstwo/mtb/wideo/skandia-maraton-chodziez-relacja/4379263
- DST 68.00km
- Teren 68.00km
- Czas 02:56
- VAVG 23.18km/h
- Podjazdy 562m
- Sprzęt B1 DRONE
- Aktywność Jazda na rowerze
Powerade Suzuki MTB - Murowana Goślina
Niedziela, 10 kwietnia 2011 · dodano: 25.04.2011 | Komentarze 1
Dzisiaj odbywał się maraton pt. „Powerade Suzuki MTB” gdzie start i meta była ustanowiona w pięknej miejscowości koło Poznania a mianowicie w Murowanej Goślinie.
Tydzień wcześniej zadzwonili do mnie z nowego Teamu czy bym mógł wziąć udział, ja zgodziłem się bez wahania. Był to mój pierwszy start w maratonie w tym roku i to już w nowych barwach klubowych, klub nazywa się „Agrochest Cycling24.pl Team”.
Podróż minęła mi bardzo dobrze, lecz nie mogłem zmrużyć oka, obserwując bujanie swojego pięknego rumaka, jechałem sam, jedynie w Koszalinie dosiadło się kilka osób.
Hotel mieliśmy zarezerwowany bardzo blisko Murowanej Gośliny, był bardzo piękny, okazało się później że byli również zawodnicy z grupy zawodowej „Mróz ActiveJet” razem z Trenerem, byłem zaskoczony zbiegiem wydarzeń oraz warunkami jakie nam zaoferowali, myślałem sobie co ja tu tak naprawdę robię, mam naprawdę wielkie szczęście że trafiłem do takiej drużyny. W Hotelu dostaliśmy nowe stroje kolarskie teamu, oraz poznałem część ekipy.
Dzień przed maratonem zrobiliśmy sobie trening ok. 20 km tak żeby się nie wysilać niepotrzebnie i zachować siły na maraton. Mnie zaczął żołądek boleć i borykałem się z nim do końca nie mówiąc nikomu, dopiero pod koniec maratonu się przyznałem gdy wynik nie był najlepszy, lecz nikt nie miał o to pretensji. A nawet byli wyrozumiali i pocieszali
Maraton PoweRade mieliśmy potraktować jako trening przed zawodami SkandiaMaraton na który się nastawiamy jako drużyna, i udał się doskonale.
Startowaliśmy trochę pod presją ponieważ przyjechała ekipa sponsorów się ścigać, tzw. „Team B” i nikt z naszej drużyny nie mógł z nimi przegrać.
Obawy były nieuzasadnione ponieważ zostawiliśmy ich daleko za sobą.
Większość z nas pojechało na dystans „mega” który liczył 68 km
Trasa mogło by się wydawać była płaska, ale za to utrudnienia były w postaci dużej ilości piasków, dawały ostro w kosć mniej doświadczonym zawodnikom jak i tym jeżdżącym na co dzień. Trasa łatwa lecz miejscami techniczna, mi udało się ciągnąć dość mocne tępo w peletonie jedynie do 50 km, później dostałem tzw kryzys, opuściły mnie siły i ledwo co jechałem, jedynie to pod górkę dawałem radę, na prostej już nie miałem sił, w dodatku samemu, jeszcze ten okrutny wiatr.
Ostatnie 20 km to już tylko podjazdy, tzw „Dziewicza Góra” tam rozegrał się finał wśród najlepszych, dosłownie ściany pionowe i jeszcze strasznie nie bezpieczny zjazd, ja zapomniałem odblokować amortyzatora i zjechałem na sztywnym, zauważyłem swój błąd dopiero w połowie gdy już było za późno żeby cokolwiek zrobić, jedynie co mogłem to trzymać bardzo mocno kierę, obyło się bez upadku. Wszystkie podjazdy pokonałem bez najmniejszych problemów, niestety dość wolno z powodu bólu żołądka.
Ale nic złego się nie stało co by na dobre nie wyszło, to był mój pierwszy maraton i pierwszy raz na takim dystansie, ponieważ zmieniłem specjalizacje, z krótkich dystansów na średnie. Po maratonie ekipa strasznie mnie pocieszała, miło z ich strony. Byłem zły sam na siebie ze swojego wyniku. To był bardzo dobry trening przed I edycją Skandii ponieważ rok temu jechał i z tego co pamiętałem na trasie w Chodzieży również było miejscami dość sporo piasków. W tym maratonie na dystansie medio stanęło 499 zawodników, ja ostatecznie zająłem 185 miejsce w kat. 76.
Teraz w Skandi mam nadzieje już nie będę miał problemów żołądkowych i pokaże się z lepszej strony, do zobaczenia w Chodzieży
Cieszę się że pojechałem, miło spędziłem czas, przynajmniej czegoś się nauczyłem.
Wyniki są pod linkiem: PoweRade Murowana Goślina
Zapraszam również na Relacje Filmową :
- DST 60.00km
- Teren 60.00km
- Czas 02:55
- VAVG 20.57km/h
- Sprzęt B1 DRONE
- Aktywność Jazda na rowerze
III Jesienny Maraton MTB
Niedziela, 3 października 2010 · dodano: 06.10.2010 | Komentarze 0
Dziś odbywały się zwody którym to stowarzyszenie KSR Kościerzyna było organizatorem III zawodów MTB.
Jako że startowałem w barwach drużyny KSR Kościerzyna był to dla mnie wyścig bardzo ważny, chciałem zająć jak najwyższą lokatę.
Na miejscu byłem trochę wcześniej by spokojnie się zarejestrować bez pośpiechu. Odebrałem nr startowy w Biurze Zawodów był to numer „209”.
Można było się ścigać na trzech różnych dystansach; Mini (25 km ), Mega (60 km) oraz Giga (85 km) . Ja zdecydowałem się na dystans 60 km tzw. Mega, miałem numerek koloru niebieskiego, Giga miał czarny.
Startowałem pierwszy raz na Maratonie organizowany przez stowarzyszenie KSR Kościerzyna, trasa była dla mnie nie znana, ale z tego co słyszałem to nie jest wcale taka ciężka. W tym roku uległa drobnym modyfikacją.
Start nastąpił punktualnie o godz. 11:00
Jako pierwsi startowali zawodnicy z dystansu Giga.
Po upływie 2 min. nastąpił start dystansu Mega gdzie startowałem min ja.
Na początku trzeba było przejechać ostrożnie przez bramę. Kilka osób za bardzo się rozpędziło i musiało ostro hamować, ale nic się nie stało.
Początek Maratonu wyglądał obiecująco, podobny do Wejherowa, szerokie drogi, bardzo szybkie tępo. Na czele tępo zaczęli nadawać tacy zawodnicy jak min Tomasz Marzec zwycięzca ubiegłorocznej edycji „II Jesiennego Maratonu”. Jechałem gdzieś w czołówce peletonu, ale z biegiem czasu coraz bardziej mi uciekał, próbowałem gonić, ale nie było łatwo.
Byłem gdzieś na ok. 20 pozycji. Po kilku minutach udało mi się dogonić peleton dzięki czemu było łatwiej dotrzymywać tępa. Trasa okazała się dość ciężka, miejscami trzeba było wykazać się dużą techniką w pokonywania niektórych odcinków.
Pogoda była zmienna, miejscami było gorąco a miejscami ostry wiatr przeszywał koszulkę na wylot.
Po przejechaniu kilkunastu kilometrów dogoniłem Bartka z klubu „Naftokor” z którym jakiś czas temu ścigałem się w Gdyńskim Maratonie, tam również jechaliśmy razem ale jeszcze dużo mi brakuje żeby dojść do takiej formy i po jakimś czasie odpadłem.
Tutaj było podobnie, gdy dogoniłem trochę pogadaliśmy nad bieżącą formą oraz przygotowaniem do Maratonu po czym jechaliśmy razem.
Próbowałem dusić, czasem z wielkim bólem ile sił w nogach byle by nie zgubić kolegi. Wiedziałem jaki poziom reprezentuje i trzymając się na kole mógłbym zająć dość niezłe miejsce, ale to było nie możliwe. Nie miałem szans żeby utrzymać takie tempo przez 60 km. Gdy przez pewien okres jechaliśmy razem zaczęliśmy wyprzedzać zawodników z dystansu GIGA którzy ruszyli z przewagą 2 min.
Na trasie było dość sporo piasków których nie lubię. Gdy mieliśmy do pokonania jeden z podjazdów piaski uniemożliwiały precyzyjne sterowanie kierownicą, strasznie zarzucało, a ja zacząłem się zakopywać lecz nie dawałem za wygraną, Bartek zaczął mi uciekać, całą swoją siłę skupiłem na pedałowaniu. Niestety miałem wrzucony zbyt twardy bieg by podołać zadaniu, jedyne co w tym momencie udało mi się zrobić to zaliczyć swoja pierwszą przewrotkę, a miałem ich z cztery. Szybko zsiadłem z roweru przebiegłem z wielkim bólem ten największy piaszczysty odcinek po czym wsiadłem na rower i próbowałem gonić jeszcze 4 osobowy peleton który mi uciekł. Widziałem gdzieś w oddali. Udało mi się dogonić dopiero po kilku minutach gdy jechaliśmy pod dość silnie wiejący wiatr prosto w twarz. Ciężko było rozwinąć przyzwoitą prędkość. Jechałem coś pomiędzy 25 a 30 km/h, zależnie od siły wiatru.
Gdy zaczęła się seria tzw. Singel-Track już nie dałem rady pociągnąć, odpuściłem.
Jeszcze nie ten moment, nie jestem tak dobrym zawodnikiem by jechać non-stop na takim poziomie. Na trasie było dość sporo wąskich podjazdów, ścieżek wzdłuż jeziora. Sporo trudności sprawiały występujące na pewnych odcinkach korzenie oraz dziury na drodze.
Trasa bardzo przepiękna, piękne krajobrazy, było co podziwiać.
Mimo że od Maratonu gdyńskiego nie jeździłem na rowerze ok. 2 tyg. ciągle znajdowałem się gdzieś w czołówce peletonu ok. 15-20 miejsca. Ciągnąc za zawodnikami min z Naftokoru nie dawałem im uciec. Moje problemu zaczęły się na ok. 15 km do mety. Gdy jechaliśmy z dość dużą prędkością musiałem na coś bardzo mocno najechać i złapałem tzw. Sneka. Tak mi się przynajmniej wydaje. Dziwna sprawa ponieważ powietrze zeszło mi dopiero na jednym z podjazdów.
Straciłem tutaj bardzo dużo cennego czasu łatając dwie dziury w przedniej dętce. Ściągnąłem koło, wyciągnąłem dętkę, napompowałem w celu odnalezienie dziury, miałem z tym ogromne trudności ponieważ powietrze zbyt szybko schodziło. Po kilku min udało się, przykleiłem ekspresową łatką, ale to nie było wszystko, gdzieś była następna. Jeszcze raz, wszystko od początku, pompuje, szukam dziury, no i znalazła się niewiasta. Był pewien problem, dziura była tuż przy szfie, no nic z tym nie zrobię, ale wiedziałem że już mam po zawodach.
Nie mam co liczyć na jakieś dobre miejsce, chciałem tylko dojechać do mety. Załatałem i szybko w drogę. Gdy robiłem rower dogonili mnie znajomi oraz dużo zawodników których daleko z tyłu zostawiłem teraz to oni byli lepsi. W końcu po upływie ok. 15 min udało się doprowadzić rower do porządku, tak pozornie mi się wydawało, ale to nie było koniec problemów. Przegoniłem jednego zawodnika który również złapał gumę, oraz kilku innych co mnie wyprzedzali. Następny pech spotkał mnie przy 50 km, następna guma. Ja bardzo dobrze zdawałem sobie z tego sprawę że to wina łatki która się pewnie odkleiła. Też tak było, miałem problem, nie wiedziałem co mam robić. Odkleiłem, przetarłem papierem ściernym i nakleiłem następną, ale miałem jeszcze większy problem niż łapanie gum po drodze, to była moja ostatnia łatka którą miałem, więc jak teraz bym złapał kapcia, to musiał bym albo prowadzić albo na flaku jechać co by mi się za bardzo nie uśmiechało (szkoda obręczy). Zostało mi do pokonania już tylko albo aż 10 km, przełączyłem licznik na ilość przejechanych km i tylko się modliłem by dojechać do mety. Gdy licznik pokazywał 2 km do końca Maratonu wiedziałem że uda mi się jednak ukończyć. Między czasie udało mi się jeszcze kilku zawodników wyprzedzić, lecz jechałem bardzo spokojnie, nie szarżowałem tak jak na początku, delikatnie po dziurach gdyż wiedziałem jakie mogą być tego skutki. W każdej chwil gdy za mocno bym wjechał w dziurę stracił bym powietrze w oponie. Tak się jednak nie stało, dojechałem spokojnie do mety, spiker przywitał mnie jako zawodnika KSR Kościerzyna. Na mecie przywitała mnie również Monika która zabierała chipy z rowerów mających na celu precyzyjny pomiar czasu.
Gdy wjeżdżałem na metę nie odczułem nawet zmęczenia, byłem zły na to co mi się przytrafiło po drodze, to jeden z najgorszych scenariuszy.
Szkoda tylko że to akurat tutaj w Kościerzynie, zależało mi żeby pokazać się z dobrej strony, niestety siła wyższa nie pozwoliła. Gdy po przyjeździe na metę pakowałem rower do samochodu już nie miałem powietrza. Mogę mówić o wielkim szczęściu że udało mi się dojechać do mety.
W końcowej klasyfikacji Open zająłem dopiero 50 miejsce w kat. M2 – 19
Jeśli mam coś wspomnieć o organizacji zawodów którym było stowarzyszenie KSR Kościerzyna spisało się bez zarzutu. Lepiej być nie mogło.
Oznakowanie trasy bardzo dobre.
Na każdym ze skrzyżowań ktoś stał pokazując gdzie jechać.
Na trasie były punkty regeneracyjne, z jednego z nich skorzystałem biorąc banana popijając wodą. Na zawodach banany to bardzo ważna sprawa, a było ich dość sporo, dają dużo energii.
Z wyniku nie jestem zadowolony, nie mam powodu, ale będzie co poprawiać za rok.
Do zobaczenia na następnych zawodach
Wyniki są dostępne pod linkiem: KSR Kościerzyna
- DST 60.00km
- Teren 60.00km
- Czas 02:51
- VAVG 21.05km/h
- Sprzęt B1 DRONE
- Aktywność Jazda na rowerze
V ESKA MTB Gdynia Maraton
Niedziela, 19 września 2010 · dodano: 26.09.2010 | Komentarze 1
Dzisiaj odbyły się kolejne zawody które nosiły tytuł „ESKA Maraton MTB 2010” były to V zawody organizowane przez ośrodek GOSIR.
Tym razem organizator wytyczył trasę rozpoczynającą się na Pustkach Cisowskich.
W zawodach wzięło udział ok. 300 zawodników wśród nich byli min nasi sąsiedzi z Kalingradu co tylko motywuje do dalszej rywalizacji.
Start wyścigu był zaplanowany na godz. 10:30, zawodnicy rywalizowali na trzech różnych dystansach zaczynającego się ze startu wspólnego a mianowicie 30, 60 lub 90 km w zależności od poziomu wytrenowania.
Ja postanowiłem że pojadę na dwie pętle czyli na dystans 60 km, trzymałem się tego do samego końca.
Jedna pętla liczyła 30 km. Gdy ustawiliśmy się do startu nastąpiło chwilowe nieporozumienie, a mianowicie organizatorzy zaczęli testować chipy przyczepione do rowerów. Jadąc do przodu ok 100-150 metrów od linii mety, nikt nie wiedział o co chodzi, po czym mieliśmy wrócić na linię Startu, dzięki czemu pierwsi stali się ostatnimi.
Trochę nas to zniesmaczyło, trzeba było szybko się wbić na przód stawki z ostatniego miejsca, dosłownie na ścisk, pierwszy raz widziałem taką akcję na zawodach.
Ustawiłem się gdzieś w piątym lub szóstym rzędzie trudno mi powiedzieć, wśród znajomych z drużyny.
Gdy już nastąpił start myślałem ze stawka szybko pójdzie do przodu zostawiając fałdę dymu i kurzu, ale nic bardziej mylnego, start był bardzo powolny.
Na sam początek czekał nas dość długi techniczny podjazd z elementami nierówności w postaci korzeni. Byli tacy co zsiadali z rowerów, mi udało się przebić przez tzw. maruderów nie pozwalając się zablokować, ale nie było łatwo, walka dosłownie kiera w kierę.
Tak wolno się jechało że musiałem zredukować bieg na pół blat.
Następnie czekał nas ostry krótki zjazd, po czym bardzo ostry zakręt 180 stopni w prawo, można było łatwo się wysypać.
Na początku zacząłem gonić kolegów z klubu, tak by ich nie zgubić, wiedziałem jaki poziom prezentują i nie sądziłem ze mam jakieś szanse by im usiąść na kole a tym bardziej dotrzymać tempa co później okazało się do osiągnięcia.
Ogólnie mówiąc trasa była bardzo ciężka, interwałowa, dużo dość długich podjazdów nie brakowało również krótkich ale za to bardzo stromych oraz technicznych zjazdów. Dużym utrudnieniem była dość spora ilość piasków na pewnych odcinkach.
Najbardziej stromy i tym samym techniczny podjazd był gdzieś w okolicy połowy pętli, mało kto podjeżdżał, mi na treningu udało się podjechać, ale na zawodach jest zupełnie inaczej. Szybsze tępo, większe zmęczenie, dużo zawodników zaczęło blokować, mimo okrzyków typu „uwaga” lub „lewa” nawet się nie ruszyli, mnie trochę to wkurzyło, zawodników z Treka którzy byli tuż za mną również, jeden z nich krzyknął „ejjj puśćcie nas” ale to nic nie dało. Szybko weszliśmy biegiem na pierwszą część podjazdu, następnie można było wsiąść i trochę odejść.
Gdzieś w końcówce pierwszego okrążenia dogoniłem jeszcze Grzesia, chwilę jechaliśmy drużynowo razem zmieniając się co jakiś czas, zaczął do mnie krzyczeć, ale nie rozumiałem o co chodzi. Zorientowałem się że za mocne tępo narzuciłem, trochę zwolniłem.
Na Trasie były dwa bufety na odcinku 30 km, ja ani razu nie zatrzymałem się , raz tylko wziąłem kubek z wodą, chlapnąłem sobie i pojechałem dalej. Na jednym z tych długich podjazdów, wziąłem bidon do ręki ale zacząłem jechać po dość sporych nierównościach także nie dało się trzymać kierownicy jedną ręką, włożyłem bidon do ust i złapałem obiema rękami kierę, niestety bidon mi wypadł, musiałem się zatrzymać i cofnąć. Picie na trasie jest bardzo ważne. Wyprzedziło mnie w tym momencie czterech zawodników, ja wiedziałem że spokojnie ich dojdę i jeszcze wyprzedzę, tylko będzie potrzeba trochę czasu. Wróciłem po bidon, spokojnie się napiłem i w drogę. Po upływie niespełna ok. minuty już prowadziłem peleton zostawiając ich daleko w tyle. Na dystansie 60 km zaliczyłem dwa upadki i to na piasku, także miałem miękkie lądowanie. Upadki zaliczałem przy zakrętach za bardzo mnie poniosło, chciałem szybko pokonać przeszkodę niestety moje oponki dobrze na zakrętach się nie zachowują, musze pomyśleć nad zmianą. Przy ok. 10 km do zakończenia pierwszej pętli dogoniłem zawodnika z klubu „Naftokor” jechaliśmy razem do połowy drugiej pętli. Przy końcówce pierwszej pętli złapał mnie straszny katar, bałem się ze mogę stracić przy tym zbyt dużo sił że mogę złapać jakiś kryzys, tak też było. Strach został uzasadniony. Nie dałem rady pociągnąć do końca maratonu za zawodnikiem z Naftokoru, odpuściłem w połowie drugiej pętli czyli 15 km do mety. Na pierwszym podjeździe spotkałem ponownie Jacka, widziałem że też zaczyna brakować mu sił, więc nie byłem sam. Chciałem za wszelką cenę trzymać się ogona zawodnikowi z Naftokoru, powiedzieliśmy sobie cześć i pojechałem dalej.
Gdy nadeszła kolej na moją zmianę to była już udręka, nie dosyć ze zmagałem się z silnym i coraz większym katarem to musiałem narzucić tempo jazdy, no cóż udawało mi się jechać na szutrze 32 km/h dobrze trzymałem się piachów, ale nagle ukazał się ten wielki podjazd. Nie było osób blokujących, byliśmy sami, próbowałem wszystkich sił, ale w pewnym momencie stanąłem, nogi jak z żelaza, za duże zmęczenia, totalny brak sił, czułem jak mi serce wali jak by miało wyskoczyć i na dodatek jeszcze ten katar.
Wiedziałem że to już koniec, dalej nie dam rady takim tempem jechać.
Wyprzedził mnie i zaczął podbiegać z rowerem ja tuż za nim, nogi bolały jak cholera. Zacisnąłem zęby i byłem tuż za nim, ale gdy wsiadł narzucił takie tempo że odpadłem.
Mimo że miałem kryzys, ledwo co jechałem nikt mnie nie zdołał wyprzedził, oglądałem się co chwilę do tyłu, bałem się ze zaczną mnie wyprzedzać, ale mimo to, to ja kilku zawodników jeszcze zacząłem wyprzedzać. Toczyłem nawet ostry bój z zawodnikiem z klubu Trek. Dogoniłem i jechałem mu na ogonie, po jakimś czasie wyprzedziłem zostawiając daleko z tyłu, ale radość nie trwała zbyt długo, wziął żel i przywróciło mu to sił, wyprzedził mnie jak błyskawica, dogonił jeszcze kolegę z Naftokoru i przyjechał na metę przed nim. Mój błąd jest taki że jestem przeciwny jakim kolwiek żelom i innym wspomagaczą nie stosuje ich, jak dojść do formy to tylko ciężką pracą i treningom, chociaż żel to tylko mega strzał węglowodanowy niby, sam już nie wiem, może rzeczywiście robię błąd nie stosując tego?
Na 50 km dogoniłem jeszcze Tomka Lipińskiego z klubu Piast Słupsk co mnie zdziwiło, ale trochę przeszarżował i stracił później siły, wyprzedziłem go i jechał mi na ogonie.
Powiedział tylko ze tym razem ja wygram, nie wierzyłem w to za bardzo.
Próbowałem jeszcze gonić jednego zawodnika który jechał przed nami, na jednym z technicznych zjazdów wysypał się, zaliczył dość nieprzyjemny upadek, szybko się pozbierał. Gdy już dojeżdżaliśmy do mety trasa się wypłaszczyła, przycisnąłem dość ostro tyle ile mi zostało sił. Udało mi się przyjechać przed Tomkiem z przewagą 7 sek. ledwo co żyłem. Na żadnym z Maratonów nie byłem jeszcze tak wykończony, potrzebowałem kilkunastu sek. żeby dojść do siebie. Po maratonie czekał dla chętnych masaż oraz ciepły regeneracyjny posiłek
Mimo że dostałem kryzys podczas Maratonu dojechałem do mety na 15 miejscu, nie jest tak źle choć była szansa powalczyć o dużo lepsza lokatę gdyby nie ten katar, ale z tym ciężko wygrać.
Plusy:
Plusem zawodów na pewno jest trasa która była bardzo ciężka, wymagająca oraz techniczna.
Ciężkie podjazdy oraz techniczne zjazdy dawały ostro w kość.
Minusy:
Niestety do minusów musze przypisać organizacji, jeszcze w żadnych zawodach nie widziałem tak kiepskiej oprawy.
Już przy zapisach trzeba było chodzić do trzech różnych okienek przy tym samym stoisku, zamiast od razu wydać wszystko.
Po drugie mimo ze zapisywałem się przez net i przy rejestracji wypełniłem kartę zgłoszeniową w wynikach oficjalnych wpisali mi zły klub.
A po trzecie brak Toi-Toi na takiej imprezie masowej to już trochę przesada.
wyniki znajdują się pod linkiem: ESKA MTB Maraton
Film z Maratonu znajduje się pod linkiem:
ESKA MTB MARATON
- DST 45.00km
- Teren 45.00km
- Czas 01:37
- VAVG 27.84km/h
- VMAX 52.00km/h
- Sprzęt B1 DRONE
- Aktywność Jazda na rowerze
MTB SKandia Maraton Lang Team VII Edycja "Białystok"
Niedziela, 12 września 2010 · dodano: 18.09.2010 | Komentarze 2
Od dłuższego czasu zastanawiałem się czy nie wziąść udziału w VII Edycji SkandiMaraton który tym razem jest rozgrywany w pięknym mieście Białystok. W końcu zdecydowałem się że jednak pojadę dzięki czemu podskoczył bym trochę w klasyfikacji generalnej o kilka miejsc.
Wyjechaliśmy w trzy osobowym składzie, moja skromna osoba, Mariusz i Marcin.
Na miejscu spotkały nas drobne problemy z noclegiem ale w końcu się udało.
Zakwaterowanie zapewniliśmy sobie w Akademiku gdzie rano mogliśmy podziwiać z okna zawody balonów, niektóre z nich leciały tak blisko budynków i anten że mogło by się wydawać ze pilot stracił nad nim kontrolę ale nic bardziej mylnego.
Patrząc na wykres przewyższeń który mieliśmy do pokonania na trasie wydawał się płaski, nic bardziej mylnego. Były spore odcinki asfaltu przy starcie i mecie, coś dla sprinterów, w terenie nie było już tak łatwo.
Jeśli miałbym coś napisać o organizacji zawodów to sposób podejścia do zawodów oraz wykonanie perfekcyjne. Przy każdym wejściu do sektorów num. zostawały spisywane dzięki czemu eliminowano tzw. oszustów którzy chcieli startować z lepszych sektorów niż byli przypisani.
Dystans który mieliśmy pokonać został wydłużony do 45 KM, co mnie bardzo ucieszyło.
Gdy nastąpił start już była pierwsza kraksa, nie wiem dokładnie co się stało ale słyszałem Monikę z KSR która krzyczy uwaga !!! w kolizji brało udział trzech kolarzy co widać poniżej na filmie, na szczęście nic groźnego się nie stało. Powoli hamując ominąłem przeszkodę i pojechałem gonić peleton jak najmocniej tylko potrafiłem. Licznik w pewnym momencie pokazał mi 52 km/h na prostym odcinku, ale to był tylko moment, nie utrzymałbym tak dużej prędkości, nie chciałem się wykończyć już na początku zawodów, musiałem zwolnić do 46 km/h i oszczędzać siły, na podjeździe utrzymywałem 35 km/h.
Po jakimś czasie widzę Mariusza, udało mi się go wyprzedzić, ale wiedziałem ze mnie doścignie po jakimś czasie. Minęło ok. 30 min gdy zaczęliśmy wyprzedzać już pierwsze osoby z dystansu Medio jadących w niebieskich numerkach. Wjeżdżając na drogę szutrową widzę Mariusza który mnie wyprzedza z przyczepionym jak ogon kolarzem z klubu „UKS Wygoda Białystok”. Przycisnąłem mocniej teraz ja siedziałem chwile im na kole, później co jakiś czas się zmienialiśmy aż nas piachy rozdzieliły niestety, ale to ja byłem górą i zostawiłem ekipę.
Cisnąłem ile miałem tylko sił w nogach wyprzedzając coraz liczniejsze grupki z dystansu Medio. Na jednym z odcinków jeszcze przed rozwidleniem wyprzedziłem Ola, krzyknąłem tylko dawaj dawaj! ! ! uśmiał się, a ja pojechałem dalej. Wiedziałem że jestem gdzieś bliski czołówki, ale nie daje za wygraną i gnam ile sił w nogach utrzymując prędkość ok. 35 km/h.
Po jakiś 45 min dogoniłem cztero osobowy peleton składający się z zawodników z klubu
CORRATEC,GKL, oraz Mercedes Team. Od tej pory jechaliśmy przez całą drogę sami.
Zacząłem nadawać tępo peletonu utrzymując minimalne tępo 32 km/h w terenie.
Jechaliśmy sobie prawie na kole, odstęp żeby nie skłamać 2 cm może.
W pewnym momencie na pewnym zakręcie był dość ostry zakręt błotnisty, ja jadąc na oponach Karmy zarzuciło mi przód tak że nie wyrobiłem i na glebę padłem uderzając kaskiem o korzeń, zawodnik z klubu Corratec jadąc za mną już nie zdążył wyhamować i wjechał mi w tzw. tyłek. Po krótkiej chwili pozbieraliśmy się i pojechaliśmy dalej. Kilka metrów dalej ukazała się górka dość duża o tyle że nawet nie próbowałem walczyć, od razu odpuściłem zsiadając z roweru podprowadzając go dość mocnym tempem tak żeby zaoszczędzić siły. Dość sporo błota w terenie uniemożliwiała niektóre manewry. Pierwszy podjazd tak naprawdę okazał się zwiastunem kilku mniejszych podjazdów. Dojechaliśmy do odcinka dość górzystego. Teraz ja jechałem z tyłu peletonu siedząc im na kole. Ale gdy trochę nabrałem sił i odpocząłem wybiłem się na przód.
Próbowali mnie zmieniać ale gdy jechali 30 km/h zacząłem męczyć się przy tej prędkości i szybko wybijałem się na przód jadąc co najmniej 32 km/h, to mnie trochę zgubiło.
Przy ok. 20 min przed metą widziałem peleton przed nami. Próbowałem narzucić tępo tak mocne jak tylko się da żeby ich dogonić rzucając wszystkie moje siły na jedną kartę jadąc w terenie 35 km/h a na asfalcie nie schodząc z minimalnej 40 km/h.
Niestety peleton przed nami był za silny na nasze możliwości i do końca nie daliśmy rady ich dogonić. Końcówka maratonu przebiegała przy zamkniętym pasie ruchu przez centrum miasta. Gdy prowadziłem peleton jadący równolegle z nami samochody nadawały mi tępa dzięki czemu mogłem rozpędzić się do ok. 50 km/h. Skrzyżowania oraz różnego rodzaju ronda były zabezpieczone przez służby porządkowe oraz policje dbających o bezpieczeństwo ruchu drogowego. Wjeżdżając już na metę, na pół drogi zagrodził autobus, ale na tyle że dało się łukiem wyminąć także nie było problemu. Niestety na mecie nic dobrego nie mogę powiedzieć o organizacji która nie posprzątała przy starcie taśmy która mnie zmyliła.
Gdy widziałem już bramkę Skandia zacząłem ostro cisnąć do przodu z prędkością 45 km/h, na podjeździe ukazała się taśma. Z daleka myślałem że to już jest punk zliczający czas z chipa ponieważ przejeżdżałem przez bramkę, uniosłem już ręce do góry dość mocno zwalniając a tu niespodzianka. Jeden z zawodników powiedział że to jeszcze nie meta. Miałem na twardym przełożeniu, była dość mocna górka, na tyle mocna że nie mogłem dość szybko uzyskać prędkości wyjściowej przy czym nogi miałem już tak obolałe że nie dawałem rady, nawet zaciskając zęby. Walka toczyła się na kilku metrach, zabrakło czasu i siły na podjeździe. Przez cały wyścig dawałem tępo peletonowi po to żeby przegrać końcówkę. Ale taki jest sport, nieprzewidywalny, dlatego trzeba docenić to piękno którego nikt nam nie zabierze, tych emocji i wrażeń. Na metę przyjechałem cały ubłocony ja i mój rower. Podziękowaliśmy sobie na mecie za rywalizacje. Spotkałem również Jacka z klubu który przyjechał cztery minuty przdemną. Jeden z zawodników Corratecu powiedział że jestem silnym zawodnikiem i że bardzo dobrze za mną się jechało, miło z jego strony.
Na trasie zdarzały się grupki kibiców którzy widząc zbliżający się nasz peleton bili brawo i krzyczeli dwaj dwaj! To bardzo miłe, motywowało do szybszej jazdy.
Ale nie tylko w terenie stali kibice, na odcinkach asfaltowych również, lecz dość większa grupka kibiców ponieważ przejeżdżało się przez centrum miasta.
Trasa ogólnie do łatwych nie należała mimo że przy starcie jak i na mecie czekała na nas spora ilość asfaltu ale tu prędkość nie schodziła poniżej 40 km/h. Gdy wjechało się już w teren to było istne błoto i glina. Z czasem przerzutki odmawiały posłuszeństwa ponieważ glina przyczepiała się niemal wszędzie dzięki czemu trasa nie należała do łatwych.
Dla mnie to dobrze, ja w takich warunkach czuję się bardzo dobrze mimo że jeżdżę cały czas na oponach przeznaczonych na suche warunki Kenda Karma, może to już przyzwyczajenie w tym roku?
w Kategorii zająłem 7 miejsce
w Open 15-te, mimo ze przegrałem w peletonie jestem zadowolony z rezultatu, jest to mój najlepszy dotychczas wynik na zawodach typu SkandiaMaraton
Do zobaczenia na następnych Zawodach.
Wyniki Dystansu Mini 45 KM Wyniki
- DST 33.00km
- Teren 33.00km
- Czas 01:31
- VAVG 21.76km/h
- VMAX 50.00km/h
- Podjazdy 420m
- Sprzęt B1 DRONE
- Aktywność Jazda na rowerze
MTB SKandia Maraton Lang Team V Edycja "Sopot"
Niedziela, 27 czerwca 2010 · dodano: 05.07.2010 | Komentarze 0
Dziś odbywały się zawody pt. Skandia Maraton LangTeam, była to już V Edycja z VIII.
Tym razem odbyły się w Sopocie padł również rekord frekwencji wszystkich dotychczas odbytych edycji. Na start stawiło się ponad 1300 zawodników oraz zawodniczek.
Trasa została wyznaczona przez miejscowych zawodników startujących regularnie w zawodach MTB. Wymagała dobrego przygotowania fizycznego pod względem kondycyjnym ale również nie brakowało technicznych zjazdów.
Był to mój pierwszy debiut w klubie „KSR Kościerzyna” lecz dzień nie zaczął się dobrze dla mnie, mimo bólu głowy postanowiłem wziąć tabletki przeciwbólowe i pojechać.
Część trasy maratonu znaliśmy z zwodów takich jak Family Cup oraz Bike Tour, były dość ostre podjazdy. Na początek czekał na nas podjazd pod Łysą Górę który dobrze pamiętaliśmy z ubiegłorocznej Edycji Family Cup. Stawka zaczęła się rozciągać, ale nie było to dość mocne tępo ponieważ tłumy zawodników blokujących uniemożliwiało wyprzedzanie. Próbowałem trzymać się na kole jednego z zawodników KSR, po odbiciu w lewo udało się wyprzedzić. Następnie bardziej stroma mała góreczka gdzie zdecydowałem wrzucić młynek, kilka razy podrzuciło mi przednie koło w górę, ale udało się podjechać. Widziałem kilku zawodników z Piast Słupsk koło siebie. Następnie dość mocno techniczny zjazd w tłumie ograniczał widoczność jadąc po różnych nierównościach oraz korzeniach.
Jechałem dość ostrożnie tym bardziej ze nie czułem się zbytnio na siłach, można powiedzieć że już od samego początku wiedziałem że nie zdobędę dobrego miejsca chociażby takiego jak w Olsztynie. W okolicach Oliwy był również piękny podjazd pod Pachołek, dobrze znałem ten podjazd ale nic pożytecznego nie mogłem zrobić, ciągle byłem blokowany. Jeśli się już rozpędziłem zajeżdżali mi drogę, na zjazdach nie ryzykowałem wyprzedzaniem, znałem te zjazdy z treningów i są zdradliwe, dość suchy piasek mógł spowodować niebezpieczny poślizg. Po jakimś czasie dogoniłem następnego kolegę z klubu ale z niebieskim numerkiem czyli z dystansu Medio. Próbowałem trzymać się na kole, gdy podjeżdżaliśmy pod jeden z ostrzejszych podjazdów znanych z Bike Tour. Dużo osób poschodziło z rowerów i zaczęło prowadzić rumaka. Wrzuciłem na młynek, jechaliśmy ok. 5 km/h byle by do przodu i nie schodzić z roweru, krzyczałem tylko ile siły miałem LEWA, lub UWAGA, usłyszałem tylko cyt. „sam uważaj my spokojnie prowadzimy” zostawiłem to bez komentarza, co niektórzy powinni poczytać sobie przed startem regulamin jak należy się zachowywać.
Mi udało się podjechać do samego końca bez schodzenia z rumaka, kolega poślizgnął się już na samej końcówce podjazdu na jednym z korzeni po czym opona zawirowała uniemożliwiając dalszą jazdę, usłyszałem tylko cholera.
Trasa była dość górzysta i ciężka, bardzo wąskie ścieżki które uniemożliwiały wyprzedzanie. Goniło się zyskując cenne sekundy po to by później stracić wlecząc się w korku z prędkością 15 km/h, ani z prawej ani z lewej nie można było wyprzedzić. Jadąc w takich korkach najwięcej sił traciłem. Uważam że 5 min przerwy pomiędzy dystansem Medio a Mini jest zbyt małym odstępem czasowym. Peleton nie zdążył się rozciągnąć gdy zaczęliśmy już doganiać. Zdarzały się dość niebezpieczne upadki, sam miałem na pewnym odcinku problem z opanowaniem rumaka. Gdy zjeżdżałem asfaltem ok. 50 km/h po pewnym czasie wjeżdżało się na szuter, znalazł się dość grząski piasek którego nie zauważyłem oraz kilka dość niebezpiecznych dziur. Zarzuciło mnie kilka razy w prawo i lewo lecz obyło się bez upadku na szczęście. Następnie podjazd pod który to co nadgoniłem na zjeździe straciłem na podjeździe gdyż dogoniłem dość liczny peleton jadący w korku z prędkością 10 km/h.
Nie można było wyprzedzić ponieważ dość wąska ścieżka to uniemożliwiała. Po prawej stronie dość głębokie błotko w stylu bagna uniemożliwiało ten sprytny manewr.
Udało się wyprzedzić dopiero gdy podjazd stopniowo się nachylał i rozszerzał. Niektórzy z zawodników ostro hamowali na zjazdach. Sam wjechałem prawie w jednego z nich gdy na zjeździe znanego z Bike Toura przy ul. Abrahama nagle dał po hamulcach z niewiadomego powodu, ostro odbiłem w lewo ocierając jedynie o oponę. To był odcinek jeden z nielicznych gdzie można było dość sporą grupkę zawodników wyprzedzić.
Przy okolicach 10 Km do mety dostałem kryzysu, opuściły mnie siły, czekałem tylko kiedy się ten maraton zakończy, na podjeździe wyprzedziłem jeszcze 3 zawodników jadących na dystans Medio. Po jakieś chwili gdy do mety były już tylko 5 KM dogonił mnie Sławek z Piast Słupsk oraz zawodnik który przyjechał do Trójmiasta z Olsztyna by wziąść udział w Maratonie. Jechaliśmy tak w trójkę. Sławek powiedział do mnie żebym cisnął bo już prawie meta, ale ja nie miałem siły.
Tak zmienialiśmy się co jakiś czas raz ja pierwszy raz Sławek. Gdy dojeżdżaliśmy już do mety chciałem ostro przycisnąć, zmieniłem bieg na twardszy, ale czułem że w tym dniu odpadnę. Nie byłem w dyspozycji. Na ostatnich metrach odpuściłem i jechałem jako trzeci z naszego peletonu. Pod koniec udało mi się trochę przycisnąć i dojechałem jako drugi z przewagą 2 sek. nad Sławkiem z klubu Piast Słupsk ale ze stratą 3 sek nad kolegą z Olsztyna.
Gdy przejechaliśmy linię mety podziękowaliśmy sobie za rywalizację podając rękę.
W końcowej klasyfikacji Open zająłem 56 miejsce na 408 startujących, w kat M2 – 19 miejsce.
Plusy:
Trasa bardzo fajna, Interwałowa, dość sporo ostrych podjazdów słynących z zawodów XC jak i technicznych niebezpiecznych zjazdów, takich Maratonów oby jak najwięcej bo ich brakuję, byłem mile zaskoczony urozmaiceniem trasy.
Jeśli chodzi o mój debiut w klubie to zaliczam do średnio udanego, ale nie jest tak źle na tyle osób, zdobyłem tylko dwa punkty mniej niż w Olsztynie a 10 oczek w dół.
Minusy:
Jeśli się do czegoś można przyczepić to jedynie czas pomiędzy dystansem mini a medio jest zbyt krótki, powinien wynosić co najmniej 15 min przestoju, bo 5 min to zbyt mało, za szybko zaczęliśmy doganiać peleton który jeszcze nie zdążył się rozciągnąć.
Wyniki dostępne pod linkiem:
Wyniki dystansu mini